***Amelia***
Telefon od promotora pomógł mi się odrobinę podnieść z emocjonalnego doła, w którym, jak pewnie wszyscy wiedzą,tkwię od jakiegoś czasu przez sytuację na uczelni. Mimo podjętej już jakiś czas temu terapii u świetnej i ogromnie ciepłej specjalistki, nadal ciężko mi się pozbierać. Tak naprawdę, to tylko dzięki Wojtkowi i Diance mam jeszcze resztki siły na to,żeby wstawać z łóżka i coś ze sobą zrobić. Choć miewam też dni, w które w ogóle nie chce mi się podnosić. Czy to możliwe,żeby grupa idiotów doprowadziła do stanu porównywalnego z załamaniem nerwowym? Tak, jak najbardziej! Chociaż najgorzej było ze mną, kiedy cała ta, jak to z Wojtkiem i panem profesorem określiliśmy, ,,afera doktorska", wybuchła. Wtedy miałam wrażenie,że boli mnie dosłownie wszystko.Czułam każdą komórkę swojego ciała, od głowy, do palców u stóp. A z racji moich studiów wiem,że ból jest sygnałem ostrzegawczym od organizmu. To takie wewnętrzne, biologiczne wołanie ,,Hej, coś się tu dzieje! Coś jest nie tak!". Tak wytłumaczyła mi to nauczycielka na lekcji w pierwszej liceum. Że czasem, jeżeli w porę nie powiemy ,,stop", to ciało prędzej czy później samo zrobi to za nas. I nie mam wątpliwości,że moje właśnie wtedy to zrobiło. A teraz...mogę stwierdzić,że chyba powoli wracam do żywych. To znaczy...jeszcze nie jest tak całkiem ok, ale na pewno lepiej niż było ostatnio. Znowu staram się zrobić coś wyłącznie dla siebie. Kilka dni temu z dna szuflady wykopałam ,,Sztukę kochania", chyba tylko po to,żeby znowu stwierdzić,że ginekologia to zupełnie nie moja bajka (przepraszam doktor Wisłocką ),ale mam nadzieję,że niedługo wszystko się poukłada.
***
- O, jest i nasza gwiazda kardiochirurgii- słyszę za sobą docinki kardiologów.- Czemu się tu nie pokazywałaś przez parę dni?
- Pewnie promotorowi dawała!
- Ja rozumiem marzenia,ale żeby dać się dla specjalizacji do tego stopnia upodlić...
Wiem,że specjalnie mówią to wszystko na głos. Chcą,żebym wyraźnie słyszała całą tę ich zazdrość i niezadowolenie z mojego( o ile tak to można nazwać) sukcesu. I słyszę, a nawet czuję. Bo słowa potrafią boleć. A te właśnie się do takich zaliczają. Gdyby zamiast mówić chodzili za mną z nożami, które co chwila wbijaliby mi w plecy i serce, mielibyśmy taki sam efekt. Może zabrzmię teraz jak klasyczna altruistka, ale po części jestem w stanie ich...zrozumieć. Zdaję sobie sprawę, jak ważną i uznaną osobą w środowisku medycznym jest Andrzej Bochenek i dla jak wielu lekarzy stanowi autorytet i inspirację. Mnie też pewnie by skręcało, gdyby ktoś obok miał coś, co w moim mniemaniu powinno być moje.
***
- Już jestem!-obwieszczam, wchodząc do domu.Przyjemne ciepło naszej klitki pozwala mi zapomnieć o panującym na dworze chłodzie i deszczu.
- Hej, skarbie. Trzymasz się jakoś?-zagaduje mnie Wojtek od progu, ciepło się jak zawsze uśmiechając.
- Nie zjedli mnie-przechylam głowę.- Ale za to werbalnie zabili.
- Aż tak?
- Tak. Szkoda mi czasu na gadanie o takich głupotach.
- Sądząc po twojej reakcji sprzed tygodnia, raczej nie były to dla ciebie głupoty- wytyka.
- Wiem.Ale przemyślałam to wszystko i... stwierdziłam, że pora odzyskać równowagę i mieć wywalone w tę bandę zazdrosnych idiotów.
- Poważnie? I nie rzucasz medycyny?
- Kochanie....ja nie po to męczyłam się z rozszerzoną chemią i wkuwałam wszystkie te idiotyczne wzory, reakcje i symbole,żeby teraz się tego wszystkiego wyprzeć, nic z tym nie robiąc.
- Wiesz,że już zaczynałem się martwić?
- Wiem. Ale niepotrzebnie. Po to poszłam do psychologa,żeby wiedzieć, jak sobie radzić w takich sytuacjach. I chyba zaczynam to umieć.
- Jestem z ciebie dumny, kocham cię.
- Ja ciebie też.
Hej!
Kochani, oficjalnie zaczęłam ferie, więc przygotujcie się na to,że będę Was męczyć rozdziałami;)
Mam nadzieję,że ten rozdział Wam się podoba<3
Do następnego!
P.
PS.Przepraszam za długość pierwszego akapitu. Poniosło mnie, haha:)
CZYTASZ
Miłość bez barier TOM II
Teen FictionAmelia i Wojtek wyjeżdżają na studia. Świetnie się rozumieją i pomimo jego dysfunkcji chcą żyć jak każda inna para, stawiając czoła krzywym spojrzeniom, głupkowatym uśmieszkom i innym tego typu reakcjom otoczenia. Pozwólcie,że zaproszę Was na kolejn...