Rozdział 22

3 0 0
                                    

Camellia

Na początku mojego genialnego pomysłu wszystko szło zgodnie z plane. Poćwiczyłam, jak chce przekazać informację o związku jego siostry z moim przyjacielem. Nawet zaprosiłam wujka Elliot, aby ocenił mój dobór słów. Według niego, gdyby on się tak dowiedział zareagował, by spokojnie. A że ja bardzo ufałam Will wierzyłam, że uda mi się.
Na początku tygodnia... Nie mogłam powiedzieć, że przyszedł mnie odwiedzić, bo robił to za często. Po prostu przyszedł do mnie Grayson. Jak do mnie przyszedł byłam z Will. Z braku laku rozmawialiśmy o porodzie. Właściwie to on coś mówił, bo ja tylko się skrzywialam i prostowałam.
- Dam sobie rękę, że urodzisz jeszcze w tym tygodniu - mówił, zabierając swoje rzeczy, gdy zobaczył obok stojącego Williams. - Jak będziesz miała jakeś pytanie to wal śmiało - powiedział, stojąc w dziwiach. Pomachał do mnie ręką i się ulotnił.
Grayson po patrzył się na mnie, aby chwilę później przyłożył swoje czoło do swojego.
- Tęskniłem - powiedział, składając krótki pocałunek na moim wargach. Nie umiałam powstrzymać uśmiechu, który zagościł ma moich wargach. Posunęłam się, aby wiedział, że może położyć. Położył się obok mnie. Spojrzałam na niego i nagle nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Odgarnął moje włosy do tyłu i potarł mój policzke.
- Co się stało? - Zapytał się, nie przestając pocierać mojego policzka. Przesunęłam się bliżej chłopaka.
- Liv ma chłopaka - wydusiłam przez ściśnięte gardło.
- Co do kurwy? - Zapytał się mnie, a w jego głosie było słychać zdenerwowany.
- Nie denerwuj się - mówiłam, zaczynając szlochać. Grayson jak zobaczył moje łzy otarł je kciukami.
- Dobrze, tylko nie płacz - na jego twarzy pojawił się piękny uśmiech.
- Znasz go - pociągnęłam nosem. - To na prawdę dobry człowiek, trochę zraniony.
- Mówisz o Elliot?
- Tak - znów zaczęłam płakać. Grayson mocno przytulił. - Oj - powiedziałam, gdy na sekundę odsunęłam się od Williams. Zobaczyłam, że osmarkałam mu koszulkę. Chłopaka zobaczył o co mi chodziło i nic mi nie powiedział. - Mogę dać ci jakaś swoją koszulkę?
Zapytałam się go. On nic mi nie powiedział, tylko popatrzył się na mnie. Puścił mnie i zmienił pozycję. Usiadł po turecku i poprawił włosy.
- Zmieńmy temat, bo znów się odwodnisz
- powiedział patrząc na mnie. W odpowiedzi pokiwałam głową. - Słyszałem, że do końca tygodnia masz urodzić, jak się z tym czujesz?
- Dobrze, a wręcz bardzo dobrze. Po tych ciężkich dwunastu lat wreszcie jakieś światełko w tunelu.
- OMG moją psiapsi będzie miała bombelka
- brunet zaczął nawijać jak prawdziwa przyjaciółka. - Nie mogę się doczekać wspólnych spacerków. Na urodziny kupię wam meching ubrania. OMG będę móg siedzieć u ciebie dniami i nocami.
Śmiałam się przez niego wniebogłosy. Już od dłuższego czasu nie czułam się tak szczęśliwa, jak w tamtej chwili.
- Camellia ja nie żartuję - powiedział, ja zaśmiałam się jeszcze głośniej. Zauważyłam, że Grayson przybliżył się do mojej osoby. Położył mi ręce na mojej twarzy i potarł moje policzki kciukami. Przyciągnął moja twarz bliżej swojej i zaczął mnie całować. Mój śmiech został stłumiony przej jego pocałunek. Odsunął się lekko ode mnie i przyłożył moje czoło do swojego.
- Zgłupiało mi się troszkę - zaczął, nie odsuwając się ode mnie. - Ale obiecuję ci, że dotrzymam każdej złożonej tobie obietnicy.
Mówił z swoimi uśmiechem na twarzy. Nie wiedziałam co na to wszystko mogłam mu powiedzieć. Wpadłam mi do głowy obietnica, którą mógł mi złożyć.
- Każdą? - Zapytałam się.
- Mhm... - mruknęł.
- Nie zostawisz mnie nawet, gdy tej mnie już nie będzie?
- Nawet, gdy staniesz się innym człowiekiem.
Uśmiechnęłam się, przygryzając wargi. Patrzyłam tak na Grayson, który przepiękne się uśmiechnął. Ten widok niesamowicie mnie rozczulał.
- Będzie zabawnie jak urodzę w urodziny Stormi.

Grayson

Nie dowierzałem w to co powiedziała Cami. ,,Stormi". Była jedyną osobą, która zobaczyła moją mamę w ostatnim czasie. Nie dość, że wiedziała jak ma na imię to jeszcze wiedziała, kiedy się urodziła. Nie przypominałem sobie, aby kiedykolwiek wspominał coś o mamie.
- Kiedy się urodziła? - Zapytałem, wciąż nie mogłem uwierzyć, że wie takie rzeczy.
- 12 listopada - odparła bez chwili namysłu.
Byłem przerażony.
- Nazwała cie swoim spóźnionym prezentem, ponieważ urodziłeś się 12 grudnia - patrzyłem na nią wielkimi oczami.
Wiedziała, jak nazwała mnie mama, gdy się urodziłem.
Nagle poczułem wstyd. Ja nawet nie wiedziałem w jakim miejscu się urodziła. Wiedziałem, że byłem od niej starszy, ale nie o ile.
- Ja pierdole... - jęknąłem. Przybliżyłem nogi do klatki piersiowej i schowałem w nich głową. Usłyszałem, jak blondyneczka chichocze. - Ja nawet nie wiem, kiedy ty się urodziłaś. Ani o ile jestem od ciebie starsz.
- Nie obchodzę urodzin, więc jeden pies. A jesteś ode mnie o rok, dwa miesiące i szesnaście dni.
Uświadomiłem się, że Camellia musiała po jakiś wydarzeniach zbudować mur wokół siebie. Mur był na tyle trwały, że nieważne jakbym się starał to i tak bym go nie zburzył. Tylko ona sama mogła to zrobić. A zgodnie z obietnicą byłem przy niej. Nawet jeśli miałem poznać inną dziewczynkę. Która nie była obojętna, tylko zraniona.
Byłem gotowy ją poznać.
Chwyciłem ręce dziewczyny, aby na nie popatrzeć. Były takie delikatne i szczupłe.
- Trzeba zburzyć ten mur, kochanie.

Why do you hate me?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz