Rozdział 32

8 0 0
                                    

Camellia

Patrzyłam wciąż zszokowana. Mógłby mnie w tamtym monęcie okłamać i powiedzieć, że to nie jego bliźniaczka. Ale w ogóle bym mu nie uwierzyła. Byli do siebie tak strasznie podobni.
Poczułam wielką ulgę, gdy zobaczyłam, że dziewczyna miała na sobie czarną top z długim rękawem i do tego czarne jeansy baggy high waist.
- Hejka jestem Natasha Williams - powiedziała, miło się do mnie uśmiechając. - Starszy siostra Grayson- spojrzała się na brata, złośliwe się uśmiechając.
- Chodzisz do jednej klasy z White? Charlie White?
- Zapytałam się, przypominając sobie o dziewczynie, o której opowiadał mi seksowniejszy bliźniak.
- Tak! - Krzyknąła radośnie Natasha. - Ten świat jest jednak taki malutki, co nie Cama? - Zapytała się mnie. Płot twist był taki, że ja i Natasha o sobie słuchałyśmy od Charlie, który nigdy nie raczył nas sobie przedstawić. Kiedyś nawet chciałam się zapytać Grayson, czy nie ma kuzynki w East Boston High School.
- Co nie Nat? Boże nie zliczę ile razy prosiła Charlie, aby do ciebie zadzwonił i umówił nas na spotkanie! - Krzyknąłam również radośnie, jak ona.
- Co się tu dzieję? - Zapytała się kobieta za Natasha. Była niższa od dziewczyny o głowę. Miała kręcone rude włosy. Na sobie białą koszule i czarne spodnie garnitórowe. Spojrzała na mlodego Williams. - Wiesz czemu Charles jest zły? Spytała się go na wejściu kobieta. Bez rządnego ,,Miło cie widzieć" lub ,,Boże jak my się dawno nie widzieliśmy". Przecież nie musiała mówić tego szczerze. Tak po prostu dla zasady.
- Tak, wiem - odpowiedział jej Grayson, nie zamierzając się jej tłumaczyć.
I dobrze zrobił.
- Ty pewnie jesteś dziewczyną Grayson
- powiedziała kobieta mierząc mnie wzrok.
- Jestem Elizabeth Williams - mówiła, wyciągając do mnie rękę.
Grayson kazał mi się nie przejmować.
- Mój ojciec zawsze powtarza - zaczęłam najbardziej obojętnie jak umiałam. - Jeżeli ktoś najpierw ktoś cię mierzy wrkokiem, nie należy mu podawać ręki.
Mój tata tak nigdy nie powiedział, ale czy ona musiała o tym wiedzieć?
Elizabeth otworzyła w szoku usta, a oczy jej prawie wypadły. Kątem oko spojrzałam na bliźniaków Williams, który byli w nie małym szoku.
- Camellia Wilson - powiedziałam, wrednie się szczerząc. Kobieta kazała nam wejść do środka. Dom już na wejściu zabierał dech w piersiach. Wyglądał jak Rezdecja Wayne z serialu Tytani. Zobaczyłam pana Williams, schodzącego z małą szatynka na rękach. Grayson uśmiechnął się na widok tej dwójki. Puścił moja rękę i podszedł do nich. Wziął dziewczynkę na ręce. Przypominał mi tym mojego tatę, kiedy to Josie była małą i tata nosił ją wszędzie na rękach. Gray przywitał się z dzieckiem i podszedł z nią do mnie.
- Aurora to...
- Masz na imię Aurora?! - Krzyknęłam, przerywając tym Grayson, który posłał mi zirytowane spojrzenie. - Jak jakąś księżniczka Disney.
- Widząc, że ty i Sullivan jesteście rodziną - zaśmiał się.
Co ja mogłam za to, że ja i mój kuzyn zachowujemy się podobnie?
- Aurora to jest...
- Parker Sullivan? - Zapytała się Natasha, przerywając już chyba wkurwionemu Grayson.
- Tak znasz go? - Zapytałam się podekscytowana faktem, że najprawdopodobniej znała mojego kuzyna.
- Spierdalaja Natasha, bo wkurwiasz mnie już
- syknął do niej. Dziewczyna spojrzała się oburzona na ojca, który próbował się nie śmiać. Podszedł do córki, chwytając ją za ramię i oboje poszli w głąb domu.
- Aurora to jest moja dziewczyna Camellia
- pozwoli dziewczynce się na mnie na patrzeć, a potem kontynuował: - Camellia to jest moja córka Aurora.
Znów tego dnia opadła mi szczęka. Nie powiedział mi nigdy, że ma dziecko. A przecież mówiliśmy sobie o prawie wszystkim. Nie wiem czemu, ale trochę mnie to zabolało.
Charles zawołał naszą trójka, abyśmy powoli zaczęli siadać przy stole. Grayson poszedł do kuchni wraz z siostrą, a ja zostałam z małą wersja Grayson. Dziewczynka była do niego bardzo podobna. Miała taki sam prosty nos, nie za wielke usta. I oczy. Jej oczy były tak samo piękne, jak oczy Grayson.
- Mój tatuś ma szczęście - zaczęła słodkim gloskiem Aurora. - Że ma taką piękna dziewczynę jak ty - mówiła, wpatrując się we mnie. Ciepło rozlało się po moim całym ciele. Była to najpiękniejszą rzecz jak dziś usłyszałam.
- Grayson już przyjechał?
Krzyknął wysoki szatyn, który właśnie wszedł do jadalni.
Max Williams.
Znałam go. Głównie ze szpitala, w którym przebywała moja siostra. Czasami, gdy u niej byłam on przychodził do niej w odwiedziny.
Zaczęłam się modlić, by mnie nie rozpoznał.
Posłał mi zaskoczone spojrzenie, a potem przeniósł wzrok na szatynke, siedzącą obok mnie.
- Siema młoda - skierował swoje słowa do Aurora. Ja wstałam i zdążyłam wyciągnąć do niego rękę.
- Miło cie znów widzieć, Camellia - mówił, gdy wstawałam się przywitać. Wyciągnąłem w jego stronę rękę. - Słyszałem o two...
- Nie dotykaj jej i czego chcesz? - Zapytał się go, wchodzący Williams, brzmiący na zirytowanego.
- Sama mi podała - powiedział, wrednie się uśmiechając w stronę Gray. Młodszy Williams stanął przede mną. - Na pierwszy rzut oka widać, że mądrzejsza niż Natalie.
- Dla własnego dobra lepiej jak zamkn..
- Chłopacy - przerwał zdenerwowany Charles.
Elizabeth kazała nam usiąść do obiadu. Usiadłam spowrotem tam gdzie siedziałam. Jadłam spokojnie, modląc się żeby nikt nie zaczął zadawać mi jakichkolwiek pytań. Nie, że nie lubiłam mówić o sobie. Aczkolwiek zawsze gdy to robiłam inni nazywali mnie idealna córka lub uczenica. A ja strasznie tego nie lubiła. Mama zawsze mi powtarzała, abym nie robiła z siebie Idealnie, bo to nie prowadzi do niczego dobrego. Nigdy nie robiłam z siebie kogoś takiego, bo to ludzie zrobiło ze mnie Ideał.
Poczułam, jak mój telefon zaczął wibrować. Podniosłam go, aby zobaczyć przychodzące połączenie od Charlie. Trochę się ze stresowałam, bo przypomialam sobie co miał do mnie załatwić. Przełknęłam głośno ślinę i zaczęłam się powoli podnosić. Byłam zerstesowana w chuj.
- Przepraszam na chwilę - mówiłam, wstając i odbierając połączenie. Przyłożyłam telefon do ucha, czekając aż White sie odezwie. Ale ten milczał. Zaczęłam obawiać się, że miałam rację co do szatyna.
- I jak? - Zapytałam się zniecierpliwiona.
- Nie wiem, czy się ucieszysz, czy nie - zaczął spokojnie, a ja miałam ochotę zabić go za ten spokój. - To nie ja.
- Na prawdę?! - Krzyknęłam, nie mogąc w to uwierzyć.
- Tak, możesz spać spokojnie - zaśmiał się, a ja się uśmiechnęłam. - Dobra muszę kończyć, bo rodzice w końcu mnie na odwyk wezmą.
- Nie jest tam tak źle, jak ci się wydaję - zaśmiałam się, przypominając się czemu już nie biorę narkotyków. - Pa, kocham cię.
- Ja ciebie też - powiedział i się rozłączył. Odetchłam trochę z ulgą.
Wróciłam do reszty z spokojną, jak chyba nigdy wcześniej głową. Usiadłam tam gdzie siedziałam wcześniej. Grayson posłał mi pytające spojrzenie, na co ja się uśmiechnęłam.
- Camellia - zaczęła macocha Grayson, na co wszyscy przenieśliśmy na nią wzrok. - Jesteś jak Grayson w ostatniej klasie liceum?
O nie.
- Tak - odpowiedziałam, czując gulę w gardle. Wzięłam łyk wody, która stała nie daleko mnie.
- Co chcesz robić po liceum? - Zapytała, a ja poczułam, jak robi mi się duszno.
Dobra Camellia. Z gorszych gówien wychodziłaś.
- Przejmuje kancelarie taty, nic wartego uwagi
- wzruszyłam ramionami, w duchu modląc się żeby skończyła temat.
- No chyba, że jest się córka jednego z lepszych prawników w Ameryce - powiedział Max, uważnie mi się przyglądając. - Idealna córka prawnika.
I tego kurwa stwierdzenia nienawidziłam całym sercem.
- Dobrze, dojdzie dziewczynę spokój - powiedział Charles, na co ja posłałam mu dziękujący uśmiech. Prawda była tak, że ojciec Grayson wiedział, że dobiegalam od Ideału. Odbiegałem na za mało powiedziane. Tu bardziej pasowało nieosiągalny.
Skończyliśmy obiad już bez wypływania mnie o moja przyszłość. Skupiłam się na rozmowie z Natasha o Parker. Nabrałam ochoty zadzwonienia do Charlie i go zwyzywać. Mnie nie raczył poznać z Natasha. Ale już Sullivan tak.
No co za chuj.
Po obiedzie leżałam na Grayson, słuchając opowieści Aurora. Dziewczynka była strasznie podekscytowana faktem, że jej tata wróć do domu. Grayson kiedyś zaśmiał się, że jestem, jak niedziwec. Ponieważ za zwyczaj po jedzeniu idę spać. Dziś gdyby nie małą szatynka mówiła ciszej już dawno bym spała.
- Czemu Cami śpi - Zapytała się małą wersja Grayson.
- Bo Cami jest jak niedzwiadek - wyjaśnił jej brunet. - Po jedzeniu idzie spać.
- Nie prawda... - przerwałam, ziewając. - Gdybyś mnie w noc nie zagadał to teraz bym nie przysypiała.
- Dobra, nie gadaj, tylko śpij - poradził mi Grayson, na co przewróciłam oczami. Mógł do mnie w nocy nie gadać. Zamknęłam oczy, wtulając się mocniej w ciało bruneta. Chyba rodzeństwo Grayson pomyślało, że śpię, bo usłyszałam głos Max.
- Nie jest ci ciężko? - Zapytał się Grayson. Chłopak mocniej wcisnął moje ciało do swojego.
- Camellia ma niedowagę jakiś piętnastu funt. Więc nie, nie jest mi ciężko - zaczął Grayson wkurwiony. Usłyszałam jak czyjś telefon zaczyna dzwonić podniosłam głowe. Grayson nie puszczając mnie podał mi mój telefon. Na ekranie pisało imię mojej przyjaciółki.
- Hejka Camellia - powiedziała niemal, że od razu dziewczyna.
- Co się stało? - Zapytałam zaspana, choć nie spałam. Williams zjechał rękoma po moich plecach, aby położyć jej na moim tyłku i przyciągnął mnie tak, aby słyszeć moja rozmowę z przyjaciółka.
- No bo... Ja i Chris...
- Naya do chuja do rzeczy - mówiłam, irytując się, że nagle się czymś krępuje.
- Elo Cami - powiedział w słuchawce Chris.
Boże co oni zrobili?
- Rozjebaliśmy łóżko z Naya - powiedział wreszcie.
- Jak? - Zapytałam się równo z brunetem.
- Czy ty nigdy nie zniszczyłaś czegoś, gdy uprawiałaś seks?
- Złamałam łokieć, ale było warto - powiedziałam, na co Grayson parsknęł głośnym śmiechem.
- Dobra, zadzwońcie do mojego taty. On wam pomoże bez zadawania pytań.
- Dziękuję, Camellia - odezwał się Chris zanim się rozłączył.
Byłam piepszoną córeczką tatusia.

***

Grayson

Jechałem do domu Florence z Camellia pogrążonym we śnie. Była nie zwykle uroczą, gdy leżała skulona, a każdy jej włos szedł w własnym kierunku. Dziewczyna przekręciła się na drugi bok, mamraczac coś pod nosem. Spojrzałem na nią, ta miała otwarte oczy i patrzyła się nimi na mnie.
- Pytaj - powiedziałem cicho.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi o Aurora?
- Zapytała się również cicho. Jej spokój w głosie był niesamowicie przyjemny.
- Jej mama była dla mnie ucieczka od tego posranego świata - zacząłem, przelotnie patrząc na dziewczynę. Ona wpatrywałam się we mnie niebiesko zielonymi tęczówkami. - Może gdyby dwa lata temu nie zmarła dalej byśmy byli razem. Ale nie. Zaszła ze mną w ciążę i uparła się by urodzić Aurora.
- Znałam dziewczyną, która miała chore serce. Miała chłopaka, którego w chuj kochała. Obywśliła plan, jak zostawić mu cząstkę siebie. Jej plan był dobry, lecz nie przemyślała, że gdy będę rodzic serec jej wysiądzie. Nazywała się Natalie O'Brien.
Serce mi stanęło.
Ona tego nie powiedziała.
Nie.
Zdawało mi się tylko.
Natalie O'Brien.
Matka Aurora i moja dziewczyna.
Camellia ją znała.
- Skąd ją znałaś? - Zapytałem się.
- Mam starszego brata, który zna się z Florence i Cameron. Masze poznanie było czystym przypadkiem. Ale nie żałuję, że ja poznałam. Czy możemy pogadać jutro?
- Tak, kochanie - powiedziałem, blado się uśmiechając. Bladynka obróciła się na drugi bok i znów poszła spać.

Gdy parkowałem przed domem, Camellia wciąż spała. Zaniosłem ją do sypialni, ale zanim tam dotarłem zatrzymał mnie głos Cam, który prosił mnie, aby do niego przyszedł. Zgodził się. Zbiegłem dosyć szybko ze schodów. Usiadłem obok Cameron w salonie, który należał do szklanki jakiś trunek. Podał mi jedną i życzył smacznego.
- Jak tam u Aurora?
Cameron wyglądałem się prze przypadek o Aurora. I specjalnie o Camellia. Myślałem, że po śmierci Natalie nie pokocham nikogo jak ją. Ale się myliłem. Camellia chyba kochałem odkąd jedenaście lat temu tata przyprowadził ją do przedszkola.
Miała w sobie coś czego nie miały inne dziewczynki w jej wieku. Natalie kochałem za to, że na jakiś czas pozwoliła mi się wyleczyć z Camellia.
- Dobrze, ale jest nie pocieszyna, że nie mogłem jej zabrać ze sobą - powiedziałem, odkładając szklankę na stoliku kawowym. Spojrzałem się w stronę Cameron. Ten wyglądaj jakby poważnie się nad czymś zastanowił.
- Jeszcze sześć dni - pocieszył mnie Young.
Jeszcze sześć dni do moich urodzi. Jeszcze sześć dni do dnia, w którym Aurora będzie mogła za mieszkać ze nią.

Why do you hate me?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz