𝐩𝐨𝐯 𝐠𝐚𝐛𝐢
Kiedy się obudziłem zauważyłem że leżę wtulony do Ricardo, na początku byłem lekko zaskoczony ale przypomniałem sobie o wczorajszym dniu... Ugh... Odsunąłem się od chłopaka który już nie spał tylko przyglądał coś w telefonie. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
–jak się spało?– spytał, o dziwo żadnych koszmarów nie miałem, aż dziwne..
–um.. Chyba dobrze– wymamrotałem po czym usiadłem.
–to dobrze– odpowiedział i jeszcze raz się uśmiechnął po czym wstał i się zapytał:
–chodź, zrobimy sobie śniadanie i się ogarniemy– spojrzałem w podłogę, od jakiegoś czasu nie miałem apetytu a do tego wyzwiska tego mężczyzny że powinienem schudnąć i w ogóle.. Ugh..
–hej coś się stało?– na jego słowa lekko podskoczyłem po czym spojrzałem na chłopaka i się uśmiechnąłem, tyle że to był wymuszony uśmiech.
–niee jest git.. Um.. Aa mogę później u siebie zjeść? Wiesz, teraz nie jestem głodny.. – wytłumaczyłem nie śmiało na co on usiadł obok mnie i spojrzał na mnie zmartwiony.
–gabiś, wszystko w porządku? Zawsze dużo jadłeś a teraz? – miał rację, co było tego przyczyną? Nie wiem, lecz wolę udawać że jest w porządku niż kolejny raz się przed nim spowiadać, wczoraj już wystarczająco się rozkleiłem a nie powiem mu że uważam że mi się przytyło co mnie martwi bo on zacznie mi wmawiać że to nie prawda, po prostu lepiej jest udawać.
–co? Wydaje ci się- powiedziałem.
–gabi, mów o co chodzi.
–o nic!
–gabi.- spojrzał na mnie poważnym wzrokiem przez co przeszły mnie dreszcze po czym ciągnął dalej:
–powiedz, czy on ci coś jeszcze zrobił? Proszę powiedz– mówił poważnym ale też zmartwionym i spokojnym tonem. Nie chce mu mówić ale chyba nie mam wyjścia, ugh... Czemu to takie ciężkie..
–um.. – jak to zacząć... Nie chce go martwić.. –umh.. Nie chce cie martwić, po prostu zjem w domu– powiedziałem cicho nie patrząc na przyjaciela.
–gabi, proszę spójrz na mnie– rzekł. n
Nie spojrzałem na niego więc on sam przechylił moją głowę tak abym na niego spojrzał i zadziałało.
–powiedz co się dzieje, to do ciebie nie podobne– ciągnął dalej. Spociły mi się ręce ze stresu, wziąłem głęboki oddech i cicho zacząłem:
–um.. No.. Kiedy uciekłem to jeszcze słyszałem jak krzyczał w moją stronę wyzwiska.. Wiesz.. Że jestem gruby i no... A-ale.. On jakiegoś czasu czułem że muszę schudnąć... – na wspomnienia o wczorajszym dni poczułem jak napływają mi łzy do oczu.
–gabi.. Ale ty przecież nie jes –
Nie dokończył bo mu przerwałem:
–wiedziałem że tak będzie! Właśnie dlatego nie chciałem ci mówić bo wiedziałem że zaczniesz mi wmawiać że jestem chudy a nie gruby! – podniosłem głos i łzy mi poleciały po policzkach jednak po chwili czułem jak ktoś mi je wyciera, to był Ricardo..
–gabiś, na prawdę nie jesteś gruby– już chciałem mu ponownie przerwać ale on delikatnie położył palec na moich ustach po czym mówił dalej:
–dla mnie jesteś piękny, nie musisz się wcale zmieniać– po czym ciepło się uśmiechnął. Nie wiedziałem co odpowiedzieć, po prostu patrzyłem na niego zaszklonymi oczami. Nie.. Dla mnie jestem zbyt gruby... Ale.. Ricardo uważa inaczej.... Nic już nie wiem.. Chłopak chyba zauważył moje zgubienie więc zamknął oczy i zdjął palec z moich ust a po chwili powiedział:
–to co? Idziemy coś zjeść? Proszę chociaż trochę– spojrzałem na podłogę w namyśle.
–eh dobrze, ale nie każ mi dużo jeść. Zgoda?
–zgoda– odpowiedział z delikatnym uśmiechem na ustach po czym poszliśmy na dół do kuchni. Postanowiłem że zrobię sobie tylko płatki, niby płatki to już coś ale w przeciwieństwie do tego ile jadłem wcześniej no to jednak mało. Kiedy Ricc robił sobie jedzenie to spoglądał na mnie ze zmartwieniem. Nie rozumiem o co mu chodzi, przecież nie jem mało po prostu jem mniej niż wcześniej a to jeszcze nic nie znaczy. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść swoje śniadanie, jednak ja głównie grzebałem łyżeczką w misce, nic nie poradzę że nie mam apetytu.. Ugh..
–wszystko w porządku? Zjedz chociaż trochę
–nie mam ochoty– Ricardo przez jakiś czas zastanawiał się co zrobić aż wreszcie uśmiechnął się pod nosem, wziął moją miskę razem z łyżką, przez chwile zastanawiałem się co robi ale on.. Chciał mnie nakarmić?.. Spojrzałem na niego jak na debila a on tylko się śmiał pod nosem.
–leci samolocikkk– i dał mi łyżeczkę pod nos, go coś boli?..
–nie jestem małym dzieckiem! – powiedziałem podniesionym tonem jednak sam ledwo co powstrzymywałem śmiech.
–ciii jedz dziewczynko bo stygnie ci– westchnąłem cicho i wziąłem łyżeczkę do ust. W skrócie, czułem się jak małe dziecko.. Odwdzięczę się mu.. Udało mi się zjeść całą miskę z pomocą muzyka lecz nadszedł czas aby się ogarnąć do wyjścia. Siedziałem w toalecie z półtora godziny aż wreszcie wyszedłem.
–japierdole gabi z tobą gorzej niż z babą... – na jego słowa cicho zaśmiałem się pod nosem i czekałem aż on sie ogarnie. W jego przypadku zajęło to pół godziny.. Jak on to robi?.. Przed wyjściem zrobiliśmy partyjke szachów, oczywiście wiadomo kto wygrał.. Muszę się wreszcie nauczyć wygrywać.. Niestety musiałem już wracać do domu a nie miałem w ogóle ochoty wracać do pustego domu, eh.. Przy drzwiach spojrzałem nie śmiało na muzyka i spytałem nerwowo:
–um.. Ricci.. Odprowadzisz mnie do domu? No wiesz..
–no jasne, dla mnie żaden problem chodź– i wyszliśmy razem. W czasie drogi rozmawialiśmy o głupotach ale niestety przyszedł czas rozłąki. Pożegnałem się z przyjacielem i wszedłem do swojego pustego domu.
CZYTASZ
𝐟𝐢𝐧𝐝 𝐰𝐡𝐚𝐭 𝐰𝐚𝐬 𝐥𝐨𝐬𝐭[takuran]
Romancegabi i Ricardo byli sobie bardzo bliscy, są przyjaciółmi od przedszkola, jednak kiedy w szkole pojawia się aitor cazador niespodziewanie w ich relacji coś się zmienia..