.•♫•♬• 𝒓𝒐𝒛𝒅𝒛𝒊𝒂ł 𝟗•♬•♫•.

152 9 4
                                    

𝐏𝐨𝐯 𝐑𝐢𝐜𝐚𝐫𝐝𝐨

Siedziałem w swoim pokoju grając na fortepianie i zastanawiałem się co mam zrobić. Owszem, zamierzałem powiedzieć gabiemu, że nic aitorowi nie zrobię ale kiedy? Co mu powiem? Jak mi nie uwierzy? Jeszcze ta groźba aitora... Ale w sumie... Co może mi zrobić zwykły nastolatek? Eh..
Próbowałem skupić się na grze, jednak za każdym razem kończyło się na tym, że w swojej głowie miałem ciągle obraz gabiego, który co jakiś czas stawał się bardziej.. No wiecie.. Ostatecznie wstałem i zacząłem chodzić po pokoju próbując powstrzymać myśli ale coś mi nie wychodziło..
–stop– powiedziałem sam do siebie. Dobra, idę teraz do niego. Nie mam pojęcia co mu powiem ale jednak coś powiem. Przebrałem się w swój zwykły strój bo dalej paradowałem w mundurku raimona, po czym wyszedłem z domu kierując się w stronę domu ukochanego. W czasie drogi, układałem sobie w głowie najróżniejsze scenariusze ale chyba żaden się nie spełni..

Nawet nie zauważyłem kiedy znalazłem się pod drzwiami garci. Dobra, teraz albo wcale. Zadzwoniłem do drzwi, minęła już jakaś minuta i nikt nie otworzył więc postanowiłem, że zadzwonię po raz drugi. Wreszcie usłyszałem głos chłopaka mówiący "już idę " i otworzył mi sam gabi, no bo kto inny? Chłopak był zszokowany moją wizytą i szybko chciał zamknąć drzwi, jednak ja je szybko złapałem
I zacząłem błagać chłopaka by mnie posłuchał na co się niechętnie zgodził.
Spojrzałem na jego nadgarstki. Były.. W bandażach?.. Nie chciałem go jeszcze bardziej stresować więc zacząłem mówić:
–więc tak, gabi... Ja NIC aitorowi nie zrobiłem bo ja przez cały czas byłem w domu, ja nie wiem co on ci nagadał poza tym że go niby pobiłem ale to nie prawda... Kiedy byłeś na mnie obrażony i nie wiedziałem o co ci chodzi powiedziałeś bym spytał się aitora więc to zrobiłem i w tedy właśnie się przyznał, że on kłamał.. Że on tylko chciał byśmy się skłócili... Uwierz mi... – gdy skończyłem mówić, różowo włosy chyba nie mógł uwierzyć własnym uszom.
Chłopakowi napłynęły łzy do oczu i rzucił mi się na szyję przepraszając za swoje zachowanie i błagając bym mu wybaczył. Jestem już przyzwyczajony do tego, że gabi jest bardzo wrażliwy i wszystko bierze do siebie więc to normalne, że tak zareagował.
Przytuliłem delikatnie chłopaka w pasie i powiedziałem, że nie ma za co przepraszać. Garcia zaproponował bym wszedł do domu na co się zgodziłem. Usiadłem na kanapie, a gabi obok mnie i skulił się w kulkę na łóżku. Z jednej strony wyglądał tak uroczo a z drugiej serce się krajało gdy widziałem go w takim stanie...
–jak się czujesz? – spytałem zmartwiony, na co on spojrzał na mnie tym wzrokiem który oznaczał że źle, ale nie umie tego powiedzieć.
–gabi... Na prawdę nic się nie stało... Nie przejmuj się, było minęło– zapewniłem chłopaka. Było to prawdą, na prawdę nic się takiego nie stało. Spojrzałem jeszcze raz na jego nadgarstki, postanowiłem, że się o nie spytam.
–gabi.. Czemu masz bandaże na rękach?.. –
𝐏𝐨𝐯 𝐠𝐚𝐛𝐢

Siedziałem na podłodze w swoim pokoju oparty o łóżko przytłoczony myślami. Nie rozumiem dlaczego czuje sie tak źle, przecież to nie moja wina, że ricc pobił aitora.. Stało się? No trudno. Nie... Ja nie umiem tak myśleć... Błagam niech się to okaże nie prawdą... Spojrzałem na szufladę w której powinien znajdować się pewien przedmiot. Nie... Nie powinienem... Ale ta ulga gdy się to zrobi... Wstałem i podszedłem do szuflady, po czym ją otworzyłem. Znajdowała się tam żyletka. Dobrze wiedziałem, że nie jest to wyjście, lecz nie zmienia to faktu że czuje po tym taką ulgę.. Nie robiłem tego od 3 lat. Kiedy kiedyś to robiłem, Ricardo był przy mnie i mnie wspierał a teraz?.. Okazuje się że pobił mojego przyjaciela. Czułem się na prawdę fatalnie więc drżącymi rękami sięgnąłem po przedmiot. Nie chciałem tego robić jednak głosy w mojej głowie mnie do tego namawiały. Zamknąłem oczy i zrobiłem jedno cięcie na nadgarstku. Byłem przekonany że to wystarczy jednak mi to nie wystarczało... Za mało... Za mało bólu... Zasługuje na ten ból... Zrobiłem jeszcze pare cięć kiedy niespodziewanie ktoś zadzwonił do moich drzwi. Szybko ubrałem byle jak bandaż jednak ten ktoś był strasznie niecierpliwy więc krzyknąłem, że już idę. Z szedłem na dół i otworzyłem drzwi i ujrzałem... Ricardo?.. Nie wierze... Z jednej z strony cieszę się, że go widzę a z drugiej.. To co zrobił... Chciałem zamknąć drzwi jednak chłopak mi przeszkodził i błagał bym go wysłuchał. Zgodziłem się bo gdzieś w sercu jestem przekonany, że Ricardo jest nie winny. Chłopak zaczął mi wszystko tłumaczyć. Okazało się, że aitor mnie okłamał... Nie wierze... Napłynęły mi łzy do oczu i mocno przytuliłem mojego przyjaciela, on zapewniał mnie, że nic się nie stało ale ja w to nie wierzyłem. Dlaczego ja muszę to wszystko brać tak do siebie?.... Wreszcie się od niego odkleiłem i zaproponowałem by wszedł na chwilę do domu na co się zgodził. Szatyn usiadł na łóżku a ja obok niego skuliłem się w kulke. Tak się bałem że mi nie wybaczy...
–jak się czujesz? – spytał, na co ja spojrzałem na niego wzrokiem który oznaczał że źle. Siedzieliśmy kilka sekund w ciszy kiedy on zabrał głos:
–gabi.. Czemu masz bandaże na rękach?.. – zamurowało mnie. Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć. Przecież nie powiem mu, że znowu to zrobiłem? Nie chce go martwić.. A co jeśli będzie się mną brzydził i mnie zostawi? Nie mogę przecież na to pozwolić...
–ee.. Uderzyłem się i mam jakieś tam siniaki ale jest git, serio–na pewno tego nie łyknie..
–w oba?
–ee.. Tak?..
–akurat, w takim razie pokaż to zobaczę czy rzeczywiście wszystko okej.
–co? Nie! To znaczy... Już je o patrzyłem.. – chyba to go nie przekonało.. No trudno.. Chłopak chyba zauważył że nie chce o tym gadać więc postanowił, że zmieni temat:
–mógłbym zostać na noc? Nie mam nic do roboty a razem zawsze raźniej co nie?
–a czy przypadkiem nie mamy jutro szkoły? – Ricardo chyba zapomniał o tym, że dzisiaj jest poniedziałek.
–racja... No trudno, najwyżej się spóźnimy– i się szeroko uśmiechnął. Ostatecznie się zgodziłem, w końcu muszę mu wynagrodzić to, że go olewałem.

𝐟𝐢𝐧𝐝 𝐰𝐡𝐚𝐭 𝐰𝐚𝐬 𝐥𝐨𝐬𝐭[takuran]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz