rozdział 7

314 22 10
                                    

Nie udało się.

Przeżyłem.

Ciekawe kto mi pomógł.
. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po sali. Remus spał na swoim miejscu. Bez unoszenia głowy spojrzałem na swoje ręce.

Były zabandażowane. Ktoś wszedł do sali. Zamknąłem szybko oczy. Usłyszałem głos Syriusza 

- Co ja mam tu robić? - spytał się zapewne pani Pomfey

- Masz pozamiatać i umyć okna, tylko bez używania różdżki - powiedziała. Poczułem jak kotary na mojim łóżku przesuwają się. Uff pomyślałem przynajmniej Syriusz mnie nie zobaczy - pomyślałem .

Weź się więc za robotę - powiedział pani Pomfey i jak wywnioskowałem z odgłosów zaczą zamiatać 

- i co mądrze było wygłupiać się za plecami McGonagal? - spytał się go Lupin

- Tak, przynajmniej nie siedzisz tu sam

- Ekhm - chrząkną, z czego wywnioskowałem że wskazał na moje łóżko

- A właśnie kto tam leży ?

Nie, nie nie nie nie nie nie kurwa.

- Nie wiem, od kiedy tu trafiłem nic się nie dział  - odetchnąłem z ulgą. Naprawdę nie zamierza mnie wyspać przed Syriuszem

- Tak jasne, wierzę ci  - powiedział sarkastycznie

- serio  - odpowiedział mu  - poza tym jestem zmęczony

- czym ? Leżeniem ?- spytał sarkastycznie Syriusz 

- Tą konwersacją - odparł mu Remus

- skończyłeś już ?

- Tak!

  - To choć pomożesz przygotować bandaże

- po co ? - usłyszałem oddalający się głos Syriusza 

- ponieważ dzisiaj jest mecz qwiditcha, a zazwyczaj ktoś ląduje w skrzydle szpitalnym że załamaniem

- Nieprawda - zaczą kłócić się mój brat - nie zawsze

-  niech cię będzie że zwykle, po ten możesz już sobie iść.

- A pani co będzie robić ?

- A co cię to interesuje - odpowiedziała mu pani Pomfey.




......




   - Reg musisz coś zjeść! Dzisiaj przyjeżdżają twoji rodzice żeby cię zobaczyć!

- Ale ja nie jestem głodny

- Jesteś tylko że wmowieles sobie że nie jesteś i że nie potrzebujesz jeść.-  Spojrzałem na Jamesa siedzącego na łóżku Remusa. - A ten czemu tu siedzi? -

Odwiedzam Remusa - odpowiedział Potter.

Od kiedy leżę w skrzydle szpitalnym powiedzmy szczerze zakolegowalem się z Jamesem na tyle żeby móc prowadzić z nim konwersacje. Wcześniej odzywałem się tylko i wyłącznie jeśli musiałem. Teraz jednak potrafiłem zainicjować rozmowę.

Oczywiście nadal uważałem ze jest debilem. Jednak dało się z nim żyć. Za godzinę przyjeżdżają tu moji rodzice.

Happy end /JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz