Rozdział 3

326 21 15
                                    

Po pierwszym tygodniu lekcji myślałem że gorzej już być nie może gdy nagle do mojego domitorium wpadł Barty Crouch ( tak wiem że był kilka lat starszy ale w mojim ff byli w jednym domitorium, więc mieli też po tyle samo lat)

- Coś się stało? - spytałem.

- Nie tylko profesor Slughon kazał przekazać że jutro masz poprawiać ten eliksir. Jednak mogło być gorzej.

- Całkiem zapomniałem - krzyknąłem i wyciągnąłem podręcznik do eliksirów aby sprawdzić co poszło nie tak w tamtym eliksirze. Spojrzałem na instrukcje i po chwili studiowania książki natrafiłem na fragment "mieszać raz w prawo a raz w lewo na przemian,, głosił podręcznik

- Wiedziałem że to nie moja wina - krzyknąłem - To ten dureń nie słuchał jak ma mieszać a potem ja jeszcze dodatkowo przemieszałem to tak jak później było napisane

- Serio, jak można być tak tępym ?? - Spytał Crouch

- Właśnie się zastanawiam

- Powiedziałem i pokręciłem głową.

Właściwie to nie lubiłem Barte'go ale w wielu poglądach zgadzaliśmy się ze sobą więc jego towarzystwo było przydatne szczególnie w takich momentach jak ten kiedy trzeba było rozmawiać o gryfonach. Jego zdaniem byli totalnymi debilami.

- I wiesz co ty to jednak szczęścia nie masz - powiedział Barty - Idę na kolację

-Dobra, ja pójdę później - oczywiście było to kłamstwo. Od początku roku szkolnego miałem dziwne obrzydzenie do jedzenia. Nie żebym nic nie jadł, jednak zacząłem unikać posiłków wiedząc że jem niepokojąco mało. Zacząłem się nawet zastanawiać czy nie powinienem iść z tym do pani Pomfey, jednak zdecydował że nie będzie jej zawracać głowy. Nie czuł się wcale źle jednak jego chudy brzuch wydawał się wręcz wklęsły.

Jutro pójdę po lekcjach, mówił sobie przez cały tydzień dzisiaj jednak nie widział powodu aby się do niej udawał.

Przecież zawsze mało jadłem a teraz pewnie przechodzę okres dojrzewania i przechodzę go inaczej niż inni chłopcy tłumaczył się sam sobie. Siedział tak chwilę jeszcze bez celu nad książkami aż postanowił że weźmie szybki prysznic i pójdzie do łóżka. Ostatni nie wysypiał się prawie nigdy. Cały dzień chodził zmęczony i w głebi duszy dziękował rodzicom że kazali mu przestać grać w qwiditcha, bo musiał by jeszcze chodzić na treningi

. Spojrzałem na zegarek

- Która - zdusiłem okrzyk. Była 20:56 co oznaczało że albo siedzi i rozmyśla już prawie godzinę albo kolacja zaczęła się dzisiaj później, bo byłbym w stanie założyć się że jeszcze kilka minut temu Barty siedział na swoim łóżku. Cóż najwyraźniej mój mózg powoli przestaje pracować powiedziałem sobie w duch i wstałem z łóżka żeby wsiąść prysznic.

Gdy postawiłem obydwie nogi na dywanie i podniosłem się zakręciło mi się w głowie. Zamknąłem oczy po czym przetarłem się ręką która nie podpierałem się o łóżko

- Coś się stało - usłyszałem głos Evana

- cholera - przkląłem w duchu, nie usłyszałem jak wchodzi - Tak wszystko w porządku po prostu jestem zmęczony, wezmę prysznic i pójdę już spać - powiedziałem po czym w miarę normalnie poszedłem do łazienki. Po wejściu do niej pamiętam już tylko ciemność.


MACIE TU 500 SŁÓW, TEN ROZDZIAŁ JEST KRÓTKI ALE W NASTĘPNYCH BĘDZIE SIĘ DUŻO DZIAŁO. MAM JE NAPISANE ALE POTRZEBUJE CZASU ŻEBY POPOPRAWIAĆ BŁĘDY ( PISZE MI ŻE JEST TAM PONAD 3200) MOŻE JESZCZE DZISIAJ SIĘ POJAWIĄ.

Happy end /JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz