Rozdział 9

287 14 20
                                    

Czas do przerwy świątecznej biegł nieubłaganie szybko. Zanim się obejrzałem już miałem wyjeżdżać do domu.

Coraz bliżej spotkania z rodzicami. Pomimo że jadłem widziałem że rodzice zauważą że jem mniej niż zwykle.

Stałem więc w mojim domitorium zastanawiając się czy wziąłem wszystkie potrzebne żeczy. Evan skakał po swoim kufrze który za nic nie dawał się zamknąć.

- Idziemy?- spytał Evan któremu cudem udało się zamknąć kufer

- Tak- odpowiedziałem - nie ma na co czekać.



Podróż pociągiem minęła mi bardzo szybko.

Siedziałem w przedziale z Evanem, Barytm i Pandorą i rozmawialiśmy o różnych rzeczach. O planach na przerwę świąteczną i o ocenach.

Wchodząc z przedziału zobaczyłem Syriusza. Miał ten arogancki wyraz twarzy. Za nim stał James.

Peter i Lupin zostali w Hogwarcie.

No tak mój brat będzie chciał wysiąść ze mną.

Bo niby ja wiem co i jak, bo ja jestem ulubionym synkiem.

Ta w chuj. Ruszyłem do wyjścia a za mną Syriusz.

- Witajcie synkowie - powiedziała matka z dziwnym wyrazem twarzy. Wyglądała jak gdyby ktoś właśnie podłożył jej pod nos gówno. Choć pewnie tak się czuła. Przecież to jej prawie wydziedziczony pierworodny i jego młodsza bardziej ucywilizowana jednak niewystarczająco dobra wersja.

- jak minęła wam podróż ? - spytał ojciec próbując udawać zainteresowanego czymś innym niż tylko czubkiem swojego nosa.

- Dobrze Ojcze - odpowiedziałem wiedząc że Syriusz nie odezwie  się. Ciskał gromami z oczu w rodziców jednak oni udawali że tego nie widzą i skupili całą uwagę na mnie. teleportowaliśm

( JAK SIĘ NAZYWAŁA TELEPORTACJA CZY JAKOŚ INACZEJ BO JUŻ GŁUPIEJĘ)

Się do domu choć właściwie domem tego miejsca nazwać nie mogę.

Można powiedzieć że to takie miejsce gdzie wcale nie czuję się bezpiecznie.

- Rozpakujcie się i przyjdźcie na podwieczorek - powiedziała matka gdy szliśmy z Syriuszem do swoich pokoji. Syriusz jak zawsze nie odpowiedział

- oczywiście - powiedziałem odwracając się w stronę stojących u podnóży schodów rodziców. Wszedłem do mojego pokoju.

Nic się w nim nie zmieniło. Wszystko łącznie z ubraniami leżało na swoich miejscach. Tak mi się wydawało. Wiedziałem że Ojciec sprawdził nasze pokoje jednak potrafił zrobić  nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Rozpakowałem z kufra ( który swoją drogą leżał już na łóżku , muszę podziękować stworkowi) tylko najpotrzebniejsze żeczy, po czym zszedłem do salonu. Na fotelach siedzieli już rodzice rozmawiając o czymś, jednak przerwali gdy zjawiłem się w progu.

- Mógłbyś pójść po swojego brata ? - wiedziałem że to nie pytanie

- oczywiście - odpowiedzieli pomimo że ojciec nie oczekiwał odpowiedzi. Ale cóż tak zostałem nauczony żeby odpowiedź na każde pytanie-nie-pytanie. Poszedłem do pokoju Syriusza. U niego też zbyt wiele się nie zmieniło. Nadal na ścianach wisiały plakaty półnagich mugolaczeg przyklejonych tam w wyrazie buntu zaklęciem stałego przylepca. Albo zaklęcie było tak dobre albo rodzice mieli gdzieś co robi ich i tak już znienawidzony pierworodny. Pewnie stwierdzili że woła mnie wychować według swoich standartowo niż tracić czas na Syriusza.

Happy end /JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz