ROZDZIAŁ 8

448 19 18
                                    

Tydzień później

W końcu wyszedłem ze skrzydła szpitalnego!

Wszedłem do domitorium i życiem się na mojego łużka.

Ach jak ja za nim tenskniłem! Weszłem do łazienki pomimo że wiedziałem że pani Pomfey przeszukała wszystkie moje żeczy. Tak jak się spodziewałem w mojej szufladzie ( czy wcześniej nie była to szafka albo koszyczek ? ) nie znalazłem żyletek. Co dziwne zniknęły też obcinacze do paznokci i nożyczki do obcinania włosów. Coz postarała idę żeby ostre nazecia pozostały pokażojim zasięgiem. Poza tym coraz lepiej szło mi jedzenie. Nadal jednak nie odczuwałem potrzeby jedzenie . Teraz jednak nauczyłem się nie ufac mojemu brzuchowi i po prostu jeść o wyznaczonych godzinach.

- Czyli że wracam do Lupina a ty będziesz z Jamesem? - spytał Evan nawiązując do przerwanej wcześniej rozmowy o lekcjach eliksirów

- Na to wygląda - odpowiedziałem mu

- super bo nie wiem jak ty wytrzymujesz z nim

- wcale z nim nie wytrzymywałem byłem na trzech albo czterech lekcjach z nim

- Czyli tyle ile ja - odpowiedział Evan z bananem na ustach - bo widzisz pierwszy mecz w tym roku odbędzie się już w sobotę , i postanowiliśmy z Bartym że idziesz na niego z nami!

- A kto gra ? - Spytałem zrezygnowany wiedząc że jeśli oni coś ustalili to nie ma odwrotu

- Gryfoni z Krukonami... Tylko jest jeszcze jedna sprawa

- No jaka ? - spytałem mając coraz gorsze przeczucia

- Jeśli Gryfoni wygrają to zrobią imprezę.... Więc kibicujemy gryfonom!

- po co skoro tak czy siak tam nas nie wpuszczą

- No właśnie że wpuszczą bo to będzie tak zwana impreza otwarta i nawet krukoni będą mieć na nią wstęp

- Nie chce na nią iść - chwyciłem się ostatniej deski ratunku. W gryffindorze jest przecież mój brat.

- A ja wiem że chcesz - powiedział Barty który wszedl w tym momencie do domitorium i usiadł na łóżku Evana.

- Widzisz jest dwa do jednego, przegrałeś - wykrzykna zadowolony Evan - czyli że w sobotę idziemy na imprezę bo krukoni są nie w formie i wszyscy nawet oni wiedzą że przegrają. Szczególnie że nowym kapitanem drużyny Gryffindoru....

Tak zaczą się trwający do kolacji ( która z dumą mogę stwierdzić że zjadłem ) monolog Evana na temat qwiditcha i szans poszczególnych drużyn ( nie tylko szkolnych ) w zawodach.Żeby potowarzyszyć Lupinowi podczas gdy on miał szlaban. Syriusz oczywiście też tu przychodził ale zadzuej. Gdy jednak przychodził spędzał tu po 2 -3 godziny. Teraz jednak Potter nie miał po co tu przychodzić bo Remus już wyzdrowiał wiec byłem skazany na towarzystwo pani Pomfey, Evana i Barte'go. Z czego dwoje ostatnich mogli przychodzić tylko po lekcjach na godzinkę, a potem musieli iść dorabiac lekcje. Zmęczony tymi rozmyślaniami zasunołem nie zważając na to iż słońce jeszcze nie zaczęli nawet zachodzić. 

( według mojich obliczeń powinien to być poniedziałek ale mój umysł ostatnio często nie okłamuje wiec nie do końca mu wierzę dobra trudno będzie poniedziałek )

poniedziałek   

  Dzisiaj miała być moja pierwsza lekcja od opuszczenia skrzydła szpitalnego. Nie powiem stresowałem się bo na lekcjach nie było mnie trzy tygodnie ( znów sama sobie nie ufam w tych wyliczeniach. Dodatkowo pierwszą lekcją miały być eliksiry. Czyli że znów spotkam Jamesa. Poczułem lekka radość z tego powodu.

Happy end /JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz