Tydzień później
W końcu wyszedłem ze skrzydła szpitalnego!
Wszedłem do domitorium i życiem się na mojego łużka.
Ach jak ja za nim tenskniłem! Weszłem do łazienki pomimo że wiedziałem że pani Pomfey przeszukała wszystkie moje żeczy. Tak jak się spodziewałem w mojej szufladzie ( czy wcześniej nie była to szafka albo koszyczek ? ) nie znalazłem żyletek. Co dziwne zniknęły też obcinacze do paznokci i nożyczki do obcinania włosów. Coz postarała idę żeby ostre nazecia pozostały pokażojim zasięgiem. Poza tym coraz lepiej szło mi jedzenie. Nadal jednak nie odczuwałem potrzeby jedzenie . Teraz jednak nauczyłem się nie ufac mojemu brzuchowi i po prostu jeść o wyznaczonych godzinach.
- Czyli że wracam do Lupina a ty będziesz z Jamesem? - spytał Evan nawiązując do przerwanej wcześniej rozmowy o lekcjach eliksirów
- Na to wygląda - odpowiedziałem mu
- super bo nie wiem jak ty wytrzymujesz z nim
- wcale z nim nie wytrzymywałem byłem na trzech albo czterech lekcjach z nim
- Czyli tyle ile ja - odpowiedział Evan z bananem na ustach - bo widzisz pierwszy mecz w tym roku odbędzie się już w sobotę , i postanowiliśmy z Bartym że idziesz na niego z nami!
- A kto gra ? - Spytałem zrezygnowany wiedząc że jeśli oni coś ustalili to nie ma odwrotu
- Gryfoni z Krukonami... Tylko jest jeszcze jedna sprawa
- No jaka ? - spytałem mając coraz gorsze przeczucia
- Jeśli Gryfoni wygrają to zrobią imprezę.... Więc kibicujemy gryfonom!
- po co skoro tak czy siak tam nas nie wpuszczą
- No właśnie że wpuszczą bo to będzie tak zwana impreza otwarta i nawet krukoni będą mieć na nią wstęp
- Nie chce na nią iść - chwyciłem się ostatniej deski ratunku. W gryffindorze jest przecież mój brat.
- A ja wiem że chcesz - powiedział Barty który wszedl w tym momencie do domitorium i usiadł na łóżku Evana.
- Widzisz jest dwa do jednego, przegrałeś - wykrzykna zadowolony Evan - czyli że w sobotę idziemy na imprezę bo krukoni są nie w formie i wszyscy nawet oni wiedzą że przegrają. Szczególnie że nowym kapitanem drużyny Gryffindoru....
Tak zaczą się trwający do kolacji ( która z dumą mogę stwierdzić że zjadłem ) monolog Evana na temat qwiditcha i szans poszczególnych drużyn ( nie tylko szkolnych ) w zawodach.Żeby potowarzyszyć Lupinowi podczas gdy on miał szlaban. Syriusz oczywiście też tu przychodził ale zadzuej. Gdy jednak przychodził spędzał tu po 2 -3 godziny. Teraz jednak Potter nie miał po co tu przychodzić bo Remus już wyzdrowiał wiec byłem skazany na towarzystwo pani Pomfey, Evana i Barte'go. Z czego dwoje ostatnich mogli przychodzić tylko po lekcjach na godzinkę, a potem musieli iść dorabiac lekcje. Zmęczony tymi rozmyślaniami zasunołem nie zważając na to iż słońce jeszcze nie zaczęli nawet zachodzić.
( według mojich obliczeń powinien to być poniedziałek ale mój umysł ostatnio często nie okłamuje wiec nie do końca mu wierzę dobra trudno będzie poniedziałek )
poniedziałek
Dzisiaj miała być moja pierwsza lekcja od opuszczenia skrzydła szpitalnego. Nie powiem stresowałem się bo na lekcjach nie było mnie trzy tygodnie ( znów sama sobie nie ufam w tych wyliczeniach. Dodatkowo pierwszą lekcją miały być eliksiry. Czyli że znów spotkam Jamesa. Poczułem lekka radość z tego powodu.

CZYTASZ
Happy end /Jegulus
JugendliteraturRegulus coraz mniej radzi sobie w życiu, coraz trudniej jest mu normalnie funkcjonować jak normalny czarodziej. Nienawidzi swojego ciała i umysłu, tego że jest tak podporządkowany rodzicom. Jego brat, Syriusz nienawidzi go przez jego zachowanie wzgl...