TW: Samookaleczenie...
Kolejny dzień spędziłem tylko na siedzeniu w pokoju i okazjonalnie wychodziłem na jedzenie. Póki mogłem unikałem rodziców w jak największym stopniu.
Nadal nie miałem pomysłu na skontaktowanie się z Evanem.
Wiedziałem że jeśli Evan zostanie naznaczony Barty natychmiast zrobi to samo. Miałem nadzieję tego uniknąć.Opcją było wejście do gabinetu ojca i wykradnięcie sowy, jednak znając życie rodzice zorientowali by się po kilku minutach że ich ukochana sowa gdzieś zniknęła.
Nie umiałem wymyśleć żadnego innego sposobu. Próbowałem już wysłać patronusa. Skończyło się na tym że wrócił z powrotem, po nieudanej próbie wydostania się z domu.
Siedziałem na brzegu swojego łóżka. Pokój wypełniał przytłaczający zapach pyłu i magii. Drżącymi rękami trzymałem w palcach zwój pergaminu — list, który nigdy nie dotarł do swojego adresata.
Evan i Pand na pewno się martwili. Przecież obiecałem im że napiszę do nich gdy dotrę do domu. Nie powiedziałem jednak o tym matce. To moja ostatnia szansa na ucieczkę. Jeśli Pand się zdenerwuje nawet Walburga będzie musiała odpuścić.
Żadne słowo nie mogło wydostać się poza ściany tej posępnej posiadłości, żadna myśl, której nie chciała dopuścić Walburga Black.
Moją ostatnią nadzieją było wykradnięcie sowy. Co miałem do stracenia?
W tym momencie nic.
Tyle wystarczyło do ostatecznego podjęcia decyzji. Usiadłem na łóżku ściskając list w rękach. Jeśli się nie uda zostanę naznaczony. A ze mną Evan.
Podłoga lekko skrzypała, gdy na palcach przemieszczałem się w stronę gabinetu. Na dole słyszałem głos matki kłócącej się z Orionem o jakaś głupotę w stylu '' dlaczego ten talerz leży nierówno ???"
Uchyliłem lekko drzwi. Rozejrzałem się po wnętrzu gabinetu ojca. Pomieszczenie było duże jak na gabinet. W małej klatce ( zdecydowanie za małej jak dla dorosłej sowy ) na parapecie siedziała nasza rodzinna sowa. Była piękną płomykówką. Kartkę papieru z informacjami dla Evana wcisnąłem przez kraty w szpony ptaka. Następnie otworzyłem klatkę. Nie zdążyłem jednak wypuścić ptaka przez okno bo usłyszałem za sobą głos matki.
— Co robisz, Regulusie? — Jej głos wypełniony był chłodną pogardą, a oczy płonęły gniewem. Zanim zdążyłem zareagować, wyrwała sowie list ze szponowi rozwinęła go z zimnym uśmiechem.
— Chcesz zdradzić rodzinę? — syknęła Walburga. — Nie pozwolę na to.
Jej różdżka uniosła się w powietrze, a ja zastygłem w przerażeniu. Znałem tę postawę. Znałem to spojrzenie. Ale tym razem byłem zbyt zmęczony, by walczyć.
— Crucio!
Ból przeszył mnie jak setki płonących igieł, które wbijały się w każdy fragment mojego ciała. Nie mogłem krzyczeć, nie mogłem myśleć. Zwinąłem się na podłodze, drżąc i próbując złapać oddech, ale Walburga nie przestawała. Jej oczy płonęły dzikim szaleństwem, jakby tortury mnie przynosiły jej satysfakcję.( pewnie tak było )
Leżałem na podłodze drżąc z bólu i zastanawiając się kiedy postanowi zakończyć moje cierpienie i po prostu mnie zabić.
Jednak i ja i ona byliśmy świadomi że jestem jej potrzebny. Jak by to wyglądało gdybym nie przyją znaku. Matka nie pozbawiła by się jej jedynego '' złotego'' syna.
CZYTASZ
Happy end /Jegulus
Teen FictionRegulus coraz mniej radzi sobie w życiu, coraz trudniej jest mu normalnie funkcjonować jak normalny czarodziej. Nienawidzi swojego ciała i umysłu, tego że jest tak podporządkowany rodzicom. Jego brat, Syriusz nienawidzi go przez jego zachowanie wzgl...