Rozdział 25

32 2 1
                                        

Posiłek minął im w miłej atmosferze, nawet Candy się postarała i niczym nie dała domownikom odczuć, że źle się czuje w tym miejscu, które sprawiało jej obrzydzenie, chociaz było czysto to cały wystrój był dziadowy i od dawna nie modny, ale skoro Pola była tu bezpieczna to ona nie miała zamiaru narzekać, tym bardziej, że ci ludzie okazali się być nawet mili i co ważniejsze widziała, że tym ludziom zależy na jej przyjaciółce

- Dziadku, dziekuje ci za lato - odezwała się Pola czule wpatrując się w psa - To znaczy panu - poprawiła się przenosząc przepraszający wzrok na starszego pana

- Ależ moje drogie dziecko, nie przepraszaj, mnie będzie bardzo miło jeśli będziesz nazywać mnie dziadkiem, zawsze chciałem mieć córkę albo wnuczkę, lecz to się nie spełniło, ale to nic, mam wspaniałego syna i ukochanego wnuka. Była jeszcze Elunia, ale jej już nie ma - otarł spracowaną dłonią samotną łzę

- Tato proszę, nie zadręczaj się znowu, nic na to nie poradzimy, jedynie co możemy to pamiętać o mamie

- Tak wiem synu, kochałem twoją mamę nad życie i na zawsze tak pozostanie, ale ja teraz nie mówię o twojej matce synu, a o twojej żonie

W pomieszczeniu nagle zapadła cisza, a po chwili Filip wstał od stołu i bez słowa wyszedł

- Tato, tyle razy prosiłem cię byś przy Filipie nie poruszał tego tematu

- Tak wiem, ale to już rok, jak jej z nami niema. Filip musi się w końcu z tym pogodzić i zacząć o niej rozmawiać dla swojego dobra, inaczej jego serce zawsze będzie już krwawić i nigdy nie ruszy na przód, przecież o tym wiesz synu

- Wiem tato, ale ja już nie wiem jak mam mu pomóc, zrobiłem już wszystko co mogłem, nawet terapia z Weroniką nie przyniosła żadnej poprawy - zakończył ze smutkiem, po czym się podniósł i życząc dziewczyną miłego dnia opuścił pomieszczenie jak jego syn chwile temu

- To ja wyjdę z psem - oznajmiła cicho szatynka

Chwile później Pola została sama z dziadkiem, czuła się nie zręcznie, ponieważ wiedziała, że razem z Candy nie powinny być świadkami tej rozmowy, dlatego by się czymś zająć zabrała się za zbieranie brudnych naczyń, tu nie było zmywarki, ale w tej chwili była nawet za to wdzięczna, bo dzięki temu mogła zająć się zmywaniem

- Zostaw to dziecko, potem sam pozmywam - odezwał się smutno dziadek

- Nie, ja sobie poradzę. Dziadek niech sobie odpocznie

- Masz dobre serduszko tak jak Filipek, moje jedne dziecko, tak bym chciał by się pozbierał po śmierci mamy, nie umiemy mu pomóc. Przed nikim się nie chce otworzyć, a w mieście zostawił prace którą kochał, dom i przyjaciół, a teraz od roku mieszka tutaj i jedynie zajmuje się koniem po jego mamie, pomaga przy innych zwierzętach i innych pracach, spędza dużo czasu w sadzie i na plaży, bo to były ich miejsca, z nikim się tu nie przyjaźni i nie spotyka, dopiero teraz, gdy ty tu jesteś widzę, że interesuje się czymś innym niż tym co do tej pory i zaczyna się uśmiechać, bo tego też nie robił. Masz na niego dobry wpływ, już wtedy miałaś, te 6 lat temu. Eh.. wybacz, nie chciałem ci biadolić

- Nic nie szkodzi dziadku, dobrze, że mi o tym opowiedziałeś, nie wiem czy coś to da, ale ja z nim porozmawiam, skoro twoim zdaniem mam na niego dobry wpływ to kto wie, może mi się uda do niego dotrzeć. Uratował mnie, teraz moja kolej

- Dziękuje ci kochana, nawet nie wiesz ile dla nas to znaczy, może to ty jesteś jego jedynym ratunkiem. Powodzenia dziecko, oby ci się udało

Dziadek wyszedł, a ona dokończyła zmywanie, zastanawiała się dokąd udał się Filip i czy by chciał ją teraz widzieć, może wolałby być teraz sam, a może jednak nie. Ze słów dziadka wynikało, że Filip ma depresje którą chce ukryć. Nie była specjalistą, nie wiedziała jak się pomaga ludziom z traumami, w końcu ona sama należała do tego grona, pomimo terapii nie czuła się jeszcze zdrowa, czuła, że ma przed sobą jeszcze długą drogę do powrotu pełnej równowagi. Zależało jej na chłopaku, dlatego postanowiła być przy nim, kochał ją przez te wszystkie lata, z nikim się nie związał, bo chciał być tylko z nią, ona też go kochała, chociaż zapomniała o nim z nie swojej winy, miała nadzieje, że wszystko się jeszcze ułoży, a może to było właśnie to, może to miłość była ich ratunkiem, ich lekiem dla ich dusz i serc

Wytarła mokre dłonie i ruszyła do sieni w której zmieniła sandałki na gumiaki, miała przeczucie, że znajdzie go w stajni, to tam zapewne chciał ją zabrać te kilka dni temu zanim go obraziła i oskarżyła o kłamstwo, Filip mówił, że zabiera ją do swoich miłości, zapewne były nią konie, a z pewnością jeden z nich, ten należący do jego zmarłej mamy, gdy go znajdzie powie mu, że go pamięta, nadal kocha i opowie mu jak sobie go przypomniała. No i podziękuje za to, że przywrócił ją do życia

- Gdzie idziesz? - na jej drodze stanęła Candy z psiakiem wtulonym w jej szyje

- Idę poszukać Filipa, muszę z nim porozmawiać, zostaniesz z Lato?

- Tak, wezmę z niego przykład i też się zdrzemnę, mam nadzieje, że ci się uda i znajdziesz Filipa i, że wszystko pójdzie po twojej myśli

- Oby tak było kochana - westchnęła, po czym wyszła z domu, słońce świeciło i Pola wzięła to za dobry znak, bo, gdy wracali z panem Markiem ze szpitala padał deszcz, oby był orzeźwieniem, a nie przygnębieniem

OstojaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz