18

633 46 2
                                    

Naveen

Oni mnie nienawidzili. 

Byłem niepotrzebny. 

Powinienem zginąć.

Po pojawieniu się mojego taty zapanował względny spokój. Tata zabrał Polluxa i Adonisa do lasu, aby tam stosownie ich ukarać. Mój tata miał pokaźną kolekcję różnych sposobów tortur na koncie, więc wiedziałem, że wymyśli coś kreatywnego także i tym razem. To jednak mnie nie pocieszało.

Po tym, jak tłum gapiów się rozszedł, padłem na kolana. Usiadłem pod drzewem i przycisnąłem nogi do piersi. Objąłem je rękoma, aby dać sobie fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Przykre było to, że chyba nigdy nie miałem poczuć się bezpieczny. Byłem beznadziejny i wszyscy to wiedzieli. Abbie również. 

Moja ukochana nie zostawiła mnie ani na chwilę. Przez cały czas siedziała przy mnie i uspokajająco głaskała mnie po plecach. Nie odstąpiła mnie ani na krok, choć miała ku temu pełne prawo. Nie byłem bowiem w stanie nawet jej obronić. Gdy Pollux i Adonis obrażali ją i nazywali suką, miałem ochotę ich zamordować. Miałem w sobie wystarczającą moc, aby to uczynić, jednak nie mogłem tego zrobić. Nie ze względu na tatę. To on był królem i to on stanowił prawo. Ja miałem się nie wtrącać. Przynajmniej do dnia, w którym obejmę tron.

- Na pewno jest ci przykro, że masz takiego nieudolnego faceta, prawda? 

Abbie wsunęła mi dwa palce pod podbródek, dzięki czemu na nią spojrzałem. 

W jej oczach widziałem smutek. To była moja wina. To był głupi pomysł, aby zabrać ją na wycieczkę po królestwie. Nie chciałem jednak, aby przez cały czas siedziała w domu i nic nie robiła. Zasługiwała na to, aby zobaczyć krainę, którą być może kiedyś będzie władała. Szanse na to były jednak znikome, gdyż prędzej czy później księżniczka zorientuje się, że byłem beznadziejny i mnie zostawi. Nie miałbym jej tego za złe, choć złamałoby mnie to. 

- Jesteś kochany, Naveenie. 

- Nie obroniłem cię. Nie postawiłem im się. Nie pomogłem ci. 

Ona jednak tylko pokręciła lekko głową, wciąż delikatnie się uśmiechając. 

- Pomogłeś mi. Byłeś tam ze mną. Poza tym to ciebie najbardziej obrażali. Nie mają prawa tego robić, bo jesteś ich władcą. Na mnie mogli być źli, bo w końcu królestwo Abraxos i Notorius od lat ze sobą walczą. Jestem córką ich wroga, więc to zrozumiałe, że mówili do mnie tak niemiło. 

- To, że jesteś z Abraxos nie daje im powodu do tego, aby okazywali ci brak szacunku i nazywali cię... 

Te okropne słowo nie było nawet w stanie przejść mi przez gardło. 

- Nie kłopocz się tym, kochanie. Twój tata bardzo nam pomógł. 

- Czuję się beznadziejnie - wyjaśniłem. - Może poddani króla mają rację? Może nie powinienem być księciem? 

- Nie mów tak - poprosiła Abbie, choć jej głos był raczej rozkazujący. Nie miałem nic przeciwko temu. Lubiłem, gdy nade mną dominowała. - Jesteś wystarczający i wartościowy. To oni są głupi, bo nie widzą tego, jaki jesteś wyjątkowy. Jestem pewna, że aby obronić poddanych, bez chwili zawahania poszedłbyś na wojnę. Jesteś silny i podziwiam cię za to. Obiecuję, że zrobimy, co trzeba, aby pokazać waszym poddanym, że jesteś godzien swojego tytułu. 

Abbie była bardzo uprzejma, choć nie wierzyłem jej. Nie byłem bowiem godzien tego, aby być księciem. Skoro nawet moja mama mnie nie chciała, nie mogłem być uważany za kogoś wartościowego. Mierzyłem się z wieloma kompleksami, ale tak naprawdę wszystkie narodziły się z tego, jak postrzegali mnie inni. Uważali mnie za kogoś beznadziejnego. Kogoś, kto powinien umrzeć.

NymphOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz