40

476 43 3
                                    

Naveen

Usiadłem na kamieniu. Spojrzałem w wąwóz, który znajdował się przede mną. Rozpościerał się przed moimi oczami tak, jakby mnie do siebie przywoływał. Zupełnie tak, jakby chciał, abym skoczył w przepaść i to wszystko zakończył.

Podkuliłem nogi do piersi. Objąłem je rękoma i zamknąłem oczy. Nie mogłem patrzeć na przepaść. Nie mogłem pozwalać, aby mnie dłużej nawoływała. Miałem dla kogo żyć. Nieustannie to sobie powtarzałem, jednak przez cały czas miałem wrażenie, że było to jedno wielkie kłamstwo.

Uznałem, że gdybym zniknął, nikt by się tym nie przejął. Tata miałby drugie dziecko. Abbie, która może byłaby szczęśliwa z Riordanem. Może znalazłaby sobie innego partnera. Takiego, który dałby jej prawdziwe szczęście. Takiego, który nie byłby wybrakowany tak, jak ja.

Wiatr smagał mnie w twarz niczym bicz. Związałem czarne włosy w wysoki kucyk i westchnąłem ciężko. Odchyliłem się do tyłu i oparłem dłonie po bokach ciała. Spojrzałem w gwiazdy, które zawsze były widoczne nade mną. Znajdował się tam również księżyc, który był świadkiem wszystkich moich porażek. Zdawał się ze mnie kpić za każdym razem, gdy coś mi się nie udawało. Niestety zdarzało się to bardzo często.

Nie spodziewałem się tego, że Abbie tak ochoczo zgodzi się na pierwszą propozycję, którą przedstawił nam smok. Miałem nadzieję, że uda nam się negocjować i przyjmiemy coś bardziej odpowiedniego dla obu stron, ale moja księżniczka nie protestowała. Co więcej, wydawała się być podekscytowana tym, że mogła spędzić czas ze smokiem sam na sam.

Nie byłem ślepy. Widziałem, w jaki sposób smok spoglądał na Abbie. Jego teksty o jej mokrej cipce jeszcze bardziej mnie rozjuszyły.

Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że nie potrafiłem stanąć w obronie własnej kobiety. To ona przejęła kontrolę nad sytuacją. Pozwoliłem jej dominować, gdyż znowu usunąłem się w cień. Najlepiej czułem się w roli uległego, co nie było dobre w życiu codziennym. Byłem przecież księciem. Powinienem być lepszy.

Miałem ochotę znowu nad sobą zapłakać. Byłem cholernie żałosnym facetem. Nie wspominając już nawet o roli księcia, której nie sprawowałem godnie. Czułem się jak śmieć i może nim właśnie byłem. 

Odkąd byłem dzieckiem, czułem się wykluczony. Najpierw krzywdę wyrządziła mi własna matka. Zostawiła mnie dlatego, że w jej oczach byłem ułomny. Ja jednak wcale nie uważałem braku ogona i rogów za powód do tego, aby mnie nienawidzić. Szybko się uczyłem, lubiłem walczyć i byłem inteligentnym oraz całkiem przystojnym chłopakiem. Poza tym to była tylko wina mojej matki, że nie miałem tych dwóch magicznych atrybutów. To jej geny nie wystarczyły na to, abym wykształcił rogi i ogon. Skoro jej kolejny syn, Theodorius, który został spłodzony z innym mężczyzną, także nie miał tych atrybutów, znaczyło to tylko tyle, że to matka była wadliwa.

Bolało mnie także to, że nie miałem przyjaciół. Wychowywałem się samotnie. Naxos robił wszystko, abym nie odczuł braku przyjaciół, ale nie był w stanie zastąpić mi chłopców w moim wieku. Dzieciaków, z którymi mógłbym uczyć się latać na skrzydłach, chodzić na długie wędrówki i poznawać smoki.

Nie miałem prawa na nic narzekać, skoro byłem księciem, ale prawda była inna. Czułem się jak wyrzutek i nim właśnie byłem. Nie zasługiwałem na nic, co dobre.

Nie dziwiłem się, że Abbie postanowiła zostać ze smokiem z taką ochotą. Zabawiła się mną i zrozumiała, że nie byłem dla niej dobrą partią. W końcu poszła po rozum do głowy, postanawiając mnie zostawić. Nie wiedziałem co prawda, w jaki sposób zamierzała uprawiać seks ze smokiem, ale...

NymphOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz