Rozdział 25 (Milo)

213 8 2
                                    

- idziesz stary? - Pyta Dan wstając lekko się z kanapy starając się nie obudzić leżącej koło niego Roxy. - może zaniosę ją do pokoju. - szepta i chwyta ją w objęcia i zanosi kila metrów dalej do sypialni.

Oglądaliśmy film. Franco już dawno się położył w pokoju Blair. Głupi idiota myśli, że nie wiem, że to ze tutaj jest wcale nie jest dlatego, żeby chronić Bi tylko żeby znowu się do niej dobrać. Wcale nie musiał tutaj jechać nie musiał nawet tutaj zostawać na noc co za cholerna ściema, nie ogarniam tylko tego ze dziewczyny nie widzą wy tym problemu.
Zostaliśmy w salonie sami. Bi otulona kocem siedzi na fotelu z drogiej strony, a ja zajmuje mój ulubiony bujany fotel. Skupiam na nie wzrok ona patrzy na mnie ale nie odzywamy się do siebie. Serce bije mi jak oszalałe, aż zaczynam się bać, że ona to usłyszy. Czuje jak dygocze każda cześć mojego ciała z przerażenia.

- możesz dziś spać u mnie. - mówię, przerywając długą ciszę.

A ona patrzy na mnie z niedowierzaniem.

- w sensie nie pozwolę ci spać w salonie, No chyba że ty i Franco..
- nie ma nic takiego jak ja i Franco - tłumaczy szeptem dziewczyna. A mnie rozświetlają się odrazu oczy i powstrzymuje się, żeby nie uśmiechać się zbyt mocno.
- ale ten pocałunek? - pytam i brzmię naprawdę jak zazdrośnik, ale jakoś mi to przestało przeszkadzać.
- to był błąd, byłam zła na ciebie.. - dziewczyna milknie na chwile - zresztą nie było tylko pocałunku. - dodaje.

Czuje ze buzuje wewnętrznie jak tak sukinsyn mógł ją przelecieć po tym wszystkim co jej zrobił. Jak ona mogła mu na to pozwolić. Do cholery. Mówi, że była zła na mnie, czy to znaczy, że to moja wszytko moja pieprzona wina. Wstaje nerwowo z fotela i już mam zacząć coś mówić, ale Dan wychodzi z pokoju i mi przerywa.

— Zbieraj się, przyjechałem uberem i musisz mnie zawieść do domu. — Oznajmia mój kumpel.

— Nic nie muszę. — Odpowiadam. — Jedynie mogę. — Dodaje. — A ty jedziesz z nami. — Pokazuje na Bi palcem. — Nie będziesz z nim spała pod jednym dachem. — Mówię stanowczo.

— Chyba coś ci się pomyliło nie będziesz mi rozkazywał. — Odpowiada podenerwowana Bi i wstaje z fotela.

— Bez dyskusji. — Mówię. — Bo wyniosę cię stąd silą.

— Stary chyba nie powinieneś. — Wtrąca Dan.

— Nie wtrącaj się jak nic nie rozumiesz. — Odpowiadam nie odwracając wściekłego wzroku od Blair. — Bi zbieraj się. — Naciskam. — Proszę. — Mówię delikatnie z bezsilnością i spoglądam jej w oczy. Nie odpowiada nic tylko odwraca się i zaczyna ubierać buty.

Mądra dziewczyna.

- nie wiem co ty odwalasz, ale tylko ci przypominam, że masz ciężarną kobietę. - szepta do mnie Dan.

- nie musisz mi przypominać. Oboje zdajemy sobie doskonale z tego sprawę. - mowie przez zaciśnięte zęby.

- dobra. Róbcie jak chcecie. - mówi Dan i ponosi ręce do góry.

- zachowujecie się dziwacznie. - mówi Blair, spoglądając z nas.

Dziewczyna kończy wiązać buty i ubiera na siebie skórzaną kurtkę. Moją skórzaną kurtkę, którą zwędziła mi kilka lat temu, niesamowite ze nadal wygląda na niej tak idealnie. Uśmiecham się na sam ten widok.

- już nie jesteś taki poważny panie arystokrato? - mówi z pogardą w głosie.

Wiem, że jest na mnie okropnie wkurzona, zawsze się złości gdy się rządze i nazywa mnie arystokratą. Wie, że mnie to bardzo wkurza, tak samo jak wtedy gdy mówi do mnie „braciszku".

Przygryzam wargę ze złości żeby nie dać po sobie poznać, że mnie to wyprowadza z równowagi. Nie mogę się z nią teraz pokłócić bo nigdzie ze mną nie wyjdzie, a ostatnie czego chce to, żeby spała dziś w ramionach tego gnojka, a podejrzewam, że tak to mógłby się skończyć. Zasługuje na coś lepszego niż koszmar z przeszłości.

ZBYT BLISKO DLA SERCA Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz