Stałam przed wejściem na wycieraczce jak słup, nie mogąc się ruszyć. Patrzyłam prosto w jej oczy, czując jak ze złości zaczyna wrzeć we mnie od środka. Głowa zaczęła boleć jeszcze bardziej. Myślałam, że zaraz mi ją rozsadzi. Analizowałam, czy aby na pewno dobrze widzę, czy po urazie głowy nie mam jakiś halucynacji. Jednak wszystko okazało się prawdą, gdy znów usłyszałam jej głos.
-Wejdź do środka, Rose.
No bez jaj.
-Zapraszasz mnie kurwa do mojego własnego domu?
-Nie denerwuj się, proszę. Powinniśmy wszyscy porozmawiać, nie możemy wciąż tego odwlekać. -mówiła cicho. Miałam wrażenie, że się na miejscu popłacze, ale nie obchodziło mnie to. Miałam daleko gdzieś co czuła. Zasłużyła na to.
Poczułam dłoń mojego taty na plecach, która delikatnie mnie pchnęła w stronę wejścia. Bez większego myślenia ją strąciłam, czując jak moje ciało coraz bardziej drży. Nawet nie wiedziałam co powiedzieć. Nie spodziewałam się, że moi rodzice dopuszczą do tego, by noga kogoś takiego przekroczyła próg naszego domu.
-Chodź kochan...- usłyszałam szept taty za sobą, ale momentalnie mu przerwałam.
-Nie. -rzuciłam ostrzej niż się spodziewałam. -Nie, nie, nie. Wy chyba sobie żartujecie. -zaśmiałam się bez krzty rozbawienia. -Co ona tu niby robi? Odwaliła kolejny teatrzyk żeby przejąć was na swoją stronę i stwierdziliście, że zaprosicie ją na kawkę? A może pamięć straciliście i zapomnieliście co odwaliła? A w zasadzie, co odwalała przez ostatnie lata?
Krzyczałam bez opamiętania, nie zważając nawet na to co wychodzi z moich ust. Miałam nadzieję, że rodzice nie będą tego samego zdania co moi przyjaciele, ale jak widać się pomyliłam. Czułam się cholernie zagubiona, bo nie rozumiałam dlaczego każdy tak naciska. Co takiego miała mi do powodzenia? Przepraszam? Nawet jeśli jakimś cudem to słowo wyszłoby z jej ust, to byłoby fałszywe. Jak cała ona.
-Rozumiem jak się teraz czujesz, bo postawiliśmy cię pod ścianą, ale nie mieliśmy wyjścia. Ja muszę...
-Nie, nie rozumiesz. Nie mów kurwa, że mnie rozumiesz, bo tak nie jest!
-Proszę cię, spokojnie. Dopiero wyszłaś ze szpitala. -mówiła, unosząc ręce w moją stronę i powoli się zbliżając.
-Ah, tak? A wiesz może przez kogo tam byłam? -rzuciłam z kpiną, na co wciągnęła mocniej powietrze.
-Wiem Rose, to wszystko moja wina, ale proszę cię, chcemy porozmawiać. Ja, rodzice, Camer... -zaczęła wymieniać, ale przerwała jej moja dłoń na jej policzku. Nawet nie zorientowałam się kiedy to zrobiłam. Ona też, bo momentalnie ucichła, a jej głowa odwróciła się w innym kierunku. Może jego imię wpłynęło na to, że już kompletnie straciłam panowanie nad sobą? Czułam, że zaraz oszaleję. Czułam, że brakuje mi powietrza, czułam się osaczona. Czułam, że nikt nie rozumie tego co czuję. Czułam, że ja sama przestaję rozumieć co się wokół mnie dzieje. Nie wiedziałam co zrobić. Wyjść, zrobić jeszcze większą awanturę, czy ich wysłuchać? I co bym usłyszała? Kolejne kłamstwa?
Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że pierwszy raz usłyszę prawdę, o której chyba nigdy nie chciałam się dowiedzieć.
Dłonie mojego rodziciela momentalnie pojawiły się na moich ramionach, odsuwając mnie od Ashley. Przysunął mnie do siebie uspokajając, chodź czułam, że on też jest zdenerwowany całą tą sytuacją.
-Wystarczy, przestań Rose. Uspokój się, bo nie tak to miało wyglądać. -mówił jak najęty, oddychając niespokojnie.
-Cholera jasna.
![](https://img.wattpad.com/cover/224579999-288-k615119.jpg)
CZYTASZ
Zmuszony
RomantikRose to młoda, ale mimo to zraniona dziewczyna, która próbuje ukryć swoje słabości poprzez boks. Wraz z przyjaciółmi, dostaje się do liceum, w którym za sprawą dwóch osób z jej przeszłości, ponownie zaczynają się problemy. Największe osiągnięcia: 09...