Rozdział 11

34 5 0
                                    

Stałem przy oknie wpatrując się w spływające krople deszczu, podczas wielkiej gadki Theodora Walkera. Theo razem z Devonem postanowili odrazu po informacji przyjechać do mnie i do Holly.

—Powiedz mi co ci strzeliło do głowy. Zrobiłeś najgorsze co mogłeś, skłamałeś jej. Czy było warto? Dopiero mówiłeś Devonowi, że ci na niej zależy, a nagle odwalasz coś takiego? Powiedz mi jak ona zaaragowała na to.
—Nie wiedziała co powiedzieć, poprostu uśmiechnęła się ze łzami w oczach i wyszła.
—Okej, zacznijmy od początku. Spójrz się na mnie i powiedz co do niej czujesz.
—Chciałbym móc powiedzieć, ale wiem, że nie umiem nawet ubrać tego w słowa.

Usłyszeliśmy, głośne walnięcie drzwiami o ścianę, kto był aż takim idiotą żeby wpaść na pomysł niszczenia mi ściany. Razem z Theo wpatrywałem się w stronę korytarza. Jeszcze jego tu brakowało. Przedemną stał właśnie Devon Walker. Boże dopomóż, nie ważne, że nie wieże!

—Kochałeś ją? Tak mi mówiłeś i obiecałeś, że będziesz z nią szczery. CO JEST NIE TAK Z TOBĄ!
—Mówiłem.
—A ja ci powiem prawdę. Nie kochałeś jej. Po prostu nie chciałeś być sam albo może była tylko dobra dla twojego ego. Może sprawiała, że czułeś się lepiej w swoim marnym życiu, ale jej nie kochałeś, ponieważ nie kłamie się ludzią, których się kocha.

Zamilkłem. Theo próbował uspokojić Devona, ale średnio mu to szło, na moje nieszczęście pojawiła się jeszcze Hannah.

—Czy wy nie możecie choć raz zachowywać się normalnie? Mam załatwić kogoś kto was uspokoji i sprawdzi, czy żadne demony was nie opętały?
—Hannah to nie jest najlepszy moment. Wiesz mam tu dwóch pajaców i jeden zabił by drugiego.
—Kto kogo?
—Dev twojego brata.
—Uuuu czekajcie idę po pop corn!

Mała blond włosa dziewczynka, naprawdę poszła do kuchni po pop corn. Po jakiś pięciu minutach wróciła do salonu z miską pełną pop cornu. Naprawdę się zastanawiałem czy była to moja siostra. Wpatrywałem się w siadającą Hannah.

—No to zaczynajcie! A nie czekajcie jeszcze chwile muszę was nagrać i wysłać Holly!-klasneła w ręce.

No i wtedy coś we mnie pękło. Chwyciłem małą dziewczynę i podniosłem ją do góry, zanosząc ją prosto do jej pokoju, Hades zaczął iść razem ze mną. Przyznać muszę ciężkie jest wychowywanie dziecka, a szczególnie tak pyskatego jak Hannah, może i była naprawdę piękna, jej włosy były praktycznie złociste, a oczy świeciły, jakby było w nich miliony gwiazd. Dlaczego tak cudowne dziecko zostało skrzywdzone tak przez rodziców? Dlaczego nasza rodzina była, aż tak zniszczona? Z pokolenia na pokolenie było gorzej. Moim celem było sprawienie aby Hannah jako jedna z nielicznych stała się najmniej zniszczona. Dla mnie było już za późno, a ona miała całe życie przed sobą. Tylko czy ja się nadawałem na opiekuna? Nie miałem dobrego przykładu, aby z niego korzystać na Hannah i jeszcze ta sprawa z Holly. Nie miałem zamiaru jej okłamać, przecież to było zwykłe pytanie, a ona miała prawo poznać na nie odpowiedz, wiem że jest jej ciężko po tej całej sytuacji i próbuje dowiedzieć się prawdy, a wie że jedyna osoba która zna prawdę to ja. Ja byłem codziennie przy jej łóżku szpitalnym opowiadając jej to co wydarzyło się danego dnia, lekarze coś mówili, że moje opowieści może sobie wyobrażać i wrzucać siebie oraz może pomóc jej szybciej się obudzić. Byłem tam dzień i noc, nie pasowało to jej bracią, ale byłem, siedziałem czekałem. W moich historiach mówiłem jej, na temat moich myśli, pomysłów bądź przeżyć. Nie znaliśmy się długo, ale te oczy. Oczy były wszystkim oraz jej cudowny uśmiech. Pierwsze dni po wypadku obwiniałem się, że to moja wina, jak mogłem, ale coś zaniepokojiło policjantów w moim aucie, a dokładniej mojego kolegę. Chad pracował w policji i dzięki niemu i jego kumplom, policja nie była mną zainteresowana. Chłopak razem z specjalistami dopatrzył się przeciętego kabla od hamulca, to wyjaśniało dlaczego nie zdążyłem zahamować, uderzyliśmy z ogromną siłą w ścianę. Ja miałem jakieś obrażenia i złamaną rękę, ale Holly popadła w śpiączkę, była ogromna szansa, że już nigdy się nie obudzi, kiedy zrozumiałem, że to nie z mojej winy, nie przestawałem przychodzić do dziewczyny, i tak chodziłem przez cały rok i pare dni dłużej, aż raz się nie zjawiłem tego dnia się obudziła.   Czułem się okropnie, że akurat kiedy mnie nie było się obudziła, ale to uczycie szybko znikło, uznałem, że to może znak od życia, żeby trzymać ją z daleka od siebie. Nie wiem dlaczego podjołem tą decyzje, ale jak ujrzałem ją na placu zabaw z dwójką małych dzieci i tym chłopakiem, który okazał się być jej kuzynem, ciekawy zwrot akcji. Zakuło mnie coś, nie miałem pojęcia, że widok jej uśmiechającej się do innego chłopaka, aż tak mnie zaboli. Po wróżeniu z palcu miałem nadzieje więcej jej nie spotkać, ale oczywiście mały chodzący blond włosy skrzat mi plany pokrzyżował, nic nowego. Pierwszy raz kogoś aż tak pokochałem, jeżeli można to nazwać miłością, bo może Devon miał racje? Może jestem poprostu samolubnym Nathanielem Woodem, tak jak każdy od pokoleń w tej rodzinie. Przecież mieliśmy to rodzinnie, wykorzystywaliśmy ludzi do własnych celów, czy to nie jest prostsze ?

KILLER 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz