Rozdział 60. Daylight

2 1 0
                                    

-Chodźmy do środka- powiedział Dav.

-Po co?

-Bo leje i nie chcemy żebyś się przeziębiła.

-A co, ty masz odporność z stali?- spytałam z podniesioną brwią.

-Mam odporność taką twardą jak moje mięśnie- uśmiechnął się chytrze.

-To może faktycznie musimy iść do środka,  marną masz tą odporność- powiedziałam na co chłopak spojrzał się na mnie krzywo.

Zrobiłam kilka kroków do tyłu z śmiechem, widząc jego minę.

-Masz dwie sekundy na ucieczkę- powiedział.

-Raz...

Zaczęłam biec w stronę lasu.

Usłyszałam śmiech chłopaka.

Usłyszałam, że załącza muzykę na telefonie, schował go chyba do kieszeni i zaczął biec za mną.

-Mam słabą kondycję - wyjąkałam, odwracając się, żeby sprawdzić jak blisko mnie jest Dav.

Był bardzo blisko.

Przez to, że biegłam dalej mimo, że się odwróciłam prawie się wywróciłam.

Złapałam się ręką o drzewo aby złapać równowagę.

Dav znów wybuchł głośnym śmiechem.

W tle leciało  Daylight co dodatkowo dawało romantycznego klimatu

-Mam dalej uciekać?- spytałam zadyszana patrząc jak chłopak podchodzi do mnie powolnymi krokiem.

Zaczęło jeszcze bardziej padać.

Było oberwanie chmury, a my biegaliśmy po środku lasu.

Wszystko mogło pójść nie tak.

A było wspaniale.

Patrzałam się na bruneta, a jak był już blisko zaczęłam znów biec.

W końcu złapał mnie obiema rękami w pasie od tyłu o dźwignął mnie tak, że opierałam głową o jego klatkę piersiową, a nogami swobodnie mogłam machać u góry.

Zaśmiałam się głośno, szczerze.

-Jeszcze raz urazisz moje ogromne ego to skończy się to dla ciebie gorzej- powiedział z uśmiechem i odstawił mnie na ziemię.

Odwróciłam się w jego stronę z bananem na całą twarz.

Chłopak uśmiechnął się szeroko.

Położyłam ręce na jego klatce piersiowej, a on cały czas obejmował mnie lekko w pasie.

Padało mega mocno.

Włosy od deszczu aż mi się wyprostowały.

Kaptur bluzy, który wystawał za mojej skórzanej kurtki był cały mokry, a  mimo to mi było strasznie gorąco.

Od biegu pewnie.

Chłopak pocałował mnie bardzo namiętnie.

Staliśmy w środku lasu, w ulewie, całując się namiętnie. A przy tym wszystkim leciała końcówka Daylight.

From the daylight, running from the daylight...

-Nie zgubiliśmy się?- spytałam rozglądając się, ponieważ nigdzie nie widziałam naszego domku.

-Znam ten las jak własną kieszeń kwiatuszku- uśmiechnął się lekko chłopak i chwycił mnie za rękę.

Szybko wróciliśmy na miejsce.

Lepszy koniec początku [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz