18.

91 3 0
                                    

Valentina

Usiadłam przy biurku, otoczona stertą notatek, które starannie ułożyłam przed sobą. Moje dłonie lekko drżały z napięcia, ale w moich oczach malowała się determinacja i pewność siebie.

Wiedziałam, że każde posunięcie musiało być przemyślane i skalkulowane. To była gra w kotka i myszkę.

Przez chwilę moje myśli powędrowały w przeszłość, do czasów, gdy jako młoda dziewczyna rozpoczęłam swoją karierę w świecie zbrodni. Od tamtej pory przeszłam długą drogę, stając się jednym z najbardziej nieustraszonych agentów.

Podniosłam wzrok i spojrzałam przez okno, patrząc na miasto rozświetlone nocą. To było miasto grzechu, miasto zbrodni, ale także miasto nadziei. Nadziei na lepsze jutro, nadziei na sprawiedliwość, o którą zawsze walczyłam. Teraz miałam szansę przynieść zmiany, miałam szansę odkryć tajemnice, które mogły zmienić losy wielu ludzi.

Mimo to wiedziałam jedno.

Walczyłam o sprawiedliwość w świecie, w którym nie było na nią miejsca.

Nadzieję mieli głupcy.

Jak to mówią, nadzieja matką głupich.

Niech oni wierzą sobie w takie gówna jak nadzieja, ja wolałam działać i wziąć los w swoje ręce.

Wzięłam głęboki oddech i wstałam z biurka. Czas stawić czoła temu, co miało nastąpić. Zdawałam sobie sprawę, że każdy krok, który teraz musiałam podjąć, musiał być przemyślany, każde słowo musiało być ważne.

Bo to nie był zwykły wróg.

To był Rosen.

Stanęłam przed lustrem, spoglądając na swoje odbicie z determinacją malującą się na mojej twarzy. Mój wzrok był ostry, pełen zaciętej pewności siebie, która rozbrzmiewała w każdym moim ruchu. Byłam gotowa na to starcie, gotowa na konfrontację z Rosenem, gotowa na wszystko, co miało nastąpić.

Moje spojrzenie wędrowało po mojej sylwetce, miałam na sobie czarny zestaw garniturowy, idealnie dopasowany do moich krzywizn. Marynarka o ciasnym kroju podkreślała moją sylwetkę, nadając mi wyrazistego, eleganckiego wyglądu. Spódnica ołówkowa, sięgająca do kolan, dodawała mi pewności siebie, a wysokie obcasy dawały mi dodatkowego wzrostu.

Moje długie blond włosy, były spięte w elegancki kucyk, eksponując moje ostre rysy twarzy. Makijaż był minimalistyczny, ale wyrazisty - mocno podkreślone brwi, delikatny cień na powiekach i czerwono krwista szminka, która przyciągała spojrzenia.

To był makijaż kobiety, która wiedziała, czego chce, i nie bała się tego pokazać.

Stojąc tam, przed lustrem, czułam w sobie ogień zdecydowania, płomień gniewu, który podsycał mój upór. To był moment, w którym wszystko, co kiedykolwiek zbudowałam, miało być wystawione na próbę. Ale ja nie drżałam. Nie wahałam się.

Zmarszczyłam brwi, patrząc na siebie. To nie był czas na wahania, to nie był czas na słabość. To tylko kolejna z wielu misji.

Odwróciłam się od lustra i ruszyłam w stronę łóżka, gdzie leżała moja torebka. Ostrożnie schowałam pod pończochy dwa sztylety. To był mój as w rękawie, w razie gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli.

Pistolet umieściłam w głębi torebki, dbając o to, by był łatwo dostępny, ale nie rzucał się w oczy. To był mój ostatni środek obrony, a jednocześnie ostateczne ostrzeżenie dla Rosena i innych, że nie zamierzałam stać się jego ofiarą bez walki.

The Abyss WithinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz