26.

81 3 0
                                    

XXX

Czekałem zbyt długo.

Noc była zimna, a wilgoć w powietrzu gęsta, lepka. Stałem w cieniu, nieuchwytny dla przypadkowych oczu, wpatrując się w główną siedzibę mafii. Mój ojciec rządził tym miejscem żelazną ręką, lecz jego czas dobiegał końca. Nadeszła pora, bym ja przejął stery.

Nienawiść była jedynym, co trzymało mnie przy życiu. Nie było miejsca na miłość ani współczucie. Byłem pustką, ogniem bez płomienia, który niszczył wszystko od środka. Nienawiść krążyła we mnie jak trucizna – podstępna, wyrachowana, gotowa zniszczyć każdego, kto stanął mi na drodze.

Każdego dnia, każdego pieprzonego dnia, nienawiść rozrywała mnie na strzępy. Ale to właśnie ona była moją siłą. To ona dawała mi cel.

Nienawidziłem wszystkich. Ale ich najbardziej. Rosen i Valentina byli cierniem wbitym w moje życie. Ich obecność była jak wrzód, który rozrastał się, aż w końcu musiałem go wyciąć. Nieświadomi, jak blisko jestem. Jak blisko, by ich zniszczyć.

W kieszeni czułem ciężar zimnego metalu. Pistolet był przedłużeniem mojej woli. Gotowy, tak jak ja, by zakończyć tę farsę, raz na zawsze. Mogli mnie ignorować, nie wiedząc, że jestem w cieniu, tuż za nimi. Czekałem tylko na idealny moment, by uderzyć.

Ciszę przerwał głos, który przeciął powietrze jak nóż. Słowa padały z mroku, w moim ojczystym języku, sycząc jak trucizna.

– Gardez votre calme, mon garçon. Bientôt, ils ne seront plus qu'un souvenir.

Odwróciłem się gwałtownie, palce zacisnęły się na broni. Nie widziałem nikogo, lecz wiedziałem, że ktoś tam był. Ktoś, kto znał mnie, kto rozumiał moją nienawiść. Ale ten głos... nie był mój. Nie był częścią mojego planu.

– Sors à la lumière – rzuciłem wyzwanie, gotów nacisnąć spust.

Ale odpowiedziała mi tylko cisza, jak cień, który zniknął, zanim zdążyłem go dostrzec.

Czy to były moje własne demony?

Czy coś więcej?

Oni nic nie wiedzieli. Rosen, Valentina. Nie mieli pojęcia, jak blisko ich jestem. Ale pierwsze uderzenie, pierwszy cios... będzie należał do mnie. Nikt inny nie odbierze mi tej satysfakcji. Nie teraz.

Telefon zawibrował w kieszeni. Odbierając, słyszałem tylko jego głos – zimny, surowy, jak stal.

– Synu. Musimy porozmawiać. Natychmiast.

Słowa mojego ojca były jak wyrok. Wiedziałem, co oznaczały. Nie była to rozmowa, ale rozkaz, zapowiedź końca czegoś, co zaczęło się dawno temu. Nie mieliśmy już tajemnic. Wszystko sprowadzało się do tego momentu.

– Rozumiem. – Rozłączyłem się, chowając telefon.

Ściskając pistolet mocniej, wślizgnąłem się głębiej w cień. Czas działać. Czas wyjść na powierzchnię i zabić te dwie nikczemne dusze. Każdy krok prowadził mnie coraz bliżej końca tej farsy.

Rosen i Valentina.

Moje cele.

Moje ofiary.

Ruszyłem. Zimne krople deszczu spływały po twarzy, ale nic nie mogło mnie zatrzymać. Nienawiść była silniejsza niż wszystko inne.

Ciemność nocy spowiła wieżowiec w Paryżu, jakby sama mgła chciała ukryć to miejsce przed światem. Główna siedziba ojca była elegancka, prawie sterylna, ale kryła w sobie coś mrocznego. Ten budynek, symbol jego potęgi, stał na fundamencie krwi i strachu. Tu zapadały decyzje, które zmieniały losy ludzi, a ja byłem jedynie narzędziem w tej grze.

The Abyss WithinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz