Vince
Pieprzona Montana
Wcisnąłem hamulec trąbiąc wściekle na jakiegoś kretyna, który wyjechał mi wprost pod koła pieprzonym traktorem.
Tak cholera, traktorem!
Było tu pięknie, ale taki mieszczuch jak ja musiał się naprawdę wiele nauczyć, aby przetrwać w takich warunkach.
Toczyłem się dwa kilometry na godzinę jadąc za ledwo pyrkającym traktoro-złomem i wdychałem jakieś krowie łajno z toczącego się za mną obornika próbując nie zwymiotować, gdy usłyszałem swój telefon.
- Tak, słucham – odparłem sucho w słuchawkę.
- Pan Vincent Kenzo Yshida-Vender? Przepraszam, nie wiem czy wymówiłem poprawienie pana nazwisko… - odpowiedział niepewnie męski głos, a ja miałem ochotę westchnąć z irytacją.
Oczywiście to nie wina tego człowieka, że mój dziadek z obsesją na punkcie przedłużenia rodu zażyczył sobie podwójne nazwisko dla jedynego wnuka.
Dziękuję dziadku moje życie dzięki temu jest dużo łatwiejsze!
- Wystarczy Vincent Vender. W czym mogę pomóc?
- Witam pana, z tej strony Bill Glasgow, ze szpitala świętej Marii.
- Yhym, słucham…
- Panie Vender jesteśmy zaszczyceni, że ktoś z takimi kwalifikacjami chciałby pracować w naszym szpitalu… Oczywiście jest pan przyjęty, właściwie ma pan lepsze wykształcenie niż ja… - zaśmiał się, a ja pokręciłem głową, chociaż przecież mężczyzna nie mógł tego zobaczyć - Stopień doktora zdobyty w Tokio, specjalizacja w Princeton, jestem pod wrażeniem. Dlaczego akurat Kalispell, doktorze?
- Od dziecka marzyłem o Montanie – odrzekłem przełykając odruch wymiotny, w akompaniamencie krowiego muczenia.
- Cudownie. Może pan zacząć kiedy się panu podoba, doktorze. I dziękuję za pana obecność. Mamy tu mało lekarzy, będzie pan u nas na wagę złota.
- Przyjemność po mojej stronie. Zacznę od poniedziałku, w porządku? Chciałem jeszcze chwilkę odpocząć i znaleźć mieszkanie – póki co spędziłem jedną noc u przyjaciela Hunta, i zwiałem na kolejne dni do pensjonatu, pod pretekstem zwiedzania parku narodowego Glacier. Wycieczka była świetna, ale ponad to naprawdę nie miałem ochoty nocować u Asha. Moja sypialnia znajdowała się tuż nad jego pokojem, i nie spałem niemal całą noc wsłuchując się w jęki Sunny, głośne odgłosy seksu, westchnienia Asha i wymowne skrzypienia materaca.
Co za koszmar.
- Oczywiście, w takim razie do zobaczenia w poniedziałek.
Rozłączyłem się zadowolony, że przynajmniej to poszło po mojej myśli.
Umówiłem się z Hunterem i obiecałem mu że dzisiejszą noc spędzę w domu jego przyjaciela, a nie w przydrożnym hotelu, pogadam z nim i może zjemy pizzę. Brzmiało dobrze, więc powinienem pokonać niechęć i przełamać lody. Ash zdawał się być w porządku, chociaż dziwnie na mnie patrzył, no ale być może to po prostu kwestia jego ograniczeń w kwestiach społecznych. Sunny natomiast była słodka i miła, bardzo się cieszyłem widząc ją jako szczęśliwą, dorosłą i spełnioną kobietę, a Hunt… Cóż, robił co mógł, aby uczynić wszystkich szczęśliwymi i dzielił swój czas tak, aby nikt nie czuł się pokrzywdzony.
CZYTASZ
Bliżej
RomanceRuby jest nielegalną imigrantką, która uciekła do Stanów przed bolesną przeszłością i ludźmi planującymi zamienić jej życie w piekło. Dziewczyna ma zaledwie osiemnaście lat, jest samotna i zagubiona, pracuje na czarno bez szansy na normalność, eduka...