Rozdział 10

1.4K 165 45
                                    

Ruby

Vince wyprowadził się nazajutrz z samego rana, a my byliśmy zmuszeni przełożyć nasz wyjazd z powodu załamania pogody.

Miało lać przez kilka dni, więc tak jakby utknęliśmy w domu, a ja zaczęłam zastanawiać się jak zarobić jakieś dodatkowe pieniądze. W mojej sytuacji nie mogłam siedzieć bezczynnie, musiałam jakoś działać, aby myśleć o przyszłości.

Po wakacjach miała nastać jesień, potem zimna, a ta w Nowym Jorku naprawdę dawała popalić.

Musiałam mieć odłożone na tyle pieniędzy, aby móc ją przetrwać, więc przeszukiwałam ogłoszenia w intrenecie. Moim głównym problemem było to że nie mogłam być leganie zatrudniona, a większość osób szukało sprawdzonej, wynajętej przez firmę osoby do sprzątania, wyprowadzania psów, gotowania czy opiekowania się dziećmi.

Poza tym Kalispell to nie Nowy Jork, tylko małe miasteczko w Montanie, gdzie ludzie są bardziej wymagający i mniej ufni – w NY nie szukałam przecież pracy na Manhattanie tylko na Bronxie, gdzie wiele osób ledwo wiązało koniec z końcem i było zadowolone z taniej pomocy przy dzieciach, czy sprzątaniu.

Tutaj sytuacja miała się inaczej, ale zamierzałam przynajmniej spróbować znaleźć prywatne oferty i nawet mi się udało – pewna para potrzebowała opiekunki do dzieci, która przy okazji posprząta i zajmie się domowymi obowiązkami – ale tylko wieczorami 2 – 3 razy w tygodniu.

Lepsze to niż nic.

Zadzwoniłam, a kobieta z którą przeprowadziłam rozmowę nie wypytywała o wcześniejsze zatrudnienie, ani o dokumenty co nieźle wróżyło.

Gdyby chcieli mnie prześwietlić zamierzałam po prostu zrezygnować wymigując się zmianą planów, albo problemami prywatnymi, ale warto było spróbować.

Już następnego dnia spotkałam się z nimi i zdawali się być usatysfakcjonowani moją osobą. Wzbudziłam ich zaufanie i owszem, spytali czy zależy mi na zatrudnieniu, na co odpowiedziałam że przyjechałam do Montany tylko w odwiedziny do znajomych, a na co dzień mieszkam i pracuję w Nowym Jorku, więc chcę sobie tylko niezobowiązująco dorobić w czasie wakacji.

Państwo Robins  wydawali się zadowoleni, a ja jak zawsze nie byłam wymagająca – przyjęłam warunki niewielkiego wynagrodzenia które mi zaproponowali i starałam się nie narzekać kiedy w zamian za zaoferowane pieniądze zażyczyli sobie wysprzątania całego domu, opieki nad dwójką dzieci – dwu  i czterolatkiem, w między czasie miałam zrobić jeszcze kolację, a po położeniu dzieci spać, wyprasować ubrania które pani Robins planowała przygotować w koszu stojącym w sypialni.

Zgodziłam się i tym sposobem po dwóch dniach od naszej rozmowy przyszłam do nich już koło czternastej, aby wyrobić się ze wszystkimi obowiązkami.

Państwo Robins byli jeszcze w domu, więc dzieci teoretycznie znajdowały się pod ich opieką więc mogłam zając się sprzątaniem. Uwijałam się jak w ulu, ponieważ mieli straszny bałagan – dosłownie koszmarny,  ale jakoś wyrobiłam się w niecałych czterech godzinach, obiecując że łazienkę i kuchnię poprawię następnym razem.

Wyszli po osiemnastej zostawiając mi dwójkę wrzeszczących i zalanych łzami dzieci.

Stawałam na głowie aby je uspokoić, co okazało się niemal niewykonalne. Jedno z nich wylało na mnie zupę którą przygotowałam, parząc moje uda, drugie prawie rozwaliło plastikowym autkiem telewizor, a potem wyrwało mi pukiel włosów chcąc bawić się w fryzjera. W między czasie zrobiłam też naleśniki i placki z jabłkami, które zaczęły fruwać po salonie, kiedy poszłam na chwilę do łazienki. Kąpiel była koszmarem – poważnie. Dostałam żelem pod prysznic w oko, a Mikey – młodszy z chłopców, zrobił kupę do wanny, więc prawie się popłakałam, ale stwierdziłam że muszę być do cholery twarda i już o dwudziestej drugiej położyłam obu w ich łóżeczkach modląc się, aby się nie obudzili.

BliżejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz