Rozdział 42

1.4K 178 87
                                    

Vince

Strzelanina w Kalispell jest raczej czymś niespotykanym. To spokojne, ciche miasteczko, ale jak widać nawet u nas zdarzają się tego typu sytuacje.

W Nowy Jorku jednak często operowałem kogoś kto był ofiarą postrzału, i na szczęście chłopak którego miałem na stole przeżył, ale byłem dosłownie wykończony. Chciałem tylko wrócić do domu, wziąć prysznic, kochać się z Ruby i pójść spać. Było koło dwudziestej pierwszej, a w szpitalu pracowałem od siódmej rano, ale na szczęcie jutro mogłem trochę odpocząć. Wszedłem do budynku szybkim krokiem, uciekając przed śnieżycą, która ostatnio niemal nie ustępowała. To był bardzo mroźny luty, ale nie narzekałem ponieważ nikt nie potrafił ogrzać mnie tak jak Ruby.

Ostatnie miesiące były naprawdę cudowne. Święta spędziliśmy tylko we dwójkę, dzwoniłem do taty, ale nie mógł przylecieć z Japonii, za to obiecał że odwiedzi nas na wiosnę. Tak więc ubraliśmy choinkę, zjedliśmy kolację, a przez resztę wieczoru kochaliśmy się i oglądaliśmy filmy.

Jesień i zima zdawały się jednak trwać niemal w nieskończoność, a my powoli zaczynaliśmy tęsknić za latem. Tym bardziej, że wiosną Ruby mogła pozaliczać egzaminy końcowe. Niewiele się zmieniło w kwestii jej relacji z rówieśnikami. Raczej nie znalazła przyjaciół, miała co prawda kilka koleżanek ale były to raczej powierzchowne znajomości. Tak czy inaczej szło jej nieźle i byłem pewien że bez problemu skończy szkołę tak jak chciała.

Kiedy wkroczyłem na korytarz otrzepując śnieg z płaszcza, uśmiechnąłem się na widok drzemiącego Eddyego. Minąłem go i wszedłem do windy. Po kilku chwilach otworzyłem drzwi do mieszkania, ale kiedy byłem już w salonie przywitała mnie jedynie dziwna, nieco niepokojąca cisza.

W pierwszej chwili pomyślałem, że Ruby śpi, więc wszedłem do naszej sypialni, ale kiedy zobaczyłem puste łóżko, a co gorsza - połowę pustej szafy, zamarłem w bezruchu czując zupełną dezorientację. Poszedłem do drugiego pokoju, w którym nocowała na początku naszego związku, ale zastałem jedynie puste ściany i półki. Ruby zabrała swoje rzeczy nawet z łazienki - nie było jej kosmetyków, szczotki, niczego... Po prostu nie zostawiła po sobie niczego.

Poczułem, że robi mi się niedobrze. Co tu się działo do cholery, gdzie ona się podziała? Przecież kiedy wychodziłem domu wszystko było w porządku, kochaliśmy się minionej nocy, zdawała się być szczęśliwa... Może coś jej się stało? Ale w mieszkaniu nie było jakichkolwiek śladów mogących świadczyć o tym że wydarzyło się coś złego - oczywiście oprócz jej nieobecności, poza tym wszystko było dokładnie tak jak zostawiłem wychodząc, a jednak, jednocześnie wszystko było tak bardzo inaczej ponieważ nie było jej. Jej uśmiechu, jej obecności, jej rzeczy, jej światła - nie było jej.

Złapałem za telefon, aby jak najszybciej do niej zadzwonić. Musiałem to wyjaśnić, musiałem ją usłyszeć, musiałem wiedzieć, że wszystko z nią w porządku.

Odebrała dość szybko, zaraz po drugim sygnale.

- Ruby? Właśnie wszedłem do domu, i zupełnie nie rozumiem... Gdzie ty jesteś, co się stało? Wszystko w porządku? - wyrzucałem z siebie kolejne pytania, przejętym, rozgorączkowanym tonem, ale kiedy przerwała mi w chłodny i stanowczy sposób cały zesztywniałem czując jak oblewa mnie zimno.

- Vince... Myślę że powinnam zacząć od tego, że to co się dzisiaj stało nie jest czymś nagłym. Myślałam o tym od dłuższego czasu, ponieważ dla mnie to też trudna i nieoczywista decyzja. Wiele ci zawdzięczam, ale jakiś czas temu zaczęłam spotykać się z kimś wyjątkowym. Poznałam go na początku roku szkolnego, najpierw za sobą nie przepadaliśmy, ale potem... Potem się zakochałam, na dodatek ze wzajemnością, więc zapragnęliśmy razem wyjechać i zamieszkać. Ta szkoła to jakiś koszmar, właściwie poszłam tam bo mnie namawiałeś, a ja chciałam spełnić twoją zachciankę, ale w tym momencie już mi na tym nie zależy... - westchnęła, a ja zastanawiałem się kim jest ta kobieta która rozmawia ze mną przez telefon i gdybym nie miał pewności że słyszę głos Ruby, chyba bym nie uwierzył... - Dowiadywałam się jak ma się sprawa z moim pobytem i na tym etapie rozwód już niczego nie zmieni. Mogę legalnie przebywać w Stanach, więc niedługo wyślę ci papiery rozwodowe... - dodała, a ja stałem jak skamieniały z słuchawką przy uchu.

BliżejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz