Rozdział 18

1.2K 160 58
                                    

Vince

- I jak ona się czuje?

- Dobrze.

- Jesteś pewien, że mamy jechać tylko we dwoje? Ana się martwi, nie chce wyruszać bez Ruby…

- Tak jak Ana mnie prosiła, zostanę u Asha do czasu waszego powrotu. To tylko dwa dni. Ruby jest w dobrych rękach i odpocznie pod waszą nieobecność, Ana zobaczy swoje wymarzone Perseidy, a w komplecie pojedziecie następnym razem.

- Okej… A mówiła ci dlaczego ona do cholery przebywa w Stanach nielegalnie? Przecież nic jej tu nie trzyma, po co ona się tak męczy, to bez sensu…

- Nie wiem dokładnie, ale chyba ma swoje powody – odpowiedziałem stukając palcem w szklankę.

Hunter popatrzył na mnie trochę dziwnie i zmarszczył brwi.

- Mówisz poważnie? Myślałem, że uważasz to za ekstremalnie nieodpowiedzialne i chcesz wsadzić Ruby w pierwszy samolot do Sydney jak tylko wydobrzeje…

- Nie wiem co mam zrobić, ale nie wyślę jej tam. Ona naprawdę ma powody by nie wracać – odparłem po prostu, sunąc palcami w chłodnym szkle.

- Cholera… Skoro tak mówisz to chyba naprawdę tak jest – westchnął Hunt – Więc… Co zrobimy? Ona za chwilę kończy osiemnaście lat, ale wciąż jest strasznie młoda, to właściwie dzieciak… Powinniśmy jakoś zadbać o jej bezpieczeństwo, prawda?

- Tak, zdecydowanie.

- Nie wyobrażam sobie, abym miał przejść obok tego obojętnie. Chcę jej pomóc tylko nie wiem jak…Naprawdę nie może wrócić do Australii? A gdyby któryś z nas poleciał tam z nią i pomógł jej się urządzić się z dala od tej matki i ojczyma?

No tak do było najrozsądniejsze rozwiązanie, szkoda tylko że wchodziło w grę.

- Tak też na początku o tym pomyślałem ale okazało się, że lepiej aby nie wracała do Australii. Jej ojczym jest osobą dość… Kontrolującą i wpływową. Rości sobie do niej jakieś chore prawa. Może ją znaleźć i zrobić jej krzywdę, także nie będę ryzykował – to musiało Hunterowi wystarczyć. Nie miałem prawa mówić czegokolwiek więcej, ale musiałem z grubsza nakreślić  mu powagę sytuacji.

- Okej, rozumiem. Ale Australia jest ogromna…

- Hunt, nie wnikaj. Nie i już.

- Okej… Więc co zrobimy? Może ten biologiczny ojciec? Jeśli byśmy go znaleźli i faktycznie jest Amerykaninem, to wystarczy że uzna ją jako swoją córkę i automatycznie będzie miała obywatelstwo.

- Ona ma po nim tylko magnes, Hunter – zerknąłem na niego ze zrezygnowaną miną. - Magnes – powtórzyłem dobitnie, a Hunt lekko się skrzywił.

- Magnes? I tyle?

- Chyba tak. Z napisem „Do zobaczenia w Nowym Jorku”. Pomijam, że w naszym mieście mieszka ponad osiem milionów ludzi, nic o nim nie wiemy więc jak do cholery mamy go znaleźć?

- Strasznie smutne.

- To prawda…

- Podpytaj ją, może jej matka mówiła cokolwiek o tym ojcu. Na przykład jak ma na imię, w jakiej dzielnicy mieszka, nie wiem cokolwiek?

- Zapytam, ale szczerze wątpię. Nawet jeśli jest szansa, aby go znaleźć to po pierwsze nie wiadomo jak długo nam z tym zejdzie, po drugie jeśli jakimś cudem go odnajdziemy to nie wierzę że zachowa się przyzwoicie. Najprawdopodobniej okaże się dupkiem, którym był przez całe jej życie, w końcu nigdy się nią nie opiekował, ani nie interesował. Nie wiem czy to dobry pomysł aby go w ogóle szukać, może złamać jej serce… - albo poinformować jej matkę lub ojczyma gdzie mogą ją znaleźć, dodałem w myślach.

BliżejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz