Rozdział 21

1.4K 183 92
                                    

Vince

Zerknąłem na zegarek widząc że wybiła szesnasta, czyli godzina  na którą umawiałem się z Ruby. Przeczesałem włosy palcami, spoglądając w lustro i usłyszałem pukanie do drzwi, więc poszedłem otworzyć i naprawdę nie powinienem być aż tak podekscytowany i zestresowany jednocześnie, ale kiedy zobaczyłem ją w ślicznej, bladozielonej sukience,  w upiętym wysoko, niedbałym koku z którego wysypywały się długie, ciemnokasztanowe fale okalające jej śliczną twarz i długą łabędzią szyję chyba zabrakło mi słów. Tym bardziej, że uśmiechała się tak szeroko i słodko (i to do mnie!), że nie mogłem oderwać od niej oczu.

- Przyniosłam sernik japoński i pierożki gyoza. Nawet nie wiem czy dobrze to wymawiam, ale znalazłam przepis w internecie. Nie mam też pojęcia czy mi wyszły, ale za to mam nadzieję że są chociaż zbliżone do oryginału – wyciągnęła w moją stronę plastikowy pojemnik, a ja odebrałem go od niej z uśmiechem.

- Ruby… Nie trzeba było.

- Trzeba. Za wszystko co dla mnie zrobiłeś…

- A jak ja mam się odwdzięczyć tobie? – spytałem zapraszając ją do środka. Spojrzała na mnie w taki sposób, że dostałem dreszczy

Rany, ależ chciałbym jej się odwdzięczyć w niestosowny sposób.

Ale naprawdę nie mogłem tego zrobić.

Nawet nie powinienem o tym myśleć.

- Ty już mi się odwdzięczyłeś. Pomijam, że nie masz za co… - uniosła do góry brew, więc zaśmiałem się cicho.

- Rozgość się – zaprowadziłem ją do salonu, a ona usiadła nieśmiało na kanapie. -  Zamierzałem zamówić nam jakąś kolację, bo jak wspomniałem jestem koszmarnym kucharzem i nie chcę cię do siebie dodatkowo zniechęcać zmuszając do próbowania moich niewydarzonych dań… To mogłoby się źle skończyć, serio – dodałem, na co parsknęła śmiechem -  Ale mam wino, chociaż… Ty nie możesz pić jeszcze alkoholu więc w sumie nie powinienem ci tego proponować.

- Jutro kończę osiemnaście lat – odpowiedziała z dumą.

- Poważnie? Wszystkiego najlepszego!

- Dziękuję – uśmiechnęła się, a ja wziąłem głęboki oddech.

- A jak było w pracy? To twój pierwszy dzień, tak?

- Tak… Było naprawdę miło. Ranczo jest wielkie i potrzebują naprawdę wiele pomocy do pracy. Chyba się sprawdziłam i jutro znowu tam idę…

- Gratuluję. To dobra wiadomość – uśmiechnąłem się do niej ale czułem też nieprzyjemne kłucie w okolicy piersi, o nazwie Reese Dover.  Kimkolwiek był - wkurzał mnie niesamowicie.

Postanowiłem ją nieco o niego wypytać.

- A jak to się stało, że tam trafiłaś?

- Przyjaciel Any zaproponował mi tę pracę. To taki miły chłopak… Ranczo należy do niego i jego taty, mają konie, owce, a nawet kozy! Uwielbiam zwierzęta, więc to dla mnie prawdziwa frajda. Dzisiaj je karmiłam i byłam zachwycona – powiedziała z przejęciem.

- Yhymmm. To wspaniale – odparłem mając nadzieję, że brzmię w miarę szczerze, i postanowiłem zmienić temat – To czego się napijesz?  Sok pomarańczowy, mam też herbatę owocową albo zieloną…

- Sok brzmi dobrze.

Przytaknąłem i po chwili wróciłem z kuchni z dwoma szklankami i usiadłem koło niej na kanapie. Patrzyliśmy na siebie trochę za długo w milczeniu, a ja zastanawiałem się co do cholery wyprawiam, ale… To było naprawdę dobre rozwiązanie.

BliżejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz