Rozdział 20

1.4K 174 36
                                    

Ruby

Przez dni podczas których nie było Any i Huntera, a zamiast z moją przyjaciółką spędzałam czas z Vinnim czułam się… dziwnie.

Wiele czasu przebywał pracy, ale nie przeszkadzało mu to w tym, aby zrobić wszystko by poznać mnie choć trochę.

Vince był wnikliwy i opiekuńczy, dużo ze mną rozmawiał i martwił się o moją przyszłość. Pierwszego dnia przeprowadził ze mną dość szczegółową rozmowę na temat mojego ojca, ale o dziwo udało mu się zrobić to w taki sposób, że nie czułam zawstydzenia.

- Co wiesz o swoim biologicznym ojcu? - spytał z troską - Masz jakieś jego dane? Cokolwiek, dzięki czemu moglibyśmy pomóc ci go znaleźć?

Rozchyliłam usta, aby coś powiedzieć ale zamiast tego wstałam, podeszłam do swojego plecaka i wyciągnęłam z niego magnes, po czym podałam mu go z troską, jakby był jakimś cennym skarbem.

Zerknął na zdezelowany kawałek plastiku w kształcie serduszka, przełożył go kilkakrotnie między palcami i pokiwał głową.

- Yhym… - przytaknął, cicho odchrząkując – I tyle?

- Nie wiem… Już sama nie wiem. Mama mówiła, że po biologicznym ojcu mam heterochromię, mówiła też jakieś nieistotne rzeczy, raczej pozytywne, ale być może chciała mnie tylko pocieszyć. No wiesz… Teksty typu: „tata cię kocha”, albo „byłby z ciebie dumny”. Być może robiła to po prostu dlatego, aby dodać mi trochę otuchy i wiary w to, że jest gdzieś mężczyzna będący moim ojcem, który jest dobrym gościem, a faceci to nie całe zło tego świata, ale… Nie jestem już małą dziewczynką i nie wierzę w bajki… – popatrzył na mnie z uwagą i znowu pokiwał głową - Ponoć ma na imię Henry i jest teraz koło czterdziestki..

- Wiesz, że znalezienie go jest…

- Nierealne? Wiem. Dlatego wymyślę coś innego – odpowiedziałam ze spuszczoną głową.

- Na razie poczekaj z wymyślaniem czegokolwiek, okej? Ruby… Jesteś bardzo wartościową osobą i naprawdę mi przykro z powodu tego co cię spotkało, ale... To bardzo istotne abyś mimo wszystko znała swoją wartość. Jesteś ponad to i nic z tego co się stało nie jest twoją winą. Poradziłaś sobie i dzięki temu jesteś silniejsza, dzielniejsza i niespotykanie zaradna. Podziwiam cię, wiesz? – powiedział poklepując delikatnie moją dłoń, a ja przytaknęłam zagryzając wargę.

Pytał mnie też o to czym zajmowałam się w Nowym Jorku… To była nieco przyjemniejsza dyskusja.

- Kim jest Bob? – spytał z grzecznym uśmiechem. Czułam się podczas tych rozmów jak pacjentka na wizycie u psychologa ale nie zamierzałam narzekać. Lubiłam to, że się mną interesuje. Że uznał mnie za kogoś wartego jego uwagi. Doceniałam jego opiekuńczość i w sumie… Mogłam się wygadać. Vince był dobrym rozmówcą. Słuchał uważnie, był miły, zadawał sensowne pytania i zawsze odpowiadał w wyjątkowo inteligentny i spokojny sposób.

- Bob jest super – odparłam z buzią pełną płatków -  To starszy pan, właściciel DailyFish. Dał mi pracę i pokoik na strychu w jego lokalu. Wiele mu zawdzięczam, ale… Był zmuszony zamknąć… Rozchorował się i nie mógł dłużej prowadzić interesu - urwałam robiąc przejętą minę, bo zawsze kiedy pomyślałam o Bobie robiło mi się smutno.

- Rozumiem… I pracowałaś tam tylko ty?

- Tak, Bob całe życie pracował sam, wyobrażasz sobie? Przez trzydzieści pięć, dopóki mnie nie zatrudnił…

- To faktycznie godne podziwu. A ty co tam robiłaś? Gotowałaś?

- Gotowałam, obsługiwałam klientów i sprzątałam… - odpowiedziałam obserwując jego reakcję.

- Cieszę się że znalazłaś dla siebie bezpieczne miejsce u Boba. Świetnie sobie poradziłaś… - standardowo poklepał mnie po ręce i zaczął pytać o inne rzeczy.

W między czasie ja również nieśmiało podpytywałam go o jego życie prywatne. Vince odpowiadał półsłówkami, ale i tak byłam pod wrażeniem.

- A twoi rodzice? – spytałam niby od niechcenia po zwierzeniach z czasów mojego dorastania uwzględniających szkoły dla dziewcząt, nauczanie domowe, zakazy spotykania się, a nawet rozmawiania z chłopcami, dziwactwa ojczyma, moje pasje, zainteresowania i tak dalej…

- Tata to lekarz, pochodzi z Montany. Mama była artystką, podobnie jak moja babcia…

- Czyli tata jest Amerykaninem, a mama to Japonka?

- W połowie, miała też Europejskie korzenie.

- A twoja żona? -  wypaliłam zanim zdarzyłam się zastanowić i zakryłam usta dłonią, zakłopotana swoim wścibstwem -  Przepraszam… Nie powinnam…

- Powinnaś. Ja wypytuję cię o wszystko, więc to normalne że jesteś mnie trochę ciekawa. Otóż, nie mam żony i nie szukam związków – odparł z powagą, kartkując książkę, którą trzymał w dłoniach.

- Dlaczego…? - spytałam wgryzając się w bułkę, aby ukryć to jak bardzo byłam przejęta i zaintrygowana tym tematem. Dosłownie skręcało mnie z ciekawości ale z oczywistych przyczyn nie chciałam dać tego po sobie poznać.

- Ciężko mi komuś zaufać, po tym co zrobiła moja była narzeczona – odpowiedział, czym wprawił mnie w absolutne osłupienie. Już miałam zapytać o coś jeszcze, kiedy dodał – ...ale nie chcę o tym rozmawiać – wzięłam głęboki oddech, uspakajając moją irytująca ciekawość.

Co ona mu zrobiła i przede wszystkim - dlaczego? Zdradziła go? Oszukała? Okradła?

Właściwie wykluczałam zdradę bo nie wyobrażałam sobie, że jakakolwiek kobieta przy zdrowych zmysłach mając za narzeczonego takiego faceta jak Vince mogłaby zwrócić uwagę na kogokolwiek innego, ale nie mogłam drążyć tego tematu i dopytywać skoro powiedział że nie chce o tym mówić.

Tak czy inaczej te trzy dni minęły zbyt szybko, czy mi się to podobało czy nie. Ana i Hunter tego dnia planowali wrócić z wycieczki, a Vince zamierzał przenieść się z powrotem do swojego mieszkania. Ja natomiast miałam go już nigdy nie spotkać, chyba że przypadkiem, co było dla mnie niewystarczające i zbyt niepewne, dlatego czułam się zawiedziona i trochę smutna.

Było mi przykro, ponieważ wiedziałam, że będzie mi go brakować.

Wystarczyło go trochę lepiej poznać, aby zupełnie zmienić o nim zdanie oraz zrozumieć, że wszystko co mówiła o nim Ana – to jak pomagał kobietom i ubogim ludziom, to jak wiele robił dla Huntera i Sunny  - jest zupełnie w jego stylu.

I nie umiałam przestać myśleć o tym jak bardzo chciałabym wciąż móc z nim rozmawiać i mieć go w swoim życiu.

Dlatego kiedy zaprosił mnie do siebie, nie potrafiłam ukryć zadowolenia i ekscytacji. Nie miałam co prawda pojęcia o czym mógłby chcieć ze mną rozmawiać, w końcu po wszytskim o czym się dowiedział zapewne zdał sobie sprawę że moja sytuacja jest raczej beznadziejna, a pomoc, której chciał mi udzielić - na przykład w odnalezieniu ojca - nie ma sensu ze względu na zbyt małe prawdopodobieństwo powodzenia... Ale cokolwiekby to nie było - cieszyłam się, że znowu go zobaczę. Choćby tylko na jedną krótką chwilę.

Kochani!

Taki mały komunikat – postanowiłam napisać tutaj, ponieważ wiem jak mało osób zagląda na moją tablicę – tak więc dzisiaj kolejny dość krótki rozdział, jednak miałam naprawdę gorący okres w domu, rodzinne uroczystości, brak czasu na cokolwiek – jutro wrzucę na pewno następny, już dłuższy rozdział, w którym wiele się wyjaśni i wydarzy, także mam nadzieję, że mi wybaczycie <3

Rozdziały jednak nie będą wpadały codziennie, zbliżają się wakacje, okres w którym mam jeszcze mniej czasu niż zwykle, ale będę starała się publikować jak najczęściej będzie to możliwe i jestem Wam niesamowicie wdzięczna za Waszą obecność, za to że czytacie, dajecie gwiazdki i komentujecie. Jesteście cudowni, dziękuję❤❤❤

BliżejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz