Rozdział 35

1.4K 180 58
                                    

Ruby

- Macie już coś zaplanowane? – zapytała Ana wpatrując się z zachwytem w  mój pierścionek.

- Jeszcze nie. Dał mi go zaledwie trzy tygodnie temu. I tak zdecydował się na to naprawdę szybko, więc nie zamierzam go naciskać…

- Ale to słodkie… W ogóle, to jak wam się układa? Kiedy spotkaliśmy się razem w barze, wyglądaliście na takich zauroczonych sobą… Dotykaliście się cały czas i tak dalej…

- Musimy pokazywać, że jesteśmy szczęśliwym związkiem, przecież wiesz… - westchnęłam wpatrując się w delikatne kamienie tworzące śliczny, gwiezdny wzór na niewielkiej obrączce.

- No kochana, wybacz, ale skoro oboje tylko udawaliście, to minęliście się z powołaniem. Zdobylibyście za to co się wtedy działo Oskara – zaśmiała się, a ja popatrzyłam na nią z naganą, ale i odrobiną żalu – No co?! Czegoś mi nie mówisz, czuję to…. Całowaliście się? Opowiadaj!

Westchnęłam i pokręciłam głową.

Prawda była taka, iż byłam mocno zawiedziona faktem że tak niewiele mogłabym opowiedzieć Anie, ponieważ od tamtej nocy, która tak dużo dla mnie znaczyła, i po której liczyłam na więcej, Vince znowu zrobił się powściągliwy i pełen taktu.

Owszem przytulał mnie więcej, kiedy siadaliśmy wieczorami przed telewizorem obejmowaliśmy się jak na parę przystało, okazywał mi sporo czułości, czasem okazjonalnie mnie pocałował, ale zastanawiałam się gdzie podziała się ta namiętność z którą dotykał mnie tamtej nocy, gdzie te jego gorące usta i niecierpliwe dłonie, gdzie te sprośne szepty wypowiadane wprost do mojego ucha… Miałam ochotę na wszystko o czym wtedy mówił, może i wciąż się bałam kolejnego kroku, ale fakt faktem – Vince pokazał mi, że z nim może być naprawdę cudownie, i byłam bardzo ciekawa tego co moglibyśmy jeszcze mieć. Pragnęłam go i marzyłam o czymś więcej, on jednak zdawał się stracić mną zainteresowanie. Ponad to bardzo dużo pracował - kiedy już wrócił do pracy, wrócił do niej z taką determinacją i misją, że można było je wręcz wyczuć fizycznie. Postawił sobie chyba za cel wyleczenie wszystkich ludzi w Kalispell, a może i całej Montanie, ponieważ pracował po godzinach i często brał dyżury, ale ja też sporo pracowałam, więc nie odczuwałam aż tak jego nieobecności. Spotykaliśmy się wieczorami i popołudniami (chyba że akurat miał nocny dyżur) rozmawialiśmy i dawaliśmy sobie trochę ciepła po całym dniu spędzonym w pracy.

Być może powinno mi to wystarczyć.

Szkoda tylko, że nie wystarczało.

Tak czy inaczej westchnęłam zerkając na Anę, która wzięła właśnie paczkę z lukrowanymi pączkami, jakby szykowała się na prawdziwą bombę. Usiadła tuż koło mnie na podłodze swojego pokoju w domu Asha sprawiając wrażenie mocno podekscytowanej, wgryzła się w jednego pączka, wyciągnęła paczkę w moim kierunku abym się poczęstowała, po czym pomachała dłonią sugerując abym w końcu coś powiedziała.

Popatrzyłam na lukrowany pączek z posypką z białej oraz mlecznej czekolady i zaśmiałam się cicho.

- Wiesz jak mnie przekupić.

- Znam cię nie od dziś – zaśmiała się sięgając po następnego, a ja wciąż milczałam - Dawaj, nie trzymaj mnie dłużej w niepewności! – wybełkotała z pełną buzią, a ja pomyślałam, że w sumie dlaczego nie? Zawsze zazdrościłam tym normalnym dziewczynom, tym które siedzą przy kawie i plotkują o tych wszystkich zwyczajnych sprawach, chłopakach, pierwszych pocałunkach, o tym że jeden z nich ma piękne oczy, inny uroczy uśmiech, że kolejny to straszny dupek bo umawia się z kilkoma dziewczynami naraz… Czasami specjalnie siadałam w takich miejscach w Nowym Jorku – szłam na Manhattan, brałam w dłoń parę dolarów za które kupowałam najtańszą kawę w jednej z tamtejszych kawiarni i siadałam samotnie przy jendym ze stolików. Patrzyłam na normalnych ludzi, słuchałam ich rozmów, zazdrościłam im ich zwyczajnych żyć, słuchałam o szkole, o studiach, o rodzicach, chłopcach, przyjaciołach i tak bardzo chciałam być częścią tych wszystkich historii… Wówczas pozostawałam jedynie bezdomną, biedną imigrantką, która właśnie wydawała swoje nieliczne oszczędności na kawę której nawet nie miała ochoty pić, lub na zbyt drogą szklankę wody, tylko po to aby poczuć się choć przez chwilę „normalna”. Teraz jednak tak wiele się zmieniło. Byłam trochę bardziej zwyczajna, miałam mężczyznę którego bardzo pragnęłam i o którym mogłabym opowiadać godzinami. Miałam pierścionek na palcu który skradł mi oddech i doprowadził do łez, miałam swój własny pokój w jego mieszkaniu i więcej oszczędności dzięki temu że zdobyłam całkiem satysfakcjonującą pracę, i… Cóż, chyba mogłam trochę poplotkować przy pączku  z przyjaciółką, prawda?

- Więc… - zaczęłam biorąc pierwszy gryz – ymmm, pyszne…

- Nie zmieniaj tematu – bąknęła Ana z pełnymi ustami – Chyba, że masz na myśli Vinniego… Ymmm pyszne – powiedziała po czym parsknęła śmiechem widząc moją minę.

- Właściwie to on też jest pyszny, więc to by się zgadzało – westchnęłam ładując pączka do buzi.

- Czyli już wiesz jak smakuje… – Ana poruszyła brwiami, a ja chyba się zarumieniłam. – O cholera, czyli wiesz! Szczegóły! Mów!

- Całowaliśmy się tylko, ale namiętnie, to nie były jakieś buziaki tylko, prawdziwe pocałunki. Było bardzo miło – bardzo „miło” to niedopowiedzenie stulecia, ale na razie musiało Anie wystarczyć, bo nie zamierzałam opowiadać jej o szczegółach.

- Domyślam się kochana, że było miło – zaśmiała się kończąc pączka – Nie dam rady więcej, bo się porzygam… Ale wracając do tematu. Jak to się stało? Ile już takich nocy mieliście, myślicie o czymś więcej…?

- Nie. To był tylko raz, jakiś czas temu, właściwie wtedy po powrocie z naszego wspólnego wieczoru w barze… Vinnie trochę wtedy wypił i chyba puściły mu hamulce, a mi się to podobało. Następnego dnia mnie przeprosił i to się już nie powtórzyło. Owszem przytulamy się, czasami kiedy wychodzi do pracy całuje mnie w policzek czy usta, ale ponad to… Nic.

- A chciałabyś więcej?

- Tak… Chciałabym. Chciałabym aby mnie dotykał, ale znamy się dość krótko, także może faktycznie lepiej z tym trochę zaczekać.

- Jeśli chcesz to się nie krępuj. On obchodzi się z tobą jak z jajkiem, i wcale mu się nie dziwię. Jesteś od niego dużo młodsza, delikatna i wiele przeszłaś. On jest odpowiedzialny i kochany więc nie chce cię zranić. Spokojnie, macie dużo czasu na kolejny krok, ale jeśli będzie z nim zbyt długo zwlekał, po prostu mu zasygnalizuj, że chcesz aby cię podotykał… - powiedziała kładąc się na łóżku.

- Nie rozumiem…

- Nie musisz mówić tego wprost, znam cię na tyle że wiem iż nie dasz rady tego z siebie wydusić, ale… Stwórz jakąś sprzyjającą sytuację, załóż jakieś seksowne ciuchy, może bieliznę, wpadnij na niego niby przypadkiem…

- Wpaść na niego niby przypadkiem w seksownej bieliźnie w mieszkaniu w którym oboje mieszkamy? – popatrzyłam na nią z pobłażaniem, ale cóż, Ana nie była mistrzynią powściągliwości. Założę się że sama niejednokrotnie wpadała na Huntera „w seksownej bieliźnie” i „niby przypadkiem”, przy okazji lądując mu od razu na kolanach, także być może nie widziała w tym nic dziwnego, ale serio, dla mnie to było zupełnie nierealne.

- Oj wiesz co mam na myśli! Użyj wyobraźni. Szlafroczek, pod spodem klasyczny czarny komplet bielizny, nie jakieś babcine gacie, tylko to… - Ana podskoczyła jak sprężyna i wyciągnęła z szuflady bardzo ładny zestaw. Czarny biustonosz, z lekko prześwitującego materiału i dopasowane, wycięte, czarne majtki. – Jest nowy, ma jeszcze metki, daję ci w prezencie i lepiej go dobrze wykorzystaj. Załóż to na siebie, nie wzbudzisz podejrzeń, bo to nie jakieś zdzirowate koronki i pończochy, tylko klasyczny, choć seksowny komplecik. Zarzuć na ciało szlafrok, ale błagam nie ten brązowy frotte w rozmiarze XXL, tylko ten – rzuciła na łóżko mały, czarny kawałek materiału, który najprawdopodobniej był wspomnianym szlafrokiem. – Ale go nie zawiązuj! I przechadzaj się między swoim pokojem a łazienką aż się na niego natkniesz. Kiedy się zjawi szczęka mu opadnie na twój widok, zaufaj mi.

- I jak miałbym wytłumaczyć że „przechadzam się” niemal nago po domu? – zapytałam z niedowierzaniem, próbując powstrzymać śmiech.

- No błagam cię, to takie proste! Zapomniałaś balsamu z łazienki! Właśnie brałaś prysznic, i nie zdążyłaś się ubrać, a przecież wcześniej trzeba się dokładnie pobalsamować, prawda? – mrugnęła do mnie, wcisnęła mi w dłonie szlafrok i komplet bielizny, więc szybko oblizałam palce z lukru, aby nie ubrudzić nim całej tej czerni, i spojrzałam na nią z rezerwą.

- No nie wiem…

- Spokojnie. Nie musisz robić tego już tej nocy. Ale miej to na uwadze, i schowaj na czarną godzinę. Mnie już niedługo tu nie będzie, kochanie. Musisz sobie radzić sama. Będę dzwoniła niemal codziennie, mogę podesłać ci coś seksownego, ale wszystko w twoich rękach, tak? - pokiwałam głową patrząc z przerażaniem na delikatne skrawki materiału – A teraz idziemy na kawę. Po tym całym lukrze potrzebuję porządnej dawki kofeiny – pociągnęła mnie za rękę, wyciągając siłą ze swojego pokoju.

BliżejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz