42

211 32 13
                                    


Sunoo ostrożnie zawiązał brązowy szalik wokół szyi. Tak, aby nie wystawał spoza kołnierza jego kurtki, ale jednocześnie go ogrzewał. Choć byli już za połową lutego i wiosna zbliżała się wielkimi krokami, pogoda na zewnątrz szalała. Trafiały się całkiem przyzwoite jak na zimę dni, kiedy chciałoby się założyć coś lżejszego, a na następny dzień witała ich pokrywa śniegu.

Właśnie dlatego Sunoo wciągał na nogi swoje znoszone glany, które kupił za kieszonkowe w ostatniej klasie liceum. Ostatni raz przejrzał się w lustrze i nim zdążył sięgnąć po kluczyki, leżące w koszyczku na parapecie, zza ściany wychylił się jego ojciec.

– Gdzie idziesz? – rzucił.

W jednej dłoni trzymał gazetę, a w drugiej kawę, co oznaczało, że rozpoczął już swoją po-pracową rutynę. Nadal miał na sobie czarną koszulę i krawat, jednak na nosie nie widniały cienkie oprawki.

– Wychodzę z Rikim i Jungwonem. Od razu pójdę na lodowisko, więc wrócę wieczorem.

– W porządku.

Sunoo uśmiechnął się sztywno i wyszedł z domu, zamykając powoli drzwi. Jego tata nienawidził, kiedy nimi trzaskał, a on robił to z przyzwyczajenia.

Nie miał powodów, aby kłamać, że spotyka się z Sunghoonem, ale jednak to zrobił. Nie chciał marnować czasu na tłumaczenie, jaki jest jego nowy znajomy, jak go poznał i kim są jego rodzice. Zawsze pytał o rodziców. Po drugie, chyba po prostu chciał mieć jakąś tajemnice. Przecież nie musiał mówić mu o wszystkim. Był prawie pewien, że jego tata też o wszystkim mu nie mówił.

Kawiarnia, w której się umówili, znajdowała się zupełnie nie po drodze z jego domu. Właściwie, musiał przejechać na drugi koniec miasta, ale nie narzekał. I tak całe dnie przesiadywał w domu, słuchając podcastów lub audiobooków, robiąc przy tym biżuterię, żeby potem wrzucić ją na Danggeun*.

Jechał powoli, starając się nie przeklinać zbyt wiele na innych uczestników ruchu. Radio było wyłączone i kiedy Sunoo prowadził, puszczanie muzyki było zabronione. Zupełnie nie potrafił się skupić, gdy coś brzęczało mu nad uchem i był bliski wybuchu, nawet słysząc swoją ulubioną piosenkę.

Właściwie, w ogóle nie lubił jeździć autem. Chociaż miał prawo jazdy od roku, nadal miał kłopoty z parkowaniem i ostrymi zakrętami, bo ograniczał kierowanie do minimum. Przez swoją pracę zaczął jeździć zdecydowanie częściej, ale nadal robił to z grymasem na twarzy.

Na chodniku przed kawiarnią stał już Sunghoon. Kim zacisnął usta w wąską linię, nie chcąc uwidaczniać uśmiechu, który próbował na nie wpłynąć. Bardzo szybko polubił Sunghoona i nie potrafił wyjaśnić, dlaczego tak reagował na jego widok.

– Hej hyung – odezwał się, machając w jego kierunku.

– Cześć – na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech – Punktualnie.

– Jak zawsze.

– Świetnie. W takim razie... jedziemy dalej.

– Co? – rzucił zdezorientowany, gdy Park ruszył w stronę swojego auta – Gdzie jedziemy?

– Wsiądź i wszystko Ci opowiem.

Sytuacja z radiem miała się zupełnie inaczej, kiedy to on był pasażerem. Jak najszybciej połączył się z tym w aucie Sunghoona i odpalił jedną ze swoich playlist.

– Więc?

– Błagam, powiedz, że nie boisz się wody ani morskich stworzeń.

– Raczej nie – zmarszczył brwi – O ile nie planujesz sprezentować mi traumy.

lutz| sunsunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz