124

330 43 36
                                    


Jedynym dźwiękiem rozchodzącym się po wnętrzu drewnianego domu, był szum deszczu, odbijającego się od desek tarasu. Krople spływały po wysokich oknach, a Sunoo obserwował dwie z nich i czekał, która jako pierwsza zakończy wyścig. Żałował, że nie mógł obserwować rozszalałego podczas ulewy morza z bliższej odległości, ale nie chciał moknąć i ryzykować przeziębieniem.

Przybyli na Jeju kilka godzin wcześniej, a żeby nie marnować czasu, jedynie zostawili w domku bagaże i wyszli. Wrócili w tym samym momencie, w którym z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu i zdążyli schować się przed ulewą, jaką rozpętała się w ciągu zaledwie kilku minut.

Jeju było dla Sunoo jak drugi dom, być może dlatego zawsze czuł się tam tak odpowiednio. Z jego serca znikał ciężar codziennych obowiązków, a jego miejsce zapełniało ciepło i masa wspomnień z poprzednich wizyt. Z każdym kolejnym razem obserwował zmiany, jakie zachodziły w mieście – od remontów dróg, przez otwarcie nowych lokali do kolejnych lornetek zamocowanych do barierek przy porcie. Chociaż w ciągu dziewięciu lat dokonało się tam wiele, nadal było to te same Jeju, jakie Sunoo zapamiętał w dzieciństwie.

Jego ulubionym obiektem obserwacji nie były pomniki czy atrakcje oferowane przez domy kultury. Najbardziej lubił patrzeć na morze odbijające się od ciemnych skał. Nie wiedział dlaczego, ale morze, które obserwował na Jeju, wydawało mu się zupełnie inne od wód, jakie oglądał, chociażby w Incheon. Zawsze było ciemne, wręcz granatowe. Na jego powierzchni tworzyła się biała piana, znikająca z każdą kolejną falą, tylko po to, aby pojawić się w innym miejscu. Wyglądało jak sceneria filmu fantasy, miejsce, gdzie z piany i wściekłych fal rodzą się wodne nimfy.

Czarne skały były najbardziej fascynującym elementem krajobrazu. Sunoo lubił oglądać je szczególnie zimą. Zawsze wybierał się do portu, siadał na pomoście z kubkiem gorącej czekolady i pozwalał, aby jego policzki smagał wiatr. Wracał na dworzec z zaczerwienioną twarzą i podrażnioną skórą, jednak z ciepłem rozlewającym się w sercu. Wyobrażał sobie, że jest tam z mamą, że wspólnie obserwują pokryte warstwą śniegu skały, a później musiał zadowolić się jedynie wspomnieniami sprzed lat.

Cieszył się, że ich domek oferował mu te same widoki. Miejsce wynajęte przez Sunghoona znajdowało się na wzgórzu, na które z głównej drogi prowadziła kręta ścieżka. Był otoczony zielenią, która jakiś czas temu pobudziła się do życia, a z ich tarasu było zaledwie kilkanaście metrów do spadzistego zakończenia wzgórza, gdzie czarne skały porastały niewielkie kępki trawy.

Obiecał sobie, że jeśli nie zaśnie przed zakończeniem ulewy, wyciągnie Sunghoona na zewnątrz w samej piżamie i o bosych stopach. Zapali niewielką lampkę schowaną pod zadaszeniem tarasu, złapie starszego za dłonie i zatańczy z nim do rozbrzmiewającej tylko w jego głowie melodii. Może nie był bohaterem komedii romantycznej dla nastolatków, ale pragnął całym sercem przeżyć z Sunghoonem momenty godne filmu.

Równie bardzo chciał, aby Sunghoon pokochał wyspę tak samo, jak on. Wiedział, że jest na dobrej drodze, kiedy jadąc autobusem Sunghoon nie odrywał twarzy od szyby, oglądając widoki rozciągające się za oknem. W tamtym momencie przypominał Sunoo zbyt ciekawskiego przedszkolaka, a w jego głowie pojawiło się zdjęcie, jakie kilka dni wcześniej wysłała mu mama Parka.

Po zostawieniu w domku bagaży udali się w kolejną podróż. Sunoo wiedział, że nie zdoła pokazać Sunghoonowi wiele po godzinie osiemnastej, ale atrakcje zaplanował na kolejny dzień. Chciał pokazać mu jeden lub dwa parki narodowe, wodospady, drzewa kilka razy wyższe od nich i plantację mandarynek. Na ten moment zadowolił się spacerem po centrum miasta i kolacją w jednej ze swoich ulubionych knajp.

Sunghoon z uśmiechem spoglądał na swojego chłopaka, który nie przestawał mówić, odkąd wysiedli z autobusu w centrum. Zdawało się, jakby znał każde miejsce, które mijali, łącznie z ciemnymi zaułkami niektórych ulic. Wskazywał palcem na oświetlone nazwy barów i mówił, gdzie jego zdaniem można zjeść najlepsze owoce morza, a gdzie trafić na drinka w promocyjnej cenie. Opowiadał, że w jednym z mijanych sklepików z pamiątkami kupił figurkę Dol-Harubanga dla Jungwona, a w aptece z logo pomarańczowego lwa pomagał turystyce dogadać się z farmaceutką.

lutz| sunsunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz