106

342 46 41
                                    


Sunghoon nerwowo uderzał stopą o podłogę, wystukując nią pewien stały rytm. Opierał się o kuchenne meble i wyglądał przez okno, oczekując, aż w zasięgu jego wzroku pojawi się znajome auto.

– Stoisz tu już z dziesięć minut – usłyszał.

Segyeon stanęła tuż obok niego, przyjmując tę samą pozę. Chociaż próbowała to ukryć, Sunghoon widział, że sama wyczekuje wizyty Sunoo, aby w końcu osobiście go poznać. W salonie kręciła się jego mama, która ustawiała na stole ostatnie potrawy, a jego tata siłował się z krawatem.

Odrobinę bawiło go to, że jego rodzice robili z tego wieczoru tak duże wydarzenie. Sam fakt, że jego tata włożył koszulę, a do tego krawat, wydawał się surrealistyczny. Pani Park miała na sobie kwiecistą sukienkę oraz biżuterię, którą zakładała tylko, gdy gdzieś wychodzili. Kiedy zobaczyła Sunghoona w zwykłych dżinsach, nakrzyczała na niego i natychmiast kazała się przebrać, aż w końcu skończył w eleganckich spodniach z kantem. Dobrał do nich prostą brązową koszulę, a gdy jego rodzicielka uśmiechnęła się z aprobatą, mógł odetchnąć.

– Za chwilę powinien być – powiedział tylko – Nie odzywa się od dwudziestu minut.

– Pewnie dlatego, że nie używa telefonu podczas jazdy – westchnęła – Pewnie zaraz będzie.

– Powinienem był po niego pojechać? – uniósł brwi, spoglądając na siostrę.

– Z tą ręką? – kiwnęła głową na jego nadgarstek – Nie możesz trzymać nią szklanki, a co dopiero prowadzić.

– Okej, nie bądź dla mnie nie mi–

Przerwał swoją wypowiedź, kiedy na podjeździe pojawiło się auto Sunoo, a za szybą ujrzał jego ciemne włosy. Uśmiechnął się szeroko i ruszył w stronę drzwi, oznajmiając:

– Sunoo już jest!

Pan Park ostatni raz poprawił swój krawat i strącił z piersi dłoń swojej żony, która kolejny raz chciała wygładzić ledwo widoczne zagniecenie. Stanęła obok niego i uśmiechnęła się nerwowo, gestem ręki przywołując do siebie Segyeon. Stali w równym rządku, jak komitet powitalny, a Sunghoon powstrzymał się od parsknięcia.

Odwrócił wzrok od wesołego obrazka swojej rodziny i otworzył drzwi, dokładnie w tym samym momencie, w którym Sunoo nacisnął na dzwonek. Ich spojrzenia się spotkały, a młodszy zaśmiał się cicho.

– Dobrze się zgraliśmy.

Park obdarzył go jedynie czułym uśmiechem, a następnie pochylił się lekko, aby złączyć ich usta w pocałunku. Cieszył się, że jego rodzina ustawiła się przy stole w salonie, a nie wręcz przy samych drzwiach. Chociaż w żadnym stopniu nie wstydził się młodszego, całowanie go przed rodzicami wydawało się krępujące. Szczególnie że jeszcze nigdy nikogo nie miał, a tym bardziej nie przedstawiał swoim domownikom.

Wargi Sunoo nie miały konkretnego smaku, a dopiero gdy wsunął pomiędzy nie język, poczuł miętową pastę do zębów. Miał wrażenie, że rozpłynie się, gdy młodszy wydał z siebie ciche westchnięcie, ale zmusił się do zrobienia kroku w tył.

– Wejdź – wskazał dłonią korytarz – Wszyscy czekają.

– Naprawdę? – wyszeptał.

Dopiero teraz Sunghoon zauważył dwa rozłożyste bukiety kwiatów oraz torebkę prezentową w dłoniach swojego chłopaka. Przejął je od niego, pozwalając ustawić buty pod ścianą i zdjąć płaszcz.

Sunoo szedł krok za nim i chociaż starszy chwilowo nie widział jego twarzy, był pewien, że malowała się na niej trema. Odkąd umówili się na wspólną kolację, Sunoo pytał tylko, co lubią jego rodzice i przypominał o zjadającym go stresie.

lutz| sunsunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz