ROZDZIAŁ 24. MAGIA

113 6 0
                                    

Nie potrafiłam w to uwierzyć. Christian Alvarez zabrał mnie na koncert. Pieprzony koncert symfoniczny w Palau de la Musica Catalana. Nigdy bym na to nie wpadła. Nawet nie miałam pojęcia o tym, że wiedział o mojej słabości do muzyki klasycznej. Ktoś musiał mu o tym powiedzieć i nawet podejrzewałam kto. Ktoś kto był jego szpiegiem od niemalże początku. Ktoś kto dał mu mój numer telefonu, ktoś kto zdradzał mu moje sekrety i obnażał mnie przed nim z żenujących sytuacji takich jak ta z wakacji.

Lucas.

Do samego końca nie wiedziałam, że ten wieczór spędzędzimy w tej oto sali koncertowej. Co prawda Christian dał mi wczoraj znać, że gdzieś się wybieramy. Nie zdradzając żadnych szczegółów. Oprócz tego, że mam ubrać się "ładnie". Szybko dopisując jeszcze coś w stylu "tak jak zawsze".

Co było urocze i wywołało uśmiech na mojej twarzy.

A to nie wróżyło niczego dobrego. Moje głupie zachowanie wobec niego nie wróżyło niczego dobrego.

Byłam zachwycona, oczarowana i... podekscytowana na samą myśl koncertu. Nic się nie zmieniło. Nieważne ile razy tu byłam, za każdym razem reagowałam tak samo. A może teraz jeszcze bardziej na skutek zaskoczenia.

Ten chłopak naprawdę mnie zaskoczył. Zrobił mi tak cholerną niespodziankę. Nie mogłam przestać się uśmiechać. W środku piszczałam jak mała dziewczynka i to wszystko dzięki niemu.

Zgupiałam do reszty, zachowując się jak kompletna wariatka.

To było takie kochane.

Usiedliśmy po prawej stronie balkonu, skąd miałam doskonały widok na całą salę, ale również na scenę, na której za moment rozbrzmią pierwsze melodię. I to wtedy zacznie się prawdziwa magia. Sam budynek robił ogromne wrażenie. Fasada była ozdobiona mozaikami czy witrażami. Kolumny i wreszcie sama sala koncertowa. Sala, której centralnym elementem był ogromny witrażowy sufit. Wyglądał niesamowicie i nigdy nie mogłam się na niego napatrzeć.

A dziś zamiast na niego, przyglądałam się Christianowi, co musiał zobaczyć, ponieważ po chwili zapytał ze śmiechem:

– Co tak na mnie patrzysz?

Uśmiechał się.

Był to cwaniacki uśmiech, ale pierwszy raz nie wywoływał u mnie irytacji. Były dwie opcje; albo byłam za bardzo zadowolona, by zawracać sobie tym głowę albo faktycznie mi to nie przeszkadzało, ponieważ już za dobrze go znałam.

Christian po prostu taki był. Pewny siebie. Za bardzo pewny siebie.

– Nie musiałeś – pisnęłam, a po usłyszeniu moim słów jego uśmiech nieco przygasł. A może dorabiałam tylko sobie teorię? – Mogliśmy pójść w inne miejsce... Gdzieś, gdzie ty też byś się dobrze bawił – dodałam po chwili.

– Kto powiedział, że nie lubię muzyki klasycznej? – mruknął, nachylając się w moją stronę i patrząc prosto w moje oczy.

Chyba mi właśnie zaschło w gardle od tego intensywnego spojrzenia. Co on ze mną robił? Nienawidziłam się za to, ponieważ nie powinnam sobie pozwalać na takie chwilę słabości w obecności żadnego faceta. Nawet jeśli tym facetem był niesamowicie przystojny Hiszpan, które miał cudowne oczy i tak miękkie usta. Nawet jeśli jego głos zwalał z nóg, a jego dotyk doprowadzał do stanu niepoczytalności. Nawet jeśli gotował dla mnie najlepsze jedzenie pod słońcem i zabierał na ulubione koncerty.

Nie mogłam dać się tak facetowi. Nie mogłam się tak niebezpiecznie zbliżać, ponieważ nie chciałam cierpieć kolejny raz.

– A lubisz? – zapytałam szeptem.

GraczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz