Rozdział 34. Podemos

775 26 17
                                        

Miałam ochotę go zabić. Poprawka; miałam ochotę ich zabić.

Luisa, który pojawił się ponownie w moim życiu, zatruwając je, tak robił to przez ostatnie miesiące naszego związku.

Gerarda, który szybko wyniuchał sensacje i wrzucił do sieci filmik z kamery, znajdującej się na parkingu, która uwieczniła wszystko.

To byłoby podwójne morderstwo. I żadnego z nich bym nie żałowała.

Na szczęście Luisa od tego momentu nie byłam już zmuszona oglądać. Nie nachodził mnie... Jednak jeśli chodziło o profesora. Z nim było nieco gorzej. Po tym co zrobił brzydziłam się pracować dla niego. To było tak cholernie paskudne. Ochydne. Nie chciałam być kojarzona z czymś takim. Chciałam zrezygnować. Rozważałam to przez długi czas, ale doskonale wiedziałam, że nie mogłam tego zrobić. Moja rezygnacja wiązałaby się z niezaliczeniem semestru. Dlatego oboje podieliśmy decyzje, że wraz z końcem czerwca moja umowa wygaśnie.

Na całe kurwa szczęście.

Jeszcze tylko parę tygodni.

Nie cały miesiąc.

– Zadowolona jesteś, co? – zapytała z drwiną Camilla, która przed chwilą weszła do auli wykładowej.

Musiała oczywiście usiąść centralnie za mną.

– O co ci chodzi, co?

– No błagam – sarknęła. – Bo uwierzę, że nie wiesz.

– Oświeć mnie.

Czemu ja do cholery dawałam się jej prowokować. Nachyliła się w moją stronę, mówiąc:

– Zawsze chciałaś żeby Luis latał za tobą, jak tylko mu zagrasz – zaśmiała się gorzko. – Chciałaś żeby jadł ci z ręki. I proszę dopięłaś swego – zrobiła chwilową pauzę, by po chwili dodać: – Imponuje ci to, co? Cieszysz się jak mała dziewczynka, bo pobili się o ciebie, prawda?

Pierdolone głupoty.

Nie byłam atencjuszką. Nie potrzebowałam niczyjej uwagi... Szczególnie nie jego.

– Szczerze? – Odwróciłam głowę w jej stronę. – Chuj mnie obchodzi Luis, tak samo jak w dupie mam, to co myślisz.

– Jasne – prychnęła.

– Zrozum, Camille, że nie interesuje mnie już on. Nie interesuje mnie to co mówi, to co robi. Mam w to wyjebane, a wiesz dlaczego? Ponieważ zasługuję na kogoś więcej niż gościa, który oszukiwał mnie przez pierdolone miesiące.

I znalazłam tego kogoś... Znalazłam kogoś jeszcze lepszego, kogoś o kim nawet nie miałam odwagi śnić.

– Czyli mówisz, że nie potrzebnie podałam Luisowi twój nowy numer telefonu i adres redakcji? – zapytała nagle Grabriella, która pojawiła się obok nas.

Spojrzałam na nią zaskoczona, nie potrafiąc powiedzieć ani słowa.

To ona... Jak ona mogła, być tak podła.

– No co? Myślałam, że w końcu do siebie wrócicie. Ładną parką byliście. No oczywiście zanim cię nie zdradził. Ale każdy zasługuję na drugą szansę, prawda? – zapytała z drwiną wyczuwalną w głosie, a następnie poszła dalej.

***

Mamy to.

To właśnie dziś Catalonia Comet została po raz piąty zwycięzcą Ligi Mistrzów. Drugi raz z rzędu. Wygraliśmy, do cholery! Trybuny oszalały, panowała prawdziwa euforia. Ludzie krzyczeli, śpiewali i skakali. To była czysta radość, którą nie można było porównać do niczego innego.

GraczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz