ROZDZIAŁ 5. MIAŁO BYĆ SPOKOJNIE

151 8 12
                                    

Nic mi dzisiaj nie wychodziło. Gabriella się na mnie obraziła, artykuł, który miałam wstawić dzisiaj rano mi się usunął, malowałam się dwa razy, ponieważ mój pierwszy make-up wyszedł tragicznie i tak mogłabym wymieniać i wyniać. Najgorsze było to, że moi rodzice zostawili mnie na pożarcie bestiom.

– Melissa! – Usłyszałam głos jednego z fotografów, przez co odwróciłam się w jego stronę.

Zostawili mnie. Mieliśmy jechać na tę galę razem, ale oni postanowili się spóźnić i mnie posłać samą na pierwszy front. Wiedziałam, że nie zrobili tego celowo, mojej mamie w ostatniej chwili coś wypadło w fundacji, przez co przez zbędnych tłumaczeń, oznajmiła, że musi jechać do jednej z kobiet, które fundacja wspierała. Jej praca opierała się często na tak nagłych przypadkach, na które trzeba było reagować natychmiast, ponieważ każda sekunda się liczyła.

Mieli później dojechać i do mnie dołączyć.

– Można prosić? – zapytał jeden z nich, więc tylko przytaknęłam, zatrzymując się.

Delikatnie uśmiechałam się do ludzi, robiących mi zdjęcia. Było to naprawdę cholernie krępujące. Czy kiedyś stałam na takiej ściance? Tak, ale zawsze w towarzystwie Sebastiana i mamy. Mogłam się schować za nimi, spróbować wmieszać w tłum. To na moim ojczymie się koncentrowali, nie na mnie. Ja byłam tylko dodatkiem do tych zdjęć, a teraz. Stałam tu sama jak patyk...

Lubiłam zdjęcia, lubiłam stać przed obiektywem, ale nie w takim miejscu, przed tyloma osobami, nie w takiej sytuacji. Może tego nie było widać, ale raczej unikałam takich rzeczy.

Pierwszy raz w życiu na takim wydarzeniu nie było przy mnie nikogo.

Co ja w ogóle tu robiłam? Zastanawiałam się nad tym od prawie tygodnia, ale i tak dałam się namówić. Ten klub był dla mnie ważny. Trener był dla mnie niezwykle ważny, jak członek rodziny.

– Uśmiechnij się tutaj, do mnie, Mel — powiedziała wysoka szatynka o ciemniejszej karnacji, a ja zrobiłam to, co mi kazała, planując już szybką drogę ucieczki.

Nie zamierzałam tu długo stać. Chciałam resztę drogi przejść w błyskawicznym tempie, co umożliwiło mi to poruszenie wśród zaproszonych na tę okazję dziennikarzy. Taką reakcję spowodowało nagłe, ale dość pewne wtargnięcie na ściankę Christiana Alvareza.

Przez moment nasz wzrok się skrzyżował. Nie staliśmy jakoś bardzo daleko, choć ja tę odległość powiększałam z każdym krokiem. Zanim zniknęłam za ścianą, zauważyłam jak puścił w moją stronę oczko.

Co do cholery? Puścił oczko? Do mnie? A może do jakiejś fotoreporterki, których było masa na korytarzu?

Kto jeszcze w ogóle tak robił.

Długo już o tym nie myśląc udałam się do sali, w której odbywał się bankiet. Mogłam odetchnąć z ulgą.

Przeżyłam najgorsze. Ponieważ konfrontacja z gośćmi, których większości dobrze znałam, nie mogła być gorsza od tej z fotografami. Rozejrzałam się po sali, będąc tak cholernie dumna z Martiny, która to wszystko zorganizowała. Wystrój był zniewalający. Wszystko dobrane z klasą i znając dziewczynę z niebywałą starannością.

Miała do tego dryg. Była świetna w zarządzeniu, pilnowaniu terminów i innych takich rzeczy, o których nawet nie miałam pojęcia, ale również miała smykałkę do wnętrz. Założenie własnej firmy, zajmującej się organizowaniem przeróżnego rodzaju eventów było strzałem w dziesiątkę. Dziewczyna odnajdowała się w tym idealnie i było to połączenie dwóch jej pasji.

Rozejrzałam się po sali, szukając kogoś znajomego. Od razu rzucił mi się w oczy Nicolas, obejmujący w pasie Anę. Kierowali się w moją stronę, na co się uśmiechnęłam pod nosem.

GraczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz