Dobra, lecimy z rozdziałem w niedzielę! Miłego czytania!
#graczwatt
***Dzień meczowy. Dzień, w którym Sebastiana nie było przez prawie cały dzień w domu. Dzień, w którym kibicowałam mu z całych sił.
Gdy tylko miałam taką możliwość, wybierałam opcje dopingowania go z trybun. Bycie na nich, czucie tego klimatu było czymś całkowicie innym niż mecze oglądane w telewizji. Był weekend, więc śmiało mogłam sobie na to pozwolić. Każdy domowy sobotni bądź niedzielny mecz należał do mnie. Czasami przychodziłam z mamą, czasami wyciągałam na nie Valentinę i Sus, sporadycznie Maxa i Marcusa, a czasami po prostu spotykałam się tu z Martiną czy z innymi dziewczynami, które wspierały swoich partnerów.
Tym razem towarzyszyła mi babcia, która nie mogła przegapić meczu swojego syna.
– Zobacz, kto tu do nas idzie – odezwała się kobieta, uderzając mnie w ramię, by zwrócić moją uwagę.
Po chwili nie byłyśmy już same, ponieważ dosiadła się wyżej wymieniona Martina wraz z Isabellą, trzymającą na rękach swoją małą córeczkę, Carmen. Przywitały się po chwili z mamą Sebastiana, ponieważ jej się nie dało nie znać, a tym bardziej zignorować.
Obie były partnerkami piłkarzy Catalonii. Isa była narzeczoną Matteo, któremu niedawno urodziła dziecko. Obecnie prowadziła z domu swoją firmę odzieżową, równocześnie wychowując Carmen, a Martina od dobrych kilku lat spotykała się z Carlosem Cruzem, dla którego przyjechała do Barcelony z Włoch dwa lata temu, kiedy to chłopak zmieniał klub.
Znałam tę dziewczyny, jedne bardziej drugie mniej, ale mimo wszystko jakiś kontakt miałyśmy. Nie ze wszystkimi, ale z niektórymi tak; szczególnie z tymi, które były plus minus w podobnym wieku co ja. Największy i nie do podrobienia z Martiną, którą poznałam w dość dziwnych okolicznościach... Podczas meczu, ale w sytuacji, o której można by było pisać w książkach.
Zaufajcie mi.
Podczas naszego pierwszego spotkania darłam się, wyzywając od najgorszych nieudaczników jej chłopaka, nie wiedząc, że jego najbliższa osoba siedzi dosłownie obok mnie wraz z jego mamą. Nie odezwała się wtedy ani słowem, tylko bacznie mnie obserwowała. Uświadomiłam sobie co zrobiłam dopiero w momencie, gdy zobaczyłam, jak całuje po meczu Carlosa. Do tej pory dziewczyna wypominała mi tę sytuację.
Teraz się z tego śmiałam, ale wtedy nie było mi do śmiechu. Jakby to powiedzieć... podczas tamtego meczu byłam mało elokwentna i niezbyt kulturalna. Było mi tak cholernie głupio. Na szczęście to była nasza tajemnica i nikt nigdy się o tym nie dowiedział – nawet piłkarz.
Po chwili spiker zaczął wymieniać nazwiska piłkarzy, którzy mieli dziś zagrać w pierwszym składzie, co szybko podłapał tłum. Wielkie brawa rozniosły się po arenie, kiedy to przez głośnik wypowiedziane zostało nazwisko Christiana Alvareza, który miał dziś zadebiutować w barwach Catalonii. Nawet moja babcia poderwała się, krzycząc razem z resztą.
Powariowali, ale w sumie nie dziwił mnie ich entuzjazm, kibice żyli tym transferem od dobrych kilku miesięcy. Od momentu, kiedy pojawiły się pierwsze plotki, które okazały się później prawdą. Wszystkie zapowiedzi transferu były głośno komentowanie i przeżywane, czego zwieńczeniem było powitanie chłopaka przez kibiców na naszym stadionie. Frekwencja była wtedy naprawdę wysoka. Z tego co zanotowałam jedną z najwyższych w historii klubu. Jednak wśród tylu osób, nie było z nim nikogo bliskiego...
Widziałam urywki z tamtego dnia w internecie i pamiętam, że zwróciłam na to uwagę. Zawsze w takich chwilach; przenosin, podpisywania kontraktu i innych takich wydarzeniach zawodnikom towarzyszyli bliscy; partnerka, rodzice, rodzeństwo.
CZYTASZ
Gracz
Fiksi RemajaNiektórzy faceci są po prostu dupkami... Takie zdanie o nich ma właśnie Melissa, która sparzyła się nie raz, nie dwa. Gdy spotkała Christiana Àlvareza... potwierdziła tylko swoją teorię. KOLEJNY DUPEK na jej drodze, moi kochani! ~~~~ ⭐ Barceloński...