ROZDZIAŁ 1. BARCELONA PACHNIE SZCZĘŚCIEM

1.2K 37 7
                                    

Siedziałam na kanapie w swojej ulubionej kawiarni, do której lubiłam czasem przychodzić. Panowała tu wspaniała energia i wręcz rodzinna atmosfera, mimo że codziennie przychodziło do tego miejsca naprawdę sporo ludzi. Było po prostu czuć tu serce właścicielki, co nie zdarzało się za często w samym centrum Barcelony. Mało było takich lokali, a szkoda. Sama odkryłam go dopiero jak zaczęłam studia.

– Dobra, koniec – powiedziała entuzjastycznie dziewczyna, która siedziała naprzeciw mnie. – W końcu.

Nie mogłam się powstrzymać i zaśmiałam się pod nosem.

Wiedziałam dlaczego tak się cieszyła. Właśnie skończyła pisać esej, którym zajmowała się od dobrych kilku dobrych dni i który sprawiał jej niemałe trudności. Dobrze nie wiedziałam, co takiego tam miała, ponieważ to kompletnie nie moje tematy. Nie znałam się w końcu na prawie.

– Już myślałam, że zejdę od tego. Głupie postępowanie karne.

Ja przez ten czas postanowiłam również nie próżnować i przejrzeć po raz kolejny notatki na zajęcia. Zostało już niewiele czasu do końca semestru, a to wiązało się z niezłym młynem. Pełno zaliczeń, zajęć do nadrobienia i innych rzeczy do ogarnięcia, ponieważ jakże inaczej wykładowcy dopiero się obudzili.

– Gratulacje – sarknęłam, bo inaczej nie byłabym sobą.

Byłam znana wśród znajomych z ciętego języka i głupiego humoru, ale chyba im to nie przeszkadzało, prawda? Skoro dalej się ze mną trzymali... wnioskowałam, że nie był dla nich duży problem.

– Już wątpiłam, że kiedykolwiek to zrobisz.

Zmierzyła mnie wzrokiem.

Od Valentiny zawsze biła energia i radość życia, nigdy nie widziałam jej smutnej, nawet w najgorszej wiadomości potrafiła znaleźć coś pozytywnego. Nigdy nie byłam jakąś wielką pesymistką, zawsze próbowałam widzieć szklankę do połowy pełną, a nie pustą, ale do podejścia Vi było mi bardzo, ale to bardzo daleko. Była najbardziej optymistyczną osobą, jaką znałam. A w swoim życiu zdążyłam poznać już parę niezłych wariatów.

Ja natomiast należałam bardziej do osób, które na co dzień były raczej poważne i spokojne, choć temperamentu mi nie brakowało. Nigdy nie bałam się odezwać, niejedna osoba mogłaby powiedzieć nawet, że miałam za długi język.

– Zero wiary w człowieka. Przypomnij mi dlaczego jeszcze się z tobą przyjaźnie?

Przyjaźniłyśmy się od kilku dobrych lat. To ona do mnie podeszła, kiedy zaczęłam naukę w jednej z prestiżowych szkół w Barcelonie i tak już zostało. Przykleiła się i nie mogłam się już jej pozbyć.

– Jak to dlaczego? Jestem inteligentna, dobra – zaczęłam wyliczać na palcach. – Poza tym masz same korzyści, trzymając się ze mną – powiedziałam, dogryzając jej.

– Nie przesadzałabym tak – powiedziała krótko, na co przewróciłam oczami.

Była tak samo wredna jak ja. Dlatego w końcu się przyjaźniłyśmy.

– Na kiedy masz ten referat? – mruknęłam, zmieniając temat i sięgając po laptopa dziewczyny, by przeczytać chociaż nagłówek jej pracy.

Wiedziałam, że i tak nic nie zrozumiem.

– Chyba do końca stycznia. To na zaliczenie. – Kiwnęła głową w stronę urządzenia.

– Ty tak serio? – zapytałam zdziwiona.

Vi była bardzo zdolna i mądra, miała jedną z najlepszych średni na roku, a to nie należało do prostych, zwłaszcza na tym pytaniu. Ale nigdy nie robiła prac w 'pierwszym terminie', by potem mieć z głowy, tylko czekała na ostatnią chwilę. I nie dlatego, że była leniwa. Po prostu jak to twierdziła; najlepiej działała pod presją czasu. Dlatego wszystko, ale to wszystko zostawiała na później; czy to projekty, naukę do kolokwium czy to szykowanie się na spotkanie, kupno prezentu i tak mogłabym wymieniać...

GraczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz