PROLOG

534 24 19
                                    

 Prolog

- - - -

W towarzystwie matki zmierzałam do renomowanego salonu, żeby odebrać suknię i skompletować resztę wyprawy ślubnej. Wolałabym zrobić to samodzielnie, bo nasze gusta diametralnie się różniły, lecz ojciec zdecydował, że mamy obie zniknąć mu z radaru.

- Dość Kira! Matka jedzie z tobą. A ty, Aleksandro, też morda w kubeł. Wkurwiacie mnie tymi ciągłymi sprzeczkami. Pakować tyłki do samochodu, natychmiast! I nie ważcie się wracać bez wykonania zadania. Ślub za tydzień, a ja potrzebuję ludzi z waszej obstawy, do innych zadań, więc, jak o czymś zapomnicie, to będziecie się musiały bez tego obejść. To ostatnie zakupy przed weselem, na jakie się wybieracie.

Czym prędzej złapałam torebkę i ruszyłam w stronę drzwi. Życie mnie nauczyło, że rozkazy ojca należy wykonywać bez zwłoki i najmniejszego sprzeciwu. Każdy przejaw buntu był karany, a ojciec był w tym mistrzem. Zawsze potrafił rozpoznać słaby punkt oponenta i karał go, uderzając tam, gdzie najbardziej zaboli.

U mamy, było to odcięcie od kasy, znajomych, a w przypadku większego wkurwu Pana i Władcy - od zdobyczy cywilizacji.

U mnie - wyżycie się na innych, bliskich mi osobach.

Matka uwielbiała przepych. Lubiła pławić się w luksusie, brylować w towarzystwie, być w centrum uwagi. Chyba potrzebowała czuć się "lepsza" od innych.

Ja stawiałam na klasę i prostotę, dlatego myśl o zakupach w jej towarzystwie, przyprawiała mnie o ból głowy.

Niby powinno mi być wszystko jedno, bo i tak nie cieszyłam się zbliżającą się uroczystością. Przyszłego męża spotkałam wcześniej zaledwie dwa razy i nie zapałałam względem niego miłością od pierwszego wejrzenia, choć muszę szczerze przyznać, że brzydalem nie był.

Po prostu, uznałam go za typa pokroju własnego ojca, który prędzej, czy później mnie unieszczęśliwi, tak jak Ilja moją matkę.

Cóż... Matka to kolejny ciężki orzech do zgryzienia.

Skoro obie żyłyśmy w świecie zdominowanym przez bezwzględnych, wymagających od nas posłuszeństwa, czy wręcz poddaństwa mężczyzn, wydawałoby się, że matka powinna być dla mnie opoką i najbliższą osobą. Jednak nie potrafiłyśmy znaleźć wspólnego języka w sytuacji, kiedy ona, z biegiem lat stawała się coraz bardziej zgorzkniałą, zawistną, zakompleksioną namiastką kobiety, a na dodatek, próbowała podbudowywać swoje ego, zadzierając nosa przed niższymi rangą, mafijnymi marionetkami oraz wymagając bezwzględnego posłuszeństwa i perfekcji od służby.

Mnie też próbowała "ustawiać". Urobić na swoje podobieństwo. Tu jednak napotykała na mój stanowczy opór, który nieraz doprowadzał do zażartych kłótni.

Bo mnie niesłychanie drażniło jej zachowanie i przykładanie wagi do spraw, według mnie, mało istotnych.

- Dla mnie ważniejsze są relacje międzyludzkie, niż na błysk wypucowany żyrandol! - kwitowałam jej uwagi.

Takie było moje przekonanie i nie zamierzałam ulegać presji z jej strony, kiedy zarzucała mi bratanie się z pospólstwem.

Rzeczy są martwe i nie mają uczuć. Nie pomogą, nie okażą zrozumienia, nie przytulą. A mi, tego właśnie najbardziej w życiu brakowało, choć pamiętam, że kiedy byłam mała, matka nie szczędziła mi czułości. Wszystko się zmieniło, kiedy popadła w depresję, po narodzinach Katji.

Na szczęście, potrzeby w tym względzie, mimo wszystko, miałam zaspokojone.

I to dzięki osobie, którą matka nakazywała mi pogardzać i nienawidzić.

1 - "SPIŻOWE ZASADY" - "KUKIEŁKI"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz