Służba podawała potrawy do stołu z duszami na ramieniu, kiedy Biała Dama uważnie, bez słowa, śledziła ich każdy, nawet najmniejszy ruch. Zajęła miejsce u jednego szczytu długiego stołu, na wprost nieproszonego gościa. Kat, jak gdyby nigdy nic, wkroczył do jadalni o właściwej porze i zajął miejsce na drugim końcu. Ostentacyjnie zarzucił nogi na narożnik, bawiąc się przy tym swoim sztyletem w niezmąconym milczeniu. I przez cały ten czas, w trakcie podawania potraw, przyglądał się Ravenowi siedzącemu pośrodku tych dwóch nienawidzących się istot. Czy mogło być bardziej niezręcznie?
Nie dziwiło, że Kat faktycznie został na Dworze. Akurat tego można było się po nim spodziewać. Słynął z tego, że robił co chciał, gdzie chciał i z kim chciał. A fakt, że doprowadzał swoją obecnością do furii własną siostrę, zdecydowanie go nie zniechęcał, tylko wręcz pchnął do goszczenia w posiadłości dłużej niż zakładał.
Jednak najbardziej zaskakujące i dziwne w tej pokręconej sytuacji było to, że nadal miał na twarzy tę swoją, z pewnością okrutnie cuchnącą, szmatę na twarzy. Zasadniczo wyglądał dokładnie tak samo jak wtedy, kiedy pojawił się w ogrodzie.
To się dopiero nazywa ukrywanie tożsamości. Może jest okropnie brzydki i ludzie umierają od samego spojrzenia na jego oblicze ze zgorszenia i obrzydzenia? Niby oczy ma piękne, niby głos też, ale kto wie, jaką ma mordę?
Raven nalał sobie parującej kawy do filiżanki z godnością samego księcia. Nie było właściwego określenia na to, jak się czuł pomiędzy tą dwójką. "Niezręcznie" nie oddawało w najmniejszym stopniu rzeczywistości. Tym bardziej, że bez przerwy czuł żądzę mordu od obojga, a spojrzenie Kata wypalało dziury w jego ciele. Pożałował, że Xander nie przyleciał. Bardzo pożałował. Ciekawe czy Biała Dama w ogóle mu powie, że Kat tutaj był? Pewnie nie.
– A więc... – zaczął, a jeden ze służących prawie wypuścił półmisek z pięknie pachnącą pieczenią, gdy cisza została nagle przerwana. – Pogoda dzisiejszego zimowego popołudnia jest wyjątkowo łaskawa – stwierdził z nutką sarkazmu w głosie, która wyraźnie wskazywała na to, że został zmuszony do wypowiedzenia tych pełnych pompatyzmu słów, żeby chociaż trochę rozluźnić atmosferę.
– W sumie racja. – Kat zarzucił wolną rękę na oparcie krzesła. – Nie napierdala śniegiem jak wczoraj.
– Słownictwo! – wydarła się Biała Dama, a półmisek ostatecznie wylądował na podłodze.
Służący rzucili się do sprzątania, trzęsąc się przy tym jak małe, biedne króliczki, które spotkały wielkiego, przerażającego wilka. Kat leniwie przeniósł na nich spojrzenie. Przyglądał się teraz temu, jak bardzo nie chcieli jej podpaść.
– Straszysz ludzi, Jass. Jeszcze chwila i sam książę nie będzie chciał z tobą przebywać – mruknął pod nosem, bez większego zainteresowania faktem, że ktoś się jej bał.
– Obstawiam, że twoja obecność też niczego tym biednym ludziom nie ułatwia – mruknął kąśliwie Raven.
Chciał nawet wstać i im pomóc, ale spojrzenie Jasmine usadziło na dupie i jego. Nie chciał potem słyszeć marudzenia, że wybraniec kala swe dłonie sprzątaniem. Chyba by dostał pierdolca.
Nikt nie skomentował jego słów. Znowu zapadła ta okropna cisza, przerywana jedynie odgłosami sprzątania rozbitej ceramiki i uderzających o siebie zębów służących, którzy dosłownie uciekli zaraz po tym jak resztki zbitej zastawy, razem ze zmarnowanym daniem, zostały uprzątnięte. Rav został teraz dosłownie sam z rodzeństwem. Żadna inna żywa dusza chyba nie przebywała w pobliżu. Nawet te martwe najwyraźniej postanowiły wyjątkowo nie straszyć dziś w Lawendowym Dworze.
CZYTASZ
Barwy Chaosu. Wierność szmaragdu (tom 1)
FantasyRaven lubi swoje życie. Ma dobrą pracę w Straży Lorda Protektora, dom na przedmieściach i kochającego partnera. Nawet samochód, który lata świetności ma już za sobą, jest przyjemną częścią jego codzienności. Jednak wszystko musi się kiedyś skończyć...