Tydzień. Tyle zajęła im przeprowadzka z Sarii do Kwatery. Miało być to rozwiązanie tymczasowe, bo Kallim akurat zaczął remont w swoim mieszkaniu, oczywiście teraz pod czujnym okiem Ravena, który miał tam z nim mieszkać. Może nie był to spory dom, jak ten, który mieli w Sarii, ale mieszkanie nie należało znowu do takich małych. Jego lokalizacja była całkiem dobra pod względem dojazdu do Syriusza – kilka minut rowerem, na pieszo niewiele dłużej, a i komunikacja miejska dojeżdżała niemal pod sam wieżowiec.
Treningi same w sobie były... idiotyczne. Raven spotkał się już z Syriuszem dwa razy, a Kallim dwukrotnie go zawiózł, siedział pod ścianą przez cały trening i razem wrócili do domu. Przez jego obecność Syriusz był milczący, oschły i zdystansowany. No i jeszcze kazał Ravenowi robić takie rzeczy jak siedzenie i patrzenie się w jeden punkt przez kilka minut albo wyobrażanie sobie światła jako namacalnej formy, czego już dawno temu się nauczył. W sumie to nie zrobili kroku do przodu, a wręcz cofnęli się do początków, co było irytujące. Kallim nie omieszkał wytknąć tego jego nauczycielowi.
Ale dzisiaj miało być inaczej. Dzisiaj Kallim musiał iść do pracy na całą noc i nie mógł go ani odwieźć, ani pilnować, ani zawieźć do domu. Mimo zgody, jaka między nimi zapadła, było jakoś inaczej. Niby żyli ze sobą jak dawniej, świetnie bawili się w sypialni i nie tylko w niej, ale... nadal to dziwne "ale" wisiało w powietrzu, choć żaden głośno tego nie komentował. Poza tym, Tarsim obiecał, że nie będzie zachowywał się jak pies stróżujący, a to patrzenie Syriuszowi na ręce podczas treningów było właśnie typowo samczym zachowaniem. Zaznaczaniem swojego terytorium, wbrew temu, że rzekomo Jasmine go uspokoiła.
Co gorsza, Raven nie miał za bardzo czasu na rozmowę z kimś poza nim. Kallim zawsze był obok, romantycznie szepcząc mu do uszka, że chce cieszyć się każdą sekundą u jego boku i będzie nieznośnie się kleił. I kleił. Non stop. Bez przerwy. Rav już nie pamiętał, czy przez ten tydzień zrobił choć raz siku w samotności.
Odetchnął cicho, wkraczając na salę treningową, od razu ubrany w "strój bojowy", jak zwykł nazywać spodnie i koszulkę z elastycznego materiału (Kall zawsze się śmiał, że jego twórcy inspirowali się BDSM). Nie przyznałby się do tego głośno, ale czuł ulgę, że Tarsim przynajmniej na kilka godzin wyruszył do pracy i dał mu chwilę oddechu.
– Tak, dziś jestem sam – powiedział wesoło, widząc, że Syriusz spojrzał najpierw na niego, a potem na drzwi. – Kallim jest w pracy. I całe szczęście, bo bym go w końcu udusił.
– Aż dziw, że nie wziął wolnego – mruknął mężczyzna i wrócił do czyszczenia sztyletu.
Siedział po turecku na środku maty. Sala treningowa była po prostu sporym pomieszczeniem w podziemiach wieżowca, należących właśnie do Syriusza. Było tu trochę broni, ale mniej niż Raven się spodziewał. Nawet manekinów nie miał. Gołe ściany i czarna mata.
– Ale przynajmniej możemy zacząć treningi. Już mi się pomysły na tę durnotę kończyły.
– Nic mi nie mów. Miałem wrażenie, że robisz idiotę nie tylko z niego – przyznał Rav. Położył torbę obok drzwi i podszedł do mężczyzny. Usiadł naprzeciwko, przyglądając mu się uważnie. – Coś mi mówi, że to Jasmine mu załatwiła tę robotę, żeby zajął się czymś pożytecznym. Martwi się i przez to zrobił się taką dużą, uroczą rzepą, która przyczepia się do ubrań podczas spaceru.
– Jak on jest uroczy, to ja jestem święty – stwierdził cierpko Syriusz, przenosząc wzrok ze sztyletu prosto na jego oczy. – I całkiem możliwie, że poskarżyłem się siostrze. I całkiem możliwe, że się tak odrobinkę wkurzyła.
– Cóż, jestem ci wdzięczny. Gdyby czekał mnie jeszcze jeden trening patrzenia w przestrzeń albo wywoływania świetlnych zwierzątek, to bym ci jebnął. A potem jemu, bo przeszkadzał w prawdziwych treningach – przyznał Raven. – Wiem, że był... upierdliwy. Ale wierzę, że to dlatego, że po prostu się martwi.
CZYTASZ
Barwy Chaosu. Wierność szmaragdu (tom 1)
FantasyRaven lubi swoje życie. Ma dobrą pracę w Straży Lorda Protektora, dom na przedmieściach i kochającego partnera. Nawet samochód, który lata świetności ma już za sobą, jest przyjemną częścią jego codzienności. Jednak wszystko musi się kiedyś skończyć...