Raven był już przebrany, opatulony kocami i trzymał w ręku kubek parującej herbaty. Syriusz widział, jaki jest smutny, chociaż już nie płakał. Wpatrywał się po prostu ponuro w naczynie, nadal lekko drżąc z zimna – co było dziwne jak na kogoś, kto dysponował mocą ognia. Mógł w każdej chwili się ogrzać od wewnątrz, prawda? A może zwyczajnie nie chciał tego robić?
– Nie zapytasz mnie, co się dokładnie stało? – zapytał cicho elf, podnosząc na niego zmęczone spojrzenie. Lilith kręciła się obok i poprawiała mu koce, jak małemu dziecku.
– Jeśli chcesz, to sam powiedz, co się stało. Mogę się jedynie domyślać, w jakim kierunku poszła kłótnia, która się zaczęła po twoim powrocie do domu – odpowiedział mu spokojnym tonem Syriusz, przyglądając mu się z uwagą. – Choć prawda jest taka, że nie interesuje mnie, co zrobił. Liczą się dla mnie łzy, które zobaczyłem na twojej twarzy, a nie skala ich powodu. W tym przypadku pojęcie mniejszej lub większej winy nie istnieje. I tak jest już trupem w moich oczach.
– Była u nas Jasmine. W naszym pokoju. – Głos Ravena był przepełniony smutkiem. – Nic nie robili, ale widziałem, jak na nią patrzył. Zaczęliśmy sobie docinać, ona wyszła, wściekła. A on wprost zarzucił mi zdradę. Uważa, że wróciłem taki zmęczony, bo ze sobą spaliśmy, ale przecież i tak się nie przyznam. Wściekłem się, bo nigdy bym mu tego nie zrobił... Nigdy bym nie zrobił niczego takiego. To zabolało i się wściekłem. Wypuściłem światło... A on użył mocy Króla Zwierząt. Zmusił mnie, żebym się uspokoił, tłumacząc się tym, że pozabijałbym jego ludzi, bo nie potrafię nad sobą panować. Przesadził. Dlatego zerwałem z nim i uciekłem z Kwatery, łapiąc po drodze torbę.
Syriusz spojrzał na Lilith, niemo pytając ją, czy nadal ma obiekcje co do rozkazu, który jej wydał, a potem spojrzał znowu na Ravena.
– Nijak mogę to skomentować. Prawda jest taka, że cudem tu siedzę, zamiast go w tej chwili mordować – stwierdził cicho. – W końcu pokazał ci, kim tak naprawdę jest. A patrzenie na moją siostrę, jakby była kawałkiem mięsa, do tego w twojej obecności... uderzyło zarówno w jej godność, jak i twoją. Nie zasługuje na miano króla, a co dopiero mężczyzny, ale wiem, że możesz nie chcieć, żebym wymierzył mu karę wedle swojego uznania. Wiem też, że bardziej od mojego gniewu potrzeba ci mojej obecności, więc ze wszystkich sił się staram siedzieć na dupie.
– Pewnie ułatwiłem mu sprawę tym zerwaniem. Bez przeszkód będzie mógł się ślinić do twojej siostry. Chociaż zdziwiłbym się, gdyby go jeszcze chciała. – Raven pokręcił lekko głową i napił się herbaty. – Nie ma sensu, żebyś się tak na niego wściekał. To niczego nie zmieni. Nie zmieni tego, jak mnie potraktował. Po prostu jutro zabiorę swoje rzeczy z Kwatery i przeniosę się tymczasowo do hotelu. Nie mam ochoty na niego patrzeć i słuchać tłumaczenia, że zmusiłem go do użycia tej mocy. Bo prawda jest taka, że nie musiał z niej korzystać. A gdybym tam został po tym, co zrobił... – westchnął cicho. – Gdybym tam został, to wpadłbym w bagno po uszy. Nie chcę myśleć o nim źle, ale skoro raz się do tego posunął, co miałoby stać na przeszkodzie, żeby to powtórzył? To boli najbardziej. Świadomość, że to mogłoby nastąpić kolejny raz, gdybym tylko zrobił coś, co mu nie odpowiada.
– Możesz zostać u nas – stwierdził spokojnie Syriusz. – Naprawdę. Masz tu pokój, a Lilith będzie miała lepsze towarzystwo niż moje. Nie musisz tłuc się po hotelach. A jeśli on choćby słówko piśnie na ten temat, tak nie ręczę za siebie. A moją siostrę to lepiej niech omija szerokim łukiem, bo pozbędzie się przyrodzenia, które ona mu w końcu wepchnie w gardło.
– To decyzja Jasmine, czy będzie chciała poświęcać mu swój czas – stwierdził nad wyraz spokojnie Raven. – Wiem, że ze względu na mnie trzymała go na dystans. Widziałem to po niej dzisiaj i jestem jej wdzięczny. Przynajmniej ona zachowała się porządnie w tym wszystkim. Jemu nie przeszkadzało to, że przyszedłem, żeby emanować testosteronem w jej kierunku. A to mi zarzuca, że się puszczam – zaśmiał się bez cienia wesołości w głosie, a po jego policzkach znowu popłynęły łzy.
– Jasmine ma godność i wierz mi, że więcej nie pozwoli mu się tknąć. Choć idiotycznie, bez przerwy, tłumaczy go hormonami – syknął wściekle Syriusz. – I nie słuchaj go. Arogancki idiota nie ma prawa głosu co do twojej seksualności. Ja wiem, że do niczego nie doszło, i ty również to wiesz. I jestem przekonany, że nikt poza nim samym nawet o tym nie pomyśli. Każdy wie, że nie ośmieliłbym się zaproponować zbliżenia, jeśli ktoś jest w związku. Mam zasady, których on nigdy nie zrozumie. Nie jestem bezduszną kreaturą niszczącą wszystko z zazdrości o uczucia śmiertelników. A jeśli masz co do tego wątpliwości, zapytaj Lilith. Zapytaj ją, który z bogów kocha śmiertelne istoty bardziej niż siebie samego.
– Nie muszę jej o nic pytać, Syriuszu. Ja to wiem. – Raven uśmiechnął się do niego blado. Broda lekko mu drżała od tłumionego szlochu. – Po prostu boli mnie to, że dla niego nie miało znaczenia to, że przez trzy lata byłem mu wierny. I tak nie przeszkodziło mu to stwierdzić, że może do tej pory tak było, ale już nie jest.
– Spokojnie, kochanie. Kallim zawsze był dupkiem, nie warto sobie zawracać nim głowy – stwierdziła z troską Lilith, przeczesując palcami jego rozpuszczone, nadal mokre włosy. – Wiem, że nie jest ci obojętny i łatwo mi mówić, ale zobaczysz, że ten ból szybko minie. Nie był ciebie wart nawet przez sekundę.
– Chodź tu do mnie, kruczku – poprosił cicho Syriusz, wyciągając w jego kierunku dłoń. – Potrzebuję odrobiny spokoju, który mi dajesz.
Lilith wzięła od Ravena kubek, kiedy na moment się zawahał, i uśmiechnęła się pokrzepiająco. Elf otarł łzy wierzchem dłoni i podniósł się z kanapy, owinięty w koc. Podszedł do fotela, na którym siedział Syriusz, i przysiadł na oparciu, pociągając nosem.
– Możesz się do mnie przytulić, jeśli chcesz – stwierdził łagodnie mężczyzna. – Dziś powinieneś opłakiwać to, w jak bestialski sposób potraktowano twoją godność i cześć.
Raven nie kazał sobie tego dwa razy powtarzać. Gwałtownym ruchem wtulił się w niego tors, zsuwając się z oparcia prosto na jego udo. Koc spadł z jego ramion, ale on tego nawet nie zauważył.
Przytulał się do samego Murakhi. Szlochał mu w ramię i szukał pocieszenia u boga, który wszystkim kojarzył się tylko ze strachem, pośmiertnymi torturami i szeroko pojętym złem. Nawet Lilith patrzyła z niemałym zdziwieniem na obrazek, który malował się przed jej oczami. To nie ona powinna zajmować się Ravenem tego wieczora i mu matkować. O, nie. To nie jej ramion potrzebował. Skinęła lekko głową w stronę wyjścia, pytając w ten sposób Syriusza, czy powinna się ulotnić. Miała wrażenie, że to, na co patrzyła, było zbyt intymne, a przecież nie robili niczego zdrożnego.
Syriusz dyskretnie skinął jej głową, pozwalając odejść Obejmował ramieniem to drobne, śmiertelne ciało, które tak kurczowo trzymało się materiału jego bluzy.
Chciałby zabrać mu całe to cierpienie. Pomóc zapomnieć, że taki mężczyzna jak Kallimehtar kiedykolwiek istniał, ale nie mógł. Nie dlatego, że nie potrafił, a dlatego, że wiedział, że Raven nigdy by sobie tego nie życzył. Dlatego pozwalał mu płakać i rozpaczać nad tym, co było dla jego serca ważne.
Potrzeba otoczenia go opieką i troską była silniejsza od niego i nawet nie próbował z nią walczyć. Raven stał się jedną z ważniejszych istot w jego wiecznym istnieniu. Może nawet najważniejszą, skoro dzięki niemu mógł dotykać światła i być tak blisko czegoś, co do tej pory przerażało go ponad miarę. Ten mały, niepozorny elf sprawił, że jego serce zabiło mocniej, a to? Cóż... tego ani on, ani żadna inna osoba, która istniała, istnieje i będzie istnieć w przyszłości nie mogła przewidzieć.
CZYTASZ
Barwy Chaosu. Wierność szmaragdu (tom 1)
FantasyRaven lubi swoje życie. Ma dobrą pracę w Straży Lorda Protektora, dom na przedmieściach i kochającego partnera. Nawet samochód, który lata świetności ma już za sobą, jest przyjemną częścią jego codzienności. Jednak wszystko musi się kiedyś skończyć...