Rozdział 23.

3 1 0
                                    

– Jeszcze jeden, Diluc* – mruknął Thomas do barmana.

Siedział w "Dawn Winery" od kilku godzin. Musiał pomyśleć i przy okazji zapić smutki. Nie wyobrażał sobie, że to właśnie on będzie musiał wziąć udział w Unii zamiast Ravena Lethiasa Tivariego. Ten cholerny księciunio jak zwykle wykpił się od największej nudy. Nie oszukujmy się, obrady dotyczące anomalii nie mogły być niczym interesującym. Żadne państwo nie miało pojęcia, jak sobie z nimi poradzić. Bezsensowne było założenie, że wspólnie uda im się wymyślić jakieś rozwiązanie, skoro nie można było przewidzieć skali każdego kolejnego zjawiska. Co gorsza, większość państw wręcz starała się ukryć, że coś się u nich zadziało.

Jak można było wymyślić procedury dotyczące czegoś, co było inne w każdym miejscu? Założenie, że anomalie będą wyglądały podobnie – lub wręcz tak samo – było bardziej bezsensowne niż wyjazd Lethiasa do Sarii, bo mu się książęce życie znudziło.

Tak naprawdę najwięcej słyszało się o anomalii na Morzu Północnym, ale nikt tak do końca nie wiedział, w jaki sposób Saria sobie z nią poradziła. Tegammskie ruchome piaski zamiast pól? Xander Trembley, pomysłodawca Unii, również niekoniecznie chciał dzielić się informacjami na temat tej sprawy. Chodziły słuchy, że nadal nie wyeliminował anomalii i po prostu udawał, że było inaczej.

Na terenach olbrzymów również doszło do incydentu – jedna z gór składających się na pasmo Rymraanu, pękła na pół. Olbrzymy pracowały w pocie czoła nad tym, żeby pęknięcie nie rozrosło się jeszcze bardziej, a dostęp do tej części łańcucha górskiego został zablokowany. Krążyły też plotki, że wróżki borykały się z brakami magicznego pyłku, a Gildia przeżywała kryzys dotyczący niestabilności mocy magicznej.

Jak na razie tylko Lasy i Sigma zdawały się być poza zasięgiem anomalii, ale Thomas wiedział, że mogło się to szybko zmienić.

Diluc – elf o wręcz bordowych włosach i minie wiecznie znudzonego dziada – westchnął ciężko, poprawiając swoją koszulę z żabotem.

– Wystarczy. Już za dużo wypiłeś – stwierdził z troską w głosie. – Weź klucz do pokoju i idź się przespać.

Patrzył przy tym na Thomasa tak, jakby dostrzegał więcej, niż inni. Inni widzieli tylko elfa o długich, srebrnych włosach, szarych oczach i surowym wyrazie twarzy. Miał ostre rysy, bliznę przy kąciku ust, sięgającą policzka, i drugą na szyi. Był umięśniony, ale zdecydowanie sporo mu brakowało do wielkości mięśni Kallima – co nie powinno dziwić, skoro należeli do dwóch różnych gatunków, a Thalliturianie byli zdecydowanie potężniejsi niż elfy.

– Setkę czystej!

Kobiecy głos dobiegł z drugiego końca długiego na trzy metry baru. Lada rozciągała się przy jednej ze ścian skromnego, ale czystego lokalu. Urządzony był w stylu gotyckim. W całym wystroju dominowało ciemne drewno, które tworzyło spójną całość z wypalonymi cegłami ułożonymi w schludne, geometryczne wzory. Całości dopełniały łukowate przejścia do innych pomieszczeń, ciężkie stoliki oraz podłoga wyłożona ciemnymi, skrzypiącymi od upływu lat panelami.

Thomas zerknął w kierunku kobiety bez większego zainteresowania, bawiąc się pustym już pucharem. Nie pokazał po sobie, że ją rozpoznał, choć wewnętrznie aż go zżymało, żeby wbić w nią ostrze swego miecza. To ona bowiem była Białą Damą Tegammy – wręcz mityczną istotą, która wykonywała brudną robotę za Trembley'ów. Lethias dużo mu o niej opowiadał, kiedy jeszcze odwiedzał Tegammę. Thomas – który był do bólu wręcz racjonalny i rzeczowy już za dzieciaka – nie uważał tej kobiety za fascynującą, tylko za bardzo niebezpieczną. I wcale się nie mylił. Legendy mówiły wystarczająco wiele na jej temat.

Barwy Chaosu. Wierność szmaragdu (tom 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz