Rozdział 15.

5 1 0
                                    

Środek nocy. Był cholerny środek nocy i cholerny środek rynku Sarii, kiedy jego telefon zawibrował, akurat trzymany w dłoni. Wiadomość przyszła od nieznanego numeru.

"Trochę mnie poniosło. Masz wolną chatę na dwa dni. Vivien go szybciej nie poskłada. Nie będę przepraszać, bo musiałoby być mi przykro".

Pewnie wziął sobie mój numer z telefonu Kallima, kiedy go znokautował. A może ma go już od dawna? Cholera wie. Momentami mam wrażenie, że zyskałem stalkera, pomyślał Raven. Nagle bardzo zachciało mu się upić. Zapisał numer jako "Czarna wywłoka", chociaż nie wiedział, skąd to określenie mu się wzięło w głowie.

"Zasłużył sobie.", odpisał jedynie i rozejrzał się, żeby namierzyć wzrokiem bar, do którego zwykł chodzić ze swoim kumplem, Danielem Kellym. Chłopak prowadził zakład pogrzebowy ze swoimi rodzicami, feniksami. Miranda go z nim zapoznała i tak się złożyło, że ich poziom czarnego humoru był taki sam.

Czarna wywłoka: W takim razie jestem przeszczęśliwy, że mnie poniosło. Oberwał za pierdolenie w domu i przy mnie. Ach, zapowiada się piękna noc.

Raven: Przepraszam, kurwa, bardzo, ale skąd wiesz, co mówił w domu?

Czarna wywłoka: A wiem? Kurwa, aż tak jebnięty nie jestem, żeby podsłuchiwać. Skoro do mnie przylazł, to musiał się z tobą pokłócić. To logiczne. Nie wlewaj sobie, że moja nikła troska zabrnęła tak daleko. Miałeś dzwonić w razie czego i tego się trzymałem.

Raven zmienił nazwę kontaktu na "Stalker".

Raven: Kto cię wie? Skoro gadałeś, że będziesz wiedział, jeśli nawet nie spróbuję zasnąć, to wszystkiego się po tobie spodziewam.

Stalker: Po prostu mam pewne dodatkowe zdolności związane ze snem, ok? Serio nie jestem jebanym stalkerem. Zabrzmiałeś teraz jak każdy, kto mnie zna. Milusio.

Raven: Nie wiem jak oni, ale ja tam się zawsze zastanawiałem, jakby to było mieć stalkera.

Stalker: Durne pomysły to moja specjalność. Mówisz i masz.

Raven: Ej! Nie powiedziałem, żebyś to zrobił!

Stalker: To chcesz czy nie? Zdecyduj się, dziecinko, bo mi nogi na tym dachu cierpną.

Raven: Chcę. Ale nie wiem, co na to Kallim. Zaraz zacznie jeszcze bardziej toczyć pianę z pyska jak się wokół mnie dziwne rzeczy zaczną dziać. Poza tym, kurwa, na jakim dachu ty siedzisz?

Stalker: Na tym za twoimi plecami.

Stalker: A tak serio to robotę mam, ale mi się już nudzi.

Raven: Nie ma to jak w trakcie pracy pisać wiadomości do faceta, którego chłopaka pobiłeś jakiś czas temu. Nie żebym był zły.

Stalker: Romantyczne, wiem. Staram się jak mogę być idealnym brunetem, od którego masz się trzymać jak najdalej. To ciężka praca.

Raven: Właściwie to świetnie ci idzie, skoro milion razy dziś usłyszałem, że mam trzymać się od ciebie z daleka i najlepiej nie otwierać do ciebie mordy.

Stalker: Nad tym drugim zakazem to może się pochylimy, co?

Raven: W takim razie dobranoc.

Prychnął pod nosem i schował telefon do kieszeni. Wszedł wreszcie do tego baru, przepchał się do lady i zamówił mocne piwo. Cieszył się, że na jutro dostał wolne z racji delegacji, z której wrócił. Mógł się upić bez żadnego "ale". W domu też nikt na niego nie czekał, poza romantycznym wystrojem sypialni i płatkami róż na pościeli.

W tym czasie jego telefon zdążył zawibrować trzy razy, informując, że dostał aż trzy wiadomości, które olał. Skoro Syriusz chciał ciszy, to proszę bardzo. Kolejny, któremu nie odpowiadało jego gadanie. Mógł sobie z głupim Kallimem w tej kwestii podać rękę. Thalliturianin też potrafił na to marudzić, szczególnie jak był czymś zajęty. Może dlatego się do niego nie odzywał? Bo miał go już po dziurki w nosie? Zirytowany owym wnioskiem, sięgnął po telefon z zamiarem wygarnięcia Blackowi, co sobie myśli o jego komentarzach związanych z "kłapaniem dziobem".

Barwy Chaosu. Wierność szmaragdu (tom 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz