Obserwował jak twarz Kallima zmienia swój wyraz z ogromnej ulgi i czystego szczęścia, na gniew, urazę i chyba zranienie.
Kiedy otworzył drzwi do domu, jego oczom ukazały się rozsypane po całej podłodze płatki róż. W powietrzu unosił się słodki aromat jego ukochanego ciasta, które Thalliturianin piekł mu na ważne okazje: urodziny, rocznice czy coś godnego świętowania z hukiem. Kallim właśnie układał łyżki przy talerzach stojących na stole przygotowanym do eleganckiej i zdecydowanie romantycznej kolacji. Na środku stał duży bukiet czerwonych róż, a obok wazonu butelka z tegammskim winem truskawkowym, z którym obaj mieli wiele dobrych wspomnień. Wyglądało na to, że chciał go zaskoczyć powrotem i zrobił to w romantyczny sposób. Dokładnie taki sam, jak te trzy lata temu, kiedy pokłócili się tak bardzo, że nie było widać jakiejkolwiek nadziei na to, że ich relacja ma przed sobą jakąś przyszłość.
– Skąd to masz? – zapytał lodowatym tonem Kall. Wbijał wzrok w dłoń, w której Raven trzymał sztylet otrzymany od Syriusza.
– Dostałem od twojego przyjaciela – odpowiedział spokojnie i odłożył torbę na podłogę. – Pisałem ci, że jestem w Tegammie z polecenia Lorda. Spotkałem tam jego i Białą Damę.
– Nie nazywaj go moim przyjacielem – wycedził przez zęby Tarsim, odkładając widelec na blat obok talerza. – Dlaczego ci go dał?
– Jak mam być szczery, to za chuja nie wiem – przyznał Raven. – Powiedział, że taki ma kaprys. – Wsunął sztylet za pasek i podszedł bliżej Kallima. – Nie odzywałeś się. Myślałem... myślałem, że chcesz zerwać – powiedział cicho, przepełnionym emocjami głosem.
Z jednej strony było mu przykro, z drugiej był nadal wkurwiony, a z trzeciej zwyczajnie się bał, że tego już się nie da naprawić. Nie wiedział, jakby sobie z tym poradził.
– Nie mogłem się rozpraszać – odpowiedział mrukliwie Kall, nadal z gniewem wymalowanym na twarzy. – Ledwie trzymałem się na granicy furii. Dobrze wiesz, że w takich momentach potrzebuję spokoju. Teraz tym bardziej powinieneś to rozumieć, kiedy wiesz, czym tak właściwie jestem. Próbowałem ci napisać, że nie dam rady się kontaktować, ale nawet to sprawiło, że na kilka godzin straciłem nad sobą panowanie – dodał odrobinę łagodniejszym tonem. – Nikogo nie skrzywdziłem, ale nie chciałem ryzykować po raz kolejny. Poza tym... obiecałem ci, że wrócę. Nawet jeśli podjąłbym decyzję o zakończeniu związku, mój honor nie pozwoliłby mi nie poinformować cię o tym.
– Wiem, wiedziałem o tym, ale i tak... w mojej głowie panował chaos. Bałem się, że mimo wszystko nie będziesz chciał mnie już widzieć. – Raven podszedł jeszcze bliżej i wyciągnął dłoń, żeby dotknąć lekko jego policzka. – Bardzo za tobą tęskniłem – dodał nieco drżącym głosem.
– Ja za tobą też. – Kalim gwałtownie objął go ramionami i przytulił do swojej piersi. – Przepraszam, że milczałem. Nigdy bym cię nie zostawił, maleńki. Trwam przy twoim boku od trzech lat i będę trwał tak długo, jak mi na to pozwolisz. Bez względu na wszystko.
Raven odetchnął głęboko. Ulżyło mu, ale to nie znaczyło, że poczuł się lepiej. Cała sytuacja między nimi bardzo mu ciążyła przez cały ten czas, a to, że dowiedział się kolejnej rzeczy – o jego znajomości z Katem – też powinno zostać omówione.
Nie teraz. Później, powiedział sobie i wtulił się w niego mocniej.
– Dobrze, że wróciłeś.
Kalim przytulił go odrobinę mocniej i ucałował czubek jego głowy, zanim oparł o nią swój policzek z cichym westchnieniem ulgi.
– Mam parę pomysłów. Może nie są idealne, ale są. Możemy spróbować to wszystko rozwiązać bez szkody dla nas – szepnął czule. – Nie wiem czy to się uda, maleńki, ale nie chcę się poddawać. Zjedzmy kolację i porozmawiamy, co ty na to? Musisz być zmęczony po podróży.
CZYTASZ
Barwy Chaosu. Wierność szmaragdu (tom 1)
FantasíaRaven lubi swoje życie. Ma dobrą pracę w Straży Lorda Protektora, dom na przedmieściach i kochającego partnera. Nawet samochód, który lata świetności ma już za sobą, jest przyjemną częścią jego codzienności. Jednak wszystko musi się kiedyś skończyć...