Rozdział 16.

3 1 0
                                    

Komnata królewska była największą z komnat w tegammskim zamku. Miała wysokie na trzy metry ściany, pokryte tapetą w welurowe, roślinne wzory. Od dziecka nienawidził tego koloru wyblakłej zieleni na tle budyniu śmietankowego, który stał w lodówce tak długo, że zżółkł jeszcze bardziej przez upływ czasu. W zasadzie to połączenie zawsze przypominało breję, którą świnie miały w korytach. Zatem idealnie pasowało do króla. Wręcz wyśmienicie oddawało to, jakim był człowiekiem.

Za każdym razem, kiedy na niego patrzył, nie potrafił zapomnieć choćby sekundy spędzonej z nim sam na sam. Zamiast posiwiałego mężczyzny, z lekkim brzuszkiem przed sobą i zadbaną brodą, widział jedynie kata, któremu ten czarnooki postrach Sigmy nie dorastał do pięt. Widział każdą z jego genialnych metod wychowawczych.

Pierwszy raz ponoć zawsze był najgorszy. Pierwszy raz podobno zapadał w pamięci na długie lata. Ale on pierwszy raz pamiętał jak przez mgłę. Bolało, co nie było niczym niezwykłym. Zawsze bolało. Bez względu na to, co król akurat wybrał z szerokiego wachlarza swoich pomysłów. Pamiętał też, że było mu zimno. Okropnie zimno. Włosy musiał mieć wilgotne, bo strugi wody, które spływały mu po plecach, wydawały się nazbyt realistyczne, kiedy sięgał pamięcią wstecz.

Lochy zawsze kojarzyły mu się z czymś nieprzyjemnym. Nie lubił, kiedy Raven ciągnął go w ich kierunku, chcąc je zwiedzać i szukać potworów. To było jeszcze zanim mu powiedział, co robił mu w nich ojciec. Rozumiał jego fascynację miejscem, do którego obaj mieli kategoryczny zakaz wstępu bez opieki kogoś dorosłego, ale nic nie mógł poradzić na panikę, która kotłowała mu się w sercu, ilekroć ktoś wspominał o lochach pod zamkiem. I owo odczucie towarzyszyło mu po dziś dzień, choć ojciec dawno odpuścił.

Postarał się o to, żeby odpuścił. Postarał się o to, żeby się go bał. Pierwsze próby stawiania się były marne. Skutkowały jeszcze mocniejszym biciem, dłuższym podpalaniem, dodatkowymi godzinami w lodowatej wodzie, bez możliwości wykonania choćby najmniejszego ruchu. Ale się nie poddawał i był sobie za to wdzięczny. Tylko i wyłącznie sobie był wdzięczny. Nikt mu nie pomógł przerwać ciągu tortur. Nikt nie pisnął słowem, kiedy wracał ledwo żywy z podziemi zamku. 

Nawet matka w końcu wytknęła mu, że to jego wina. Kobieta, która nosiła go pod sercem przez dziewięć miesięcy, urodziła go w bólach i wykarmiła, uznała, że sobie na to zasłużył. Bo przecież ojciec był idealny. Wspaniały król. Genialny Jeździec. Duma Tegammy. Jej sława, chwała i niezmierzona radość.

Służba udawała, że nie widzi krwi skapującej mu z palców i tworzącej za nim krwawą ścieżkę na posadzce korytarza. Udawała, że medycy nie muszą gościć w jego komnacie częściej niż u kogokolwiek innego. Choć ich wizyty były raczej łaską, niż przywilejem. Przychodzili tylko wtedy, kiedy króla poniosło. Tylko wtedy. W innych przypadkach musiał radzić sobie sam. Więc radził. Nauczył się odkażać rany za pomocą płomienia świecy. Nauczył sie szyć pordzewiałą igłą te, których nie dało się opatrzeć jedynie szmatą. Nic dziwnego, że wiele jego blizn wyglądało po prostu okropnie i żaden morderczy trening nie mógł tego zmienić. On nie chciał tego zmieniać. Dla niego były symbolem zwycięstwa. Nad ojcem i sobą samym.

Bo ze sobą też stoczył bitwę. Najtrudniejszą, najbardziej krwawą i wykańczającą bitwę. Po tym, co zrobił mu ojciec, kiedy przez długi jęzor Lorcana dowiedział się o pijackim wybryku, ostatecznie się załamał. Zawsze miał w sobie ogrom smutku, żalu i nienawiści do mężczyzny, który przyczynił się do jego narodzin, ale tamtego wieczoru... Bolało go wszystko. Nawet dusza. Czuł się tak brudny, że nawet intensywne szorowanie całego ciała, którym poranił swoją alabastrową skórę, nie przyniosło ulgi. Tamtej nocy nic nie przynosiło ulgi. Na nic było wyrywanie z głowy włosów, picie bez opamiętania wina, krzyk, płacz, wyżywanie się na meblach i innych przedmiotach, które miał w komnacie. Nie pomagał nawet Azgathor, który nerwowo przelatywał za oknami.

Barwy Chaosu. Wierność szmaragdu (tom 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz