Prolog

27 5 1
                                    

Od razu zapraszamy Was na prolog. Za chwilę wstawię też pierwszy rozdział na większą zachętę :D


W milczeniu przyglądała się wszystkiemu, co działo się przed jej oczami.

Kilkaset mil od brzegu rozpętało się istne piekło. Planeta nie zmieniła swoich systemów od czasów Gniewu Ziemi, więc drobne trąby powietrzne pojawiające się na morzu nikogo nie dziwiły. Problem leżał w tym, że to co widzieli przed sobą wojskowi Sarii wyglądało prędzej jak wir wodny, osiągający rozmiary kilkukilometrowego cyklonu.

Pośród sporej grupy, jaka zaczyna docierać na plażę, znajdował się rudowłosy elf. Tak bardzo znajomy. Obserwowała go od dziecka. Od dziecka sprawowała nad nim pieczę na polecenie matki. Niezauważona kierowała nim, nadzorowała jego postępy, wspierała wizjami i snami na tyle, na ile było to możliwe bez angażowania w to brata. I do dzisiejszego dnia była tym już odrobinę znudzona.

Elf uczył się, stosował się do zachowania tajemnicy o swoim przeznaczeniu. Jego siła wzrastała, a samokontrola była na chwilę obecną bardziej niż zadowalająca. Musiała przyznać, że zaskakująco dobrze radził sobie z obecnością takiego mężczyzny przy swoim boku, jakim był Kallim.

Może nie do końca cieszył ją fakt ich związku, ale co mogła poradzić? Nie miała na to wpływu, bez względu na to jak ważny był Thalliturianin w jej życiu. Kiedyś. Kiedyś był ważny, a potem wybrała. Wybrała spokój. Nie chciała żyć w sekrecie, jaki Kallim wręcz sobie umiłował w tym trzyletnim związku. Przyglądała się, ale nie interweniowała. To nie był jej problem. To nie był jej związek. To nie był jej partner. Już nie.

Teraz liczył się tylko ten rudowłosy elf, którego oczy wyglądały jakby je samej Matce Naturze ukradł bez cienia zażenowania. Liczył się niepozorny śmiertelnik, którego miała pod opieką swoich skrzydeł.

Niechętnie oderwała od niego wzrok i skupiła się na anomalii, jaka niespodziewanie pojawiła się na morzu. Nikt się jej nie spodziewał, bo była pierwszą. Pierwszy znak, że nadszedł czas prób i krętej drogi, jaką ów elf miał podążyć. I sama nie wiedziała, czy czuła z tego powodu ulgę czy wręcz przeciwnie – przerażenie. Bo skoro nadszedł czas, to przeciwnik był na tyle silny, że jego istnienie w tym świecie powodowało zaburzenie równowagi i harmonii świata. A to zdecydowanie nie był powód do radości. Nawet jeśli była już znudzona tym, jak dobrze radził sobie mężczyzna, łącząc zwyczajne życie z noszoną w sercu tajemnicą.

Dlatego teraz najważniejsze było to, jak poradzi sobie z tym, co oboje widzieli na morzu. A ona miała zamiar po prostu się temu przyglądać. Ingerowanie w kolejną próbę byłoby błędem.


**


– Nie mamy pojęcia co to jest – powiedział cierpko Simon Anderson, jeden z dowódców sariańskich wojsk. Mężczyzna o surowym wyrazie twarzy stereotypowego wojskowego ściągał w nerwowym geście brwi. Uważnie obserwował wir, starając się pospiesznie oszacować sytuację, z jaką przyszło im się zmierzyć.

Raven Baker i Miranda Allen współpracowali z nim jako dowódcy dwóch innych oddziałów. Niejednokrotnie się o coś wykłócali, próbowali przedstawiać swoje racje, ale Simon, ze względu na wiek, zawsze wygrywał te drobne utarczki. Prywatnie bardzo się lubili i Raven zwykł żartować, że ten jest jego przyszywanym ojcem, bo bardzo często zwracał się do niego jak do syna. Podobnie było z Mirandą, którą mężczyzna lubił nazywać swoją syrenką. Zawodowo szanowali jego doświadczenie wojskowe i niejednokrotnie zgłaszali się do niego po poradę odnośnie dowodzenia swoimi oddziałami. To on nauczył ich bycia dobrymi wojskowymi, wiernymi władcy i mundurowi. Był ich wzorem, który chętnie naśladowali.

Barwy Chaosu. Wierność szmaragdu (tom 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz