Rozdział 21.

4 1 0
                                    

Ravena nie zaskoczyła obecność Białej Damy w Kwaterze. Nie zaskoczyło go to, że siedziała na łóżku, w którym od kilku dni spał z Kallimem. Nie zaskoczyło go to, że uważnie zlustrowała go wzrokiem, kiedy wszedł do pokoju i przystanął jak sparaliżowany po kilku krokach.

Zaskoczyło go to, jak Kallim na nią patrzył. Jego złote oczy błyszczały radością, ekscytacją i podnieceniem. Nigdy nie potrafił tego ukrywać. Zawsze wystarczyło choćby przelotnie spojrzeć mu w oczy, żeby wiedzieć, na co miał ochotę. Był jak otwarta księga, którą można było czytać, nawet wtedy kiedy chciała coś ukryć w kontekście swoich emocji.

To nie Jasmine wyglądała, jakby miała się na niego zaraz rzucić. Ona, w przeciwieństwie do niego, była ostoją spokoju i zajmowała zaledwie niewielką część krawędzi łóżka, na którym przysiadła. To Kallim leżał wyciągnięty na ich pościeli, z głową opartą na zgiętej ręce – niczym król na szezlongu w trakcie jednej ze słynnych thallituriańskich orgi. Aż dziw brał, że miał na sobie komplet ubrań, choć koszulka na jego torsie opinała się niebezpiecznie mocno.

– Późno wróciłeś. – Biała Dama z gracją podniosła się z miejsca, odkładając kubek z herbatą na szafkę nocną. – Trening musiał być owocny. Bardzo mnie to cieszy.

Przyglądała się Ravenowi z uwagą. Jej białe oczy aż krzyczały zapewnieniami, że niczego nie zrobiła. Że nie ośmieliła się dotknąć Kallimehtara. Że nie zdradziła swojego wybrańca. Jednocześnie była w nich obawa o to, że jej nie uwierzy. Obawa o to, że jej własny brat nie zdołał mu wytłumaczyć, że taka nie jest, wbrew temu na jaką pozuje.

– Z pewnością był owocny, skoro mnie tam mnie było – stwierdził oschle Kallim.

Podniósł się do siadu, a jego spojrzenie pociemniało. Już nie było w nim radości, ekscytacji i podniecenia, które wzbudziła w nim Jasmine.

– Kallimehtarze – mruknęła karcąco kobieta. – Rozmawialiśmy już o tym. Bądź łaskaw nie zachowywać się jak małe dziecko – dodała z niemałą irytacją, ale trzeba jej było przyznać, że była nad wyraz ostrożna w obecnej sytuacji.

– Oczywiście. Po prostu dziwi mnie fakt, że przez ostatnie dwa treningi widzieli się po godzinie i tak naprawdę nie robili nic, a dzisiaj? Wygląda na to, że Raven porządnie się zmęczył. – Thalliturianin przyjrzał mu się i zaśmiał się drwiąco.

– Sugerujesz coś? – zapytał oschle Raven.

Nadal stał jak porażony piorunem. Nie był w stanie zrobić choćby kroku w głąb pokoju. Poczuł się tak, jakby im przeszkodził. Chociaż może bardziej jemu, zważywszy na sytuację.

– Trening jak trening. Też mógłbym w tej chwili zapytać, czy aby na pewno pracowałeś – dodał, wypuszczając wreszcie pasek torby z dłoni. Opadła na podłogę z głuchym odgłosem.

– Pracował. Zapewniam – mruknęła Jasmine z irytacją w głosie na warkot, jaki wydobył się z gardła Thalliturianina. – Skończyliśmy nie tak dawno temu. Zaprosił mnie na ciepłą herbatę. Nie odmówiłam, jak widać.

– Mam nieodparte wrażenie, że mój powrót ci w czymś przeszkodził, Kall. – Raven wbijał w niego spojrzenie, czując jak rośnie w nim frustracja.

Może nie był niewiniątkiem. Może reagował na innych mężczyzn, na ich wygląd. Ale nigdy nie dał Kallimowi odczuć, że ma na kogoś innego ochotę. Poza sytuacjami, w których brali sobie trzecią osobę do łóżka.

– Niby w czym, co? – syknął Tarsim, teraz to już mordując go wzrokiem. – W rozmowie? A i owszem.

– Pora na mnie – stwierdziła Biała Dama. – Nie jestem pasjonatką stania obok, kiedy się kłócicie. Tym bardziej, że ta kłótnia jest idiotyczna. Mój brat z pewnością nie zrobił niczego poza doskonaleniem umiejętności Ravena – dodała, posyłając Kallimowi karcące spojrzenie.

Barwy Chaosu. Wierność szmaragdu (tom 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz