Rozdział 25.

5 1 0
                                    

Poprzedni wieczór skończył się na wylaniu całych hektolitrów łez w koszulkę Syriusza, którą Raven przy okazji porządnie zasmarkał. Był pewien, że mężczyzna nawet nie zada sobie trudu, żeby uprać ciuch – jak nic wylądował już w koszu na śmieci albo wręcz został spalony, żeby jego gile przypadkiem nie okazały się jakieś zabójcze.

Lilith za to siedziała grzecznie u siebie i nie przeszkadzała. Widocznie uznała, że patrzenie na zasmarkanego elfa nie jest szczytem jej marzeń i Rav jej się nie dziwił. Był wręcz odrobinę zażenowany tym, że aż tak się rozkleił, ale z drugiej strony wyczerpał zasób łez na najbliższe tygodnie i zrobiło mu się lepiej. Odrobinę, ale lepiej.

Teraz siedzieli z Syriuszem przy wyspie kuchennej i wgapiali się w swoje kubki z kawą, obaj zmęczeni i niewyspani. To była trudna noc, a poranek nie był wcale łatwiejszy – szczególnie, gdy przeglądało się całe morze wiadomości od Tarsima i członków jego zespołu. Błagania, pytania, przeprosiny, groźby, znowu przeprosiny i błagania... Tego było całe mnóstwo.

– Odłóż to już – mruknął Syriusz, nie podnosząc na niego wzroku utkwionego w zawartości kubka. – To ci nie pomaga.

– Wiem. – Raven podniósł na niego niemrawe spojrzenie. – Po prostu... nadal nie mogę uwierzyć, że on naprawdę to zrobił.

– Nie tylko ty. – Syriusz najpierw odchylił w tył głowę, a zaraz potem całe jego ciało opadło ciężko na oparcie. – Co za idiota – mruknął wściekle pod nosem i uniósł dłonie do twarzy, zaczynając wręcz wyć z bezsilności na to, co zrobił Kall.

Odkąd Raven tu przyszedł, było widać, że mężczyzna był niewyobrażalnie wściekły. Nadal tak było, ale hamował się ze względu na niego. Z pewnością starał się nie wypaść z mieszkania z zamiarem dokonania krwawego mordu na Tarsimie.

– Cóż, jedno jest pewne... to był pierwszy i ostatni raz, kiedy użył na mnie głosu Króla Zwierząt – mruknął ponuro elf.

Już miał odłożyć telefon, ale powstrzymał go dźwięk przychodzącej wiadomości. I tym razem była to wiadomość od osoby, od której nie spodziewał się żadnej dostać. Jego kochany, przyszywany braciszek postanowił zaryzykować i przerwać milczenie... Czyli musiało się coś stać. Nie myślał długo – od razu kliknął w wiadomość, żeby ją odczytać, z szeroko otwartymi z zaskoczenia oczami.

Tomcio Paluch: Musimy się pilnie spotkać. Sprawa życia i śmierci.

– Coś nie tak? – zapytał Syriusz, marszcząc brwi. – Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha. – Ułożył nadgarstki na krawędzi blatu i splótł razem dłonie, wbijając w niego ciemne, przeszywające spojrzenie.

– Będę musiał spotkać się z moim generałem. Nalega na spotkanie, a od mojego wyjazdu nic takiego nie miało miejsca. Jasne, widzieliśmy się kilka razy, ale to na chwilę – wyjaśnił szybko.

Skruczysyn: Gdzie i kiedy?

– W takim razie zaproś go tu. Bezpieczniejszej przystani raczej w tym mieście nie ma – zaproponował poważnym tonem Syriusz, ani myśląc dyskutować z tym, że Rav musi się spotkać z Thomasem.

Tomcio Paluch: Port? Za dwie godziny?

– Proponuje port za dwie godziny. Nie wiem, czy będzie chciał wpaść tutaj – wymamrotał skupiony Raven. Wysunął lekko język z miną bezbrzeżnego zamyślenia.

Skruczysyn: Ocipiałeś? W porcie się roi od kretynów. Może bardziej w centrum?

– Dziś jest dzień dostaw – mruknął Syriusz, jeszcze bardziej marszcząc brwi, kiedy oparł brodę na swoich poniesionych dłoniach. – Będzie spore zamieszanie w porcie i wielu obcych. To niegłupie, ale nadal ryzykowne.

Barwy Chaosu. Wierność szmaragdu (tom 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz