Rzeczywistość

83 9 0
                                    

Tak też więc jak zawsze to bywało w końcu nadszedł czas, w którym trzeba pożegnać swoich przyjaciół o rozstać się z nimi na jakiś okres.

-Będzie mi was bardzo brakować...- jęczał Rabastan wieszając się na biednej Pandorze, która chciała jak najszybciej pozbyć się wiszącego na niej kumpla.

-Dobra dobra, ale odklej się już od niej- westchnął Evan pomagając siostrze i odsuwając od niej Lestrange'a na bezpieczną odległość.

-Daje 10 galeonów, że on nie wytrzyma i złoży niezapowiedzianą wizytę Rosierom- odezwał się po cichu Regulus do Barty'iego.

-Nie zakładam się- stwierdził obojętnie Barty stojąc sztywno, wyprostowany niczym struna.

-Czemu?

-Bo to głupie? Nie ma sensu zakładać się o coś co nie zależy od ciebie. W końcu równie dobrze możesz mieć zakład z Rabstanem- oznajmił Barty przymykając zmęczone powieki.

-Twoim zdaniem zakładanie się o coś co od ciebie nie zależy nie ma sensu, tak?

-No tak...- zawahał się Barty bojąc się co wykombinuje jego kumpel, który najwidoczniej nie miał zbyt czarnych myśli w związku z powrotem do rodzinnego domu tak jak Barty.

-W takim razie co powiesz na to, że założę się z tobą o to co nadzieję się u ciebie na świętach?- zapytał brunet wpadając na pomysł.

-To znaczy?- zapytał Barty bojąc się tego jaką uzyska odpowiedź.

-Cóż... Powiedzmy, że jeśli wydarzy się coś między tobą, a Evanem to zgarnę 20 galeonów.

-Co?!- wykrzyknął Barty zdziwiony zuchwałością z jaką podszedł do całej tej sprawy jego przyjaciel.

-Nie bądź zaskoczony. Dobrze wiesz, że prędzej czy później porozmawiacie o tym wszystkim. A do czego ta rozmowa was doprowadzi to tylko ty wiesz- zaśmiał się Regulus puszczając oczko swojemu kumplowi i oddalając się w kierunku Wolburgi, która czekała na niego z delikatnym uśmiechem na ustach, jakby chciała pokazać całemu światu jakiego wspaniałego syna ma.

Zaraz też i Rabastan, bardzo ubolewając nas tym, ruszył w kierunku swojej rodzicielki, która to rozmawiała z matką Regulusa zapewnie o wspólnych świętach i o tym jak wielką szkoda jest to, że Walburga i Orion nie mają córki, którą można byłby wydać za ich młodszego syna. W końcu państwo Rosier nie chcieli już od dłuższego czasu by ich córka ożeniła się z Rabstanem, ale powodów nikomu nigdy nie zdradzili.

Rodzeństwo Rosier wraz z Xeophilusem również się oddalili tak, że Barty został sam, znów, na wielkim peronie. Niezbyt się jednak tym przejął bo zawsze tak było. Zdarzył już przywyknąć do tego, że nikt z rodziny go nie odbiera, a zamiast tego pojawia się po niego Mrużka. Ojciec w końcu jak zawsze pracuje tak dużo ile tylko się da, a jego mama jest zbyt schorowana by dała radę wyjść na dłużej z domu, w szczególności bez opieki.

Tak też więc Barty ruszył przez peron udając się do wyjścia wiedząc, że skrzatka domowa zaraz się pojawi u jego boku i razem aportują się do rodzinnego domu państwa Crouch.

Tak jak sądził nie przeliczył się, bo już po kilku krótkich minutach poczuł jak coś ciągnie go za jego płaszcz, a gdy tylko spojrzał w dół ujrzał głowę swojej skrzatki.

-Dzień dobry paniczu- odezwała się skrzatka drżącym z zimna głosem.

-Witaj Mrużko- odparł beznamiętnie Barty tak jak nauczył go ojciec.

-Niech panicz się mnie chwyci- poradziła skrzatka.

Barty wykonał polecenie bez słowa, a w następnej sekundzie poczuł jak kręci mu się w głowie. Tak też już po kilku krótkich sekundach stał przed dworkiem należącym do rodziny Crouch.

Paper rose |Rosekiller|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz