Upojna noc

159 11 11
                                    

Alkohol lał się strumieniami, a pijanych ślizgonów i nie tylko przybywało z minuty na minutę. Było już grubo po północy, ale nastolatkom nie przeszkadzało to w niczym i nawet nie myśleli by zakończyć imprezę. W końcu nikt ich nie usłyszy, a nawet jeśli to raczej nikt nie ma odwagi stawić im teraz czoła. W końcu według powszechnej opinii ślizgoni to największe patusy i tak dalej, a nikt z uczniów nie chciał stanąć twarzą w twarz ze zezłoszczonym Rosierem na trzeźwo, więc co dopiero, gdy chłopak był pod mocnym wpływem procentów?

Ci mniej pijani uczniowie przyglądali się jednak podejrzliwie Dorcas Meadows, która wraz ze swoją dziewczyną- Marlene McKinnon skradła się do jednej z kanapy obitych czarną skórą, gdzie też siedziała Pandora Rosier wraz ze swoim nowym kolegą, którego imienia żaden ze ślizgonów nie pamiętał.

Ślizgoni lubili się dobrze zabawić. Nie byli zbyt często zapraszani przez uczniów innych domów na ich posiadówki przez ogólną opinię egoistycznych chamów, ale wyjątki się zdarzały. Tak też więc uczniowie domu węża nie mieli żadnego problemu z tym, że uczniowie innych domów (oprócz Gryffindoru), którzy kumplują się z niektórymi ślizgonami przyszli teraz zabawić się u nich, a nie słuchać planów zemsty, które to niektórzy uczniowie już snuli źli, że to ślizgoni odnieśli zwycięstwo, a nie ich ukochani gryfoni.

Z tego też powodu pojawienie się gryfona na ich imprezie z okazji wygranej Slytherinu podniosło niektórym ciśnienie. Jeśli chodzi o samą gryfonkę, która to samotnie, mimo ciągłego zachęcania Syriusza, Remusa, a nawet i Jamesa, przyszła na imprezę by móc spędzić czas ze swoją dziewczyną i zarazem pogratulować jej zwycięstwa, bo niestety takiej możliwość tuż po meczu nie uzyskała. Marlene nie przejmowała się zupełnie wrogimi spojrzeniami rzucanymi w jej stronę. Blondynka dumnie unosiła głowę i szła przez pokój razem z Dorcas, której strój stanowił idealny kontrast do tego, który miała na sobie jej dziewczynami. Dorcas bowiem miała na sobie zielono-srebrny sweter Slytherinu oraz zwykle czarne spodnie, a hej włosy były zaplecione w milion małych warkoczyków. Marlene natomiast ubrana w krótką czarną spódniczkę i pasujący do tego top nie szczędziła sobie ani eyelinera, ani krwistoczerwonej szminki, którą rano współlokatorki Meadows będą mogły oglądać odbitą na jej pościeli.

-Siemka wam! Co to był za mecz. Byliście wspaniali, wszyscy- oznajmiła entuzjastycznie Marlene rozwalając się na kanapie tuż przy Pandorze i jej towarzyszu, który nieznacznie przysunął się do swojej koleżanki. Marlene była tym typem osoby, która mimo porażki potrafiła wykazać się niezwykłym opanowaniem i ze szczerym uśmiechem pójść i pogratulować przeciwnikom wygranej. Za to między innymi kochała ją właśnie Dorcas.

-Dzięki McKinnon. Tak w ogóle to przyszłaś sama?- zapytał Regulus nerwowo wiercąc się na fotelu zajmowanym przez siebie.

-Nie, chciałam wziąć chłopaków, ale nie chcieli. Gbury jedne nie potrafią przełknąć własnej porażki. Tak w ogóle ten twój manewr, dzięki któremu złapałeś znicza był zaskakujący i cudowny zarazem- paplała jak najęta Marlne ciesząc się, że może porozmawiać z młodszym z braci Black na temat ich wspólnej pasji, którą był quiddtch.

-Dzięki, niestety nie widziałem twoich rzutów, ale jestem pewien, że zdobyłaś kilka ładnych bramek- odpowiedział jej całkiem szczerze ślizgon.

-To prawda, Marls była niesamowita jak zawsze- wtrąciła się Dorcas obdarzając swoją drugą połówkę czułym pocałunkiem w nos co spotkało się z krótkim chichotem gryfonki.

-Ty byłaś lepsza- odparła jej Marlene całując ją w usta, ale po chwili oderwała się od niej, a jej lekko szalone spojrzenie spoczęło na nieśmiałym krukonie, który od rozpoczęcia imprezy chodził wszędzie za Pandorą. -My się jeszcze chyba nie znamy- oznajmiła mrużąc swoje kocie oczy i lustrując blondyna od dołu do góry. -Marlene McKinnon, miło mi- oznajmiła z uśmiechem, a na jej usta wpełzł figlarny uśmiech.

Paper rose |Rosekiller|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz