To on...

191 17 10
                                        

-Jutro wracasz do Hogwartu- zauważył Bartemiusz Crouch Senior podczas uroczystego obiadu, który spożywała cała trzyosobowa rodzina Crouch dzień przed wyjazdem jedynego syna do szkoły.

Widelec Barty'iego zawisł w powietrzu, a łożone na niego puree z ziemniaków niebezpiecznie przechyliło się w bok, jednak dzięki szybkiej interwencji nastolatka nie spadło z widelca.

-Przepraszam- za kaszlał Barty próbując ukryć zakłopotanie jakie zostało u niego wywołane niespodziewanym komentarzem ojca. -Co mówiłeś ojcze?- zapytał już, normalnym, formalnym tonem.

-Skoro jutro wracasz do szkoły uważam, że powinniśmy ci z matką przypomnieć pewne zasady, które cię tam obowiązują, ale również twojej obowiązki i powinności jakie obowiązują cię jako przykładowego ucznia, ale również i obywatela naszej społeczności.

Senior patrzył na syna surowym spojrzeniem. Dłonie Juniora silnie zacisnęły się na biednych sztućcach, które po chwili zostały jednak odłożone z zadziwiającym spokojem przez ich właściciela na talerz.

-A więc słucham- oznajmił nastolatek siląc się na jak najbardziej uprzejmy i spokojny to co doskonale mu wyszło. Lata doświadczenia nauczyły go już jak powinien obchodzić się z ojcem oraz zachowywać, gdy on jest w pobliżu.

-Razem z twoją matką najedliśmy się już wystarczająco dużo wstydu za twój wybryk w ostatnim semestrze. Udział w szkolnej bójce to czyn niegodny osoby naszego pochodzenia. Splamiłeś nasze nazwisko rodowe. Ten czyn godny jest potępienia, a nie pochwały. Uznaliśmy jednak, że jesteś na tyle mądrym chłopakiem, że sam potrafisz wyciągać wnioski z otrzymanych lekcji. Wierzymy, że nasz Wyjec, którego otrzymałeś wniósł coś do twojego życia podobnie jak przeprowadzona przez nas rozmowa, którą odbyliśmy, gdy ty tylko wróciłeś na przerwę zimową do domu- zakończył swój monolog mężczyzna czekając na reakcję ze strony swojego pierworodnego.

Barty niezbyt wiedział co odpowiedzieć na te przemyślenia, którymi podzielił się z nim ojciec. Wiedział jednak, że niegrzecznie byłoby siedzieć w milczeniu, więc w końcu zdecydował się na odpowiedź.

-Dziękuje i przepraszam. Obiecuję, że już więcej się na mnie nie zawiedziesz- oznajmił Barty jeszcze wtedy nie wiedząc jak niemało czasu zajmie mu złamanie tej obietnicy...

-Cieszymy się z tego razem z twoją matką. Wierzymy, że to się więcej nie powtórzy. Przechodząc jednak do innych, myślę że trochę jednak ważnienaszych kwestii... Za niedługo będziesz pisać OWUTemy, więc zapewne myślałeś już na jaki zawód chciałbyś się dokrztałcać po ukończeniu Hogwartu.

Barty przegryzł na te słowa wewnętrzną stronę policzka, ale poza tym nie dał po sobie poznać jak bardzo niepodoba mu się niespodziewanie obrany kierunek rozmowy. Mógł się jednak tego spodziewać, skoro ojciec po raz pierwszy od dłuższego czasu postanowił zjeść z nim i matką wspólnie posiłek i dodatkowo spędzić z nimi więcej czasu niż potrzeba na skonsumowanie jednego, takiego posiłku.

-Dobrze wiesz ojcze, że pragnę iść w twoje ślady i zrobić karierę w Ministerstwie tak jak ty- skłamał patrząc się w surowe oczy ojca.

Chłopak w końcu nie mógł przyznać się przed ojcem, że nic nie daje mu takiej radości jak nauka eliksirów oraz długie spędzanie czasu w opuszczonej szklarni w szkole, w której to rośliny zaczęły rosnąć tak jak im natura na to tylko pozwala bez nadzoru nikogo, a Barty zafascynowany przychodził tam by się pouczyć czy też po prostu pobyć samemu. Chłopak czuł, że jego przeznaczeniem nie jest wcale nudna posada za biurkiem w angielskim Ministerstwie Magii, a raczej coś bardziej szlachetniejszego według niego, jak praca jako Uzdrowiciel, ale nie w Świętym Mungu tylko w terenie lub odpowiednio przygotowanym do tego laboratorium gdzie też mógłby w spokoju odkrywać i badać nowe gatunki roślin, które stałyby się przełomem w wytwarzaniu nowych eliksirów leczniczych. Może jeden z nich mógłby pomóc jego matce...

Paper rose |Rosekiller|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz