29. Prawdy życia

30 5 0
                                    


Henryk Olinor-Burgia odebrał z Laliki Galatei niepokojące wieści. Matka przełożona przesłała mu wiadomość potwierdzającą, że Marco od dawna wiedział o przepowiedni, która mówiła, że nieokiełznane zło zrodzi się z czerwonego pyłu ziem Assos. Dopiero teraz skojarzył wyjazdy księcia na każde działania bojowe w tamtym rejonie z tym, czego właśnie się dowiedział. Nie rozumiał tylko jednej rzeczy: dlaczego bratanek nie kontynuował swojej misji i dlaczego nic mu o tym nie powiedział. Przecież razem mogliby zajść zdecydowanie dalej i odkryć tę tajemnicę.

Nie czekał, musiał się wszystkiego dowiedzieć i wjechał windą na najwyższe piętro Górnego Zamku. Bez jakichkolwiek zahamowań pchnął drzwi apartamentu księcia i wszedł do środka. Pewnie, gdyby zastał tam całe stado hasających złośliwych małp felpo z Pripegali, nie byłby tak zdziwiony jak w chwili, gdy zobaczył w salonie jego kochankę Weronikę.

Siedziała na skraju wielkiej półokrągłej kanapy, umieszczonej w okrągłym zagłębieniu podłogi, i coś trzymała w rękach - coś, co spadło jej na podłogę, gdy Henryk tak dynamicznie wtargnął do pokoju. Była drobnej budowy ciała i prawie gubiła się w tym wielkim i przestronnym wnętrzu. On jednak bez problemu wyczuwał żywe istoty i bezbłędnie odnajdywał je w przestrzeni.

Widok tej kobiety w zamku bardzo go zaskoczył. Wiedział o niej, widział ją kilka razy z daleka, ale traktował ją jako kolejny kaprys Marca. Nie spodziewał się jednak, że znajdzie ją w tym miejscu.

Była Azalką, a co za tym idzie, pewnie należała do dworu królowej Dafne. Wprawdzie Azalia była ich sprzymierzeńcem i razem współpracowali, łączyły ich liczne sojusze, a Monte Ro broniło ich granic przed Assos, wspierało ich i razem prowadzili wspólną politykę przeciw Basfie i Darfurowi. Jednak królowa Azalii była specyficzną osobą, miał wręcz przekonanie, że chorą na umyśle, zazdrosną kobietą, ale wolał takich sprzymierzeńców niż takich wrogów.

Henryk podszedł do niej, patrząc na nią chłodno, z pewnym zacięciem na twarzy.

- Co tu robisz? - zapytał z nieukrywaną złością.

Widział, jaka była przestraszona, jakby ją sparaliżowało.

- Marco mnie zaprosił - wyjąkała w końcu drżącym głosem i spuściła wzrok.

Henryk był potężnym mężczyzną, a ona pewnie o nim słyszała, wiedziała, w czyim zamku się znajduje, a teraz drżała ze strachu.

- To mój pałac i nie masz mojego pozwolenia na przebywanie w nim - prawie że warknął.

Zerwała się na równe nogi i skłoniła głowę, wiedząc teraz, kto stoi przed nią.

- Panie, Marco zaraz zejdzie z góry i wszystko ci wytłumaczy - wyjaśniła, prawie tracąc oddech.

To jednak nie przekonało Henryka. W zasadzie było mu na rękę, że chłopaka nie było. Nie życzył sobie tu takiego gościa, bo teraz już wiedział, kto odciąga bratanka od obowiązków i dlaczego tak bardzo ciągnęło go ostatnio do Monte Ro.

Podszedł do niej bliżej i spojrzał z góry.

- Wynoś się stąd i nie pokazuj mi się na oczy... Nie potrzebuję takich gości.

- Przepraszam, panie, nie chciałam cię rozgniewać - skłoniła się jeszcze niżej.

Nie potrzebował jej ubolewania i ukłonów.

- Idź do wewnętrznego teleportu - rozkazał, ale czuł, jak zbliża się wielka fala złości. Lepiej, aby już jej tu nie było i aby nie drażniła jego oczu swoją obecnością. - Masz kwadrans, aby opuścić pałac. Potem każę kapurom wtrącić cię do lochów w pałacu i nigdy już z nich nie wyjdziesz.

Świat rozdarty na dwoje. Nieokiełznane złoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz