4. Bogowie zza gór

88 20 5
                                    


Noc spędziła w kryjówce, którą znalazła u stóp wysokich gór. Obudziła się wraz ze świtem i rozejrzała dookoła. Przypomniała sobie wczorajszy odpoczynek nad jeziorkiem i pomyślała, że jest to jedno z tych miejsc, gdzie zostawia się kawałek serca. Widok ten zawsze już w niej pozostanie i nigdy go nie zapomni.

Była poobijana i zmarznięta. Rozprostowała palce i rozcierała je przez chwilę intensywnie. Potem postanowiła naciągnąć na plecy resztę kombinezonu. Udało się! Wszystko pasowało jak ulał. Mogła go zapiąć i osłonić się w całości. Pozostały tylko palce, ale te się domkną, zanim wejdzie w góry i w śnieg. Przyłożyła do kombinezonu płaski sześciobok na wysokości pasa. Chwilę to trwało, ale przylgnął do materiału kombinezonu, a potem wtopił się i połączył się z jego powłoką. Teraz mogłaby w razie potrzeby uruchomić kask, który osłoni jej głowę.

Uprzątnęła wszystko i wspięła się na skałę, aby mieć tarasową krainę przed sobą. Okolica na pierwszy rzut oka wyglądała spokojnie. Jednak jej uwagę przykuł pewien niewielki ruszający się punkt.

– Królik? – zdziwiła się, ale zwierzę wydawało się zbyt duże i zbyt szybko zbliżało się w jej kierunku. Spojrzała przez maskę. Musiała jej używać, dopóki kombinezon nie wygeneruje kasku, i znieruchomiała. Zobaczyła swojego psa. – Więc tym sposobem mnie znaleźli – pomyślała i szybko ogarnęła resztę krainy. Znalazła ich. Pięciu jeźdźców podążało jej śladem. Jechali dosyć szybko, dlatego nie czekała. Pozbierała swoje rzeczy i ruszyła przed siebie. Parła do przodu, ale miała wrażenie, jakby stała w miejscu. Droga była trudna, a na dodatek miała świadomość, że ucieka na oślep. Byle jak najdalej, byle do przodu. Nie było celu i nie było planu. Czas przestał istnieć.

Usłyszała radosne, dalekie szczekanie i jakiś czas później zobaczyła swojego kudłatego pupila. Ucho dobiegł do niej. Jego oczy błyszczały, biegał dookoła i radośnie poszczekiwał.

– Uspokój się, Ucho – powiedziała bezsilnie. – Widzę cię i mimo wszystko cieszę się, że tu jesteś.

Wraz z jego pojawieniem się, zdała sobie sprawę, że będzie musiała stanąć do walki. Tylko jak to zrobić? Pułapki i powolna eliminacja, a gdy pozbędzie się części ścigających, uderzy na nich? – zastanawiała się. A może uda jej się uciec?

Kopyta konia uderzały o podłoże. Musiała się skoncentrować. Na dodatek nagle zgasło słońce. Spojrzała za siebie. Nad tarasami kłębiły się dziwne czarne chmury. Ruszały się szybko i opadały w dół, jakby coś wielkiego próbowało usiąść na ziemi. Nie miała pojęcia, co to mogło być, bo na burzę to nie wyglądało. Nigdy nie widziała jeszcze czegoś takiego.

– Burza, nie burza, muszę pędzić... – powiedziała do siebie.

Jechała, wypatrując szlaku lub ścieżki, którą mogły wydeptać zwierzęta. Poganiała Taurusa. Ucho biegał niespokojnie, przystając co chwila i patrząc w stronę tarasów. Węszył długo, warczał, a potem zaczął piszczeć. Niepokój pupila udzielił się również jej.

Znów się obejrzała. Nic nie było widać, bo nad całą tarasową krainą wisiały ciemne chmury, wewnątrz których widziała błyski. Feeria migocących świateł wzmagała się, ale nie było słychać grzmotów. Wszystko się kłębiło. Chmury ruszały się groźnie, jakby coś potężnego i strasznego działo się w środku. Była przerażona. Co ona tu robiła i z czym miała do czynienia? Nawet nie wiedziała, jak z tym walczyć, a może powinna uciekać? Chmury przewalały się i sunęły w jej kierunku. Najpierw zignorowała to i ruszyła przed siebie ścieżką, którą odnalazła.

Trudna droga pochłonęła ją na tyle, że zapominała chwilami o burzowych, ciemnych chmurach. Jednak, gdy po raz kolejny się obejrzała, bo Ucho szczekał i strasznie ujadał, przeraziła się, bo były tak blisko. Zsiadła z konia i wycofała się pod półkę skalną, aby ukryć się przed nadciągającą burzą. Taurus ledwo się mieścił. Ucho nadal szczekał na chmury ze ścieżki, jakby to mogło je odgonić. Podbiegał i znów się wycofywał, i tak parę razy.

Świat rozdarty na dwoje. Nieokiełznane złoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz